Święta Bożego Narodzenia w Sydney

Kilka dni przed Świętami wpadł mi do głowy mały konspiracyjny pomysł. Postanowiłam zrobić moim współlokatorom świąteczną niespodziankę i zasiać trochę klimatu świątecznego w naszym mieszkaniu. Budżet miałam niewielki na ten cel, ale jednak udało się coś wykombinować:) W noc przed Wigilią rozwiesiłam po mieszkaniu małe świąteczne karteczki z motywującymi cytatami. Dodatkowo rozwiesiłam trochę kokardek. Karteczki, jak i kokardki służyły w zamiarze producentów do ozdobienia prezentów:) Następnie na szafce od telewizora zawiesiłam cztery świąteczne skarpety oraz łańcuch. Każdy miał swoją skarpetę z prezentem o budżecie dwóch dolarów ;p

Świąteczne dekoracje

Dwadzieścia cztery takie karteczki rozwiesiłam w salonie i kuchni, wszystkie z głębokim przesłaniem ;p

Jedna z karteczek z napisem Rozum jest jak latawiec, działa najlepiej, kiedy jest otwarty

Łukasz dostał figurkę szturmowca z filmu Gwiezdne Wojny (jest wielkim fanem tego filmu).

Ania dostała bloczek z naklejkami o treści: "dobra robota, super" itp. do nagradzania Łukasza;p

A Mordka dostał "medal dla najlepszego chłopaka", złoty!

Dodatkowo każdy dostał świątecznego, czekoladowego lizaka w kształcie mikołaja.

Medal Mordki z napisem zwycięzca

Pamiętajmy, że miały to być symboliczne prezenty, a celem było zaskoczenie, a nie jakość ;p

Po śniadaniu zabraliśmy się za gotowanie tradycyjnych polskich potraw Wigilijnych. W menu był barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, a na deser kluski z makiem i bakaliami.

Podczas gotowania barszczu dowiedziałam się, że najlepiej go robić dzień wcześniej. Cóż było już na to trochę za późno :)

Po wielkim gotowaniu, które skończyliśmy ok. 15.30, wybraliśmy się z Mordką na basen. Wierny Charlie biega zawsze ze mną wzdłuż basenu :)

Ok. 17 zaczęliśmy Wigilijną ucztę:)

Stół Wigilijny

Wieczorem, po kolacji poszliśmy na długi spacer i tak upłynęła Wigilia.

Pierwszego dnia Świąt wybraliśmy się na międzynarodowy piknik świąteczny w centrum Sydney. Było tam ok. 100 osób. Poznaliśmy dużo fajnych osób z różnych części świata m.in. z Brazylii, Chile, Iranu, Sri Lanki. Był to bardzo przyjemny, spędzony w świetnej atmosferze dzień. Podobno było kilka osób z Polski, ale my nie poznaliśmy żadnej z nich.

W tle nasza piknikująca grupka

Grupowe selfie

Drugiego dnia Świąt rano wybraliśmy się na start słynnego rejsu Sydney-Hobart. Musieliśmy sporo podejść, aby dostać się na punkt widokowy. W parku, do którego się wybraliśmy, było mnóstwo ludzi. Na szczęście znajdowało się tam kilka punktów, z których można było oglądać początek rejsu. Niektóre były bardziej, niektóre mniej zatłoczone. Udało nam się znaleźć miejsce z całkiem dobrym widokiem.

Zatłoczona plaża Manly, przy której mieszkamy obrazująca, w jaki sposób Australijczycy spędzają Święta

Filmik zrobiony po drodze:

Łodzie ustawiające się na linii startu

O rejsie Sydney - Hobart będzie oddzielny post, napisany przez naszego specjalistę od żeglarstwa!

Wracając z punktu widokowego

Spotkany po drodze pająk - Nephila, który wisiał przy ścieżce nic sobie nie robiąc z przechodzących tamtędy ludzi. Po zidentyfikowaniu go w internecie okazało się, że nie jest groźny dla człowieka.

Wracając z punktu widokowego zaszliśmy na plażę Shelly Beach, gdzie pływaliśmy z maską i rurką. Widzieliśmy sporo ciekawych rybek i jedną, która była największą rybą, jaką widzieliśmy w naturze. Nazwa tej ryby po polsku brzmi bardzo skomplikowanie Achoerodus i osiąga ona wymiary do 120 cm (osobnik, którego widzieliśmy, myślę, że był tej wielkości). Tym razem zapomnieliśmy kamerki, więc nie mamy jej zdjęć ani filmików.Bardzo nam się podobał snorkeling w tym miejscu. Jeszcze tam wrócimy!

Achoerodus - zdjęcie z internetu zrobione dokładnie na tej samej plaży Shelly Beach, być może widzieliśmy nawet tego osobnika! Samce są niebieskie, samice brązowe. Co ciekawe wszystkie ryby są najpierw  samicami, z wiekiem mogą zostać samcami. Żyją do 35 lat!

Wracając, spotkaliśmy na plaży bardzo dużo żeglarzy portugalskich. Jak się właśnie dowiedziałam, jest to polska nazwa dla blue bottle, organizmów wodnych żyjących w Australijskich wodach. Są to podobne do małych meduz stwory, który posiadają bardzo długi, niebieski ogonek, które powoduje bardzo bolesne poparzenia u ludzi. Zazwyczaj na plaży znajduję się znak ustawiony przez ratowników, informujący, że danego dnia jest bardzo dużo parzydełek w wodzie.

Blue bottle - porównanie z wielkością mojej stopy. Wydaję się takie małe, a potrafi naprawdę nieźle poparzyć

Blue bottle - żeglarz portugalski

Blue bottle - bardzo często w występują w skupiskach

Po powrocie do Manly zjedliśmy smaczny obiadek w stylu australijsko-angielskim, pieczeń wołową z pieczonymi warzywami. I tak upłynęły nam tegoroczne święta.

Na zakończenie wrzucam filmik, który przygotowaliśmy dla naszych znajomych, których psem się tutaj zajmujemy. Dodam, że wszystkich sztuczek nauczył się, od kiedy tu jesteśmy!

Mordki

Podróże to nasza pasja, którą chcemy dzielić się z innymi. Zaczynaliśmy od zwiedzania Europy, następnie odwiedziliśmy Azję, potem Australię i Nową Zelandię, a ostatnio podbijaliśmy Amerykę Środkową.

Podoba Ci się ten wpis?

Otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach

użyj czytnika RSS!

Polub nas na Facebooku

Zostaw komentarz