<![CDATA[Mordki w podróży]]>http://mordkiwpodrozy.pl/http://mordkiwpodrozy.pl/favicon.pngMordki w podróżyhttp://mordkiwpodrozy.pl/Ghost 2.19Thu, 08 Dec 2022 14:55:43 GMT60<![CDATA[Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne]]>Leżące w pobliżu miasteczka Siem Reap w Kambodży słynne Angkor Wat to wielki kompleks świątyń o powierzchni 400km². Dla porównania, Warszawa ma 517km². Największą i najlepiej zachowaną świątynią jest rzeczywiście Angkor Wat, jednak oprócz niej jest jeszcze wiele innych świątyń wartych odwiedzenia. Każda z nich jest inna, wyjątkowa. Cały kompleks

]]>
http://mordkiwpodrozy.pl/angkor-wat-kambodza-zwiedzanie-historia-ceny-co-zobaczyc/5c60fc36e8ccc321c69f7942Sun, 26 Jan 2020 16:58:18 GMT

Leżące w pobliżu miasteczka Siem Reap w Kambodży słynne Angkor Wat to wielki kompleks świątyń o powierzchni 400km². Dla porównania, Warszawa ma 517km². Największą i najlepiej zachowaną świątynią jest rzeczywiście Angkor Wat, jednak oprócz niej jest jeszcze wiele innych świątyń wartych odwiedzenia. Każda z nich jest inna, wyjątkowa. Cały kompleks został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Między IX, a XV wiekiem na jego terenie budowane były stolice i świątynie wspaniałego Imperium Khmerskiego. W XV wieku miasto zostało opuszczone przez mieszkańców i na kilkaset lat zapomniane pośrodku dżungli, aby w XIX wieku zostać ponownie odkryte i docenione.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Angkor Wat - najbardziej charakterystyczna świątynia
Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Mapa kompleksu Angkor Wat

Najważniejsze świątynie Angkor Wat

Świątynia Angkor Wat jest to perełka khmerskiej architektury, symbol Kambodży, który umieszczony również został na fladze narodowej. Pięć wież wybudowanych na trzech poziomach symbolizuje Górę Meru. Góra ta w mitologii hinduistycznej i buddyjskiej jest święta i jest uważana za centrum wszechświata, dlatego wiele świątyń budowanych było na jej wzór. Cała świątynia otoczona jest fosą, która ma symbolizować ocean. Świątynia została wybudowana podczas panowania króla Suryavarman'a II ku czci boga Wisznu jest więc świątynią hinduistyczną. Jej ściany pokryte są płaskorzeźbami, na których przedstawione są religijne legendy.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Wewnątrz świątyni Angkor Wat

Angkor Thom, czyli stolica wielkiego imperium khmerskiego, którą zamieszkiwało ok. 150 tysięcy ludzi. Angkor Thom w języku khmerskim oznacza wielkie miasto. Zostało one ustanowione stolicą za panowania króla Jayavarman'a VII i było centrum jego masywnych planów budowlanych. Świątynie znajdujące się na terenie Angkor Thom są buddyjskie i reprezentują styl bajonu, który charakteryzuje się dekoracjami w postaci kamiennych twarzy. Miasto zostało opuszczone w XVI w. , gdyż ambitne plany budowlane króla wycieńczyły imperium.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Brama miasta Angkor Thom

Monumenty Angkor Thom

Bajon to główna świątynia w Angkor Thom. Jest ona wyjątkowa, ponieważ składa się z 54 wież, a każda z nich ma 4 uśmiechnięte twarze na każdej ze ścian (patrzące w cztery strony świata). Uważa się, że to twarze króla Jayavarman'a VII, który był utożsamiany z buddą.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Świątynia Bajon

Baphuon znajduje się w pobliżu świątyni Bajon. Została wybudowana w połowie XI wieku na wzór Góry Meru (świątynia hinduistyczna) zadedykowana dla boga Shiva za czasów króla Udayaditywarman'a II. W XV w. została przerobiona na świątynię buddyjską i umieszczono tam wielki posąg leżącego buddy.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Świątynia Baphuon

Taras króla Leper'a (trędowatego króla)  Najwyższa część tarasów otaczających królewski plac w Angkor Thom. Wybudowany w końcówce XII wieku podczas panowania króla Jayavarman'a VII. Został nazwany na część statuetki, która na nim stoi. Kiedy został usunięty mech, odbarwienia dały statuetce wygląd osoby trędowatej.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Posąg króla Lepera

Taras Słoni to taras, z którego król Jayavarman VII obserwował wracające ze zwycięskich wojen wojska.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Taras słoni - tutaj król witał powracające z bitew wojska

Inne (popularne) świątynie

Ta Phrom Świątynia stała się słynna po kręceniu w niej filmu Lara Croft, z tego też powodu jest ona bardzo popularna wśród turystów. Jest ona iście magiczna ze względu na fakt, że mury przeplatają się w niej z wielkimi konarami drzew. Była ona buddyjskim klasztorem typowym dla stylu bajońskiego.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Świątynia Ta Phrom

Preah Khan (Królewski Miecz) - świątynia zbudowana w podobnym stylu oraz czasie co Ta Phrom (XII wiek za panowania króla Jayavarmana VII). Król wybudował ją na cześć swojego ojca, który wygrał ważną walkę w tym miejscu. Podejrzewa się, że Preah Khan było kiedyś miastem. Cztery drogi przechodzą nad fosą i są wysłane posągami.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Preah Khan

Neak Pean świątynia również wybudowana za panowania króla Jayavarmana VII na małej sztucznej wysepce. Miejsce to było celem pielgrzymek, do którego ludzie przychodzili, aby obmyć z siebie grzechy.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Neak Pean to świątynia - wyspa na jeziorze

Ta Som wybudowana za czasów króla Jayavarmana VII świątynia dedykowana dla jego ojca lub nauczyciela w stylu bajońskim.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Ta Som

Eastern Mebon

Eastern Mebon świątynia wybudowana za czasów króla Rajendravarmana'a II i ukończona w 953 r. n.e. dedykowana dla boga Shiva i rodziców króla. Zlokalizowana w środku ogromnego zbiornika wodnego zwanego East Barray, który jest wyschnięty od wieków. W dawnych czasach świątynia była dostępna tylko przez podróż łodzią. Na szczycie znajduje się pięć wieży: centralna zadedykowana dla boga Shiva, północno-wschodnia dla Vishnu, południowo-wschodnia dla Brahmy, i zachodnie wieże dla rodziców króla. Jako świątynia hinduistyczna zbudowana jest na wzór Góry Meru.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Eastern Mebon

Informacje praktyczne

Ceny biletów (na rok 2020)
  • Jednodniowy 37 USD
  • Trzydniowy 62 USD
  • Siedmiodniowy 72 USD
  • Dzieci poniżej 12 lat wchodzą za darmo
  • Dostępna jest płatność kartą.
  • Trzydniowy bilet jest ważny 10 dni od daty wydania, 7-dniowy przez miesiąc.
  • Na biletach jest zamieszczone zdjęcie kupującego. Robione przy kupowaniu biletu.
  • Bilety kupuje się centrum, które znajduje się w innym miejscu niż świątynie. Otwarte jest one codziennie od 5 rano do 17.30. Bilety kupione po 17 są ważne na drugi dzień. Link do mapki

Godziny otwarcia świątyń

Większość świątyń jest otwarta od 7:30 do 17:30. Z tym że:

  • Angkor Wat i Srah Srang są otwarte od 5:00 do 17:30, aby umożliwić oglądanie wschodów słońca.
  • Phnom Bakheng i Pre Rup są otwarte od 5:00 do 17:30, aby oglądać z nich i wschody i zachody słońca.
Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne

Jak zwiedzać Angkor Wat?

  • Rower - jest to najtańsza forma zwiedzania, około 2 USD na dzień. My nie podjęliśmy się tego wyzwania. biorąc pod uwagę upał, samo chodzenie po świątyniach było już dla nas wystarczającym wyzwaniem.
  • Skuter - podobno jeżdżenie skuterem bez międzynarodowego prawa jazdy na motocykl jest w Siem Reap zakazane i policja poluje na turystów, żeby im wlepić mandaty. Nie wiem, czy to prawda, bo skutera zdecydowaliśmy się z tego powodu nie wynajmować.
  • E-bike - rower elektryczny, który wygląda prawie jak skuter. Wynajęcie go na dzień kosztuje 10 USD i podobno można nim przejechać 50 km. Niestety jest jednoosobowy.
  • Tuk Tuk - moim zdaniem najwygodniejsza opcja. Ceny tuk tuka za dzień to 15-20 USD (za wschód i zachód słońca trzeba dopłacić). Kierowca obwozi nas albo tzw. małą, albo dużą pętlą. Nie musimy się o nic martwić, bo kierowca wie wszystko, co trzeba. Nasz kierowca bardzo dobrze mówił po angielsku i bardzo go polecam, w dodatku zaprosił nas ostatniego dnia na domówkę. (Nak, nr telefonu: 010519599).
    Aplikacja do rezerwacji przejazdów w Kambodży to PassApp
Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne

Duża i mała pętla - co to takiego?

Dla ułatwienia zwiedzającym przemieszczania się po kompleksie świątyń ustanowiono tzw. małą i dużą pętlę, na których znajdują się najważniejsze świątynie. Oczywiście w kompleksie są też inne, oddalone nawet o kilkadziesiąt kilometrów świątynie i dojazd do nich jest droższy. Polecam ściągnąć aplikację Angkor Wat (Smart Guide), w której mamy mapę tras oraz oznaczone punkty z opisem. Za dodatkową opłatą można wykupić przewodnik audio. Wszystko w języku angielskim.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Żółty kolor mała pętla, biały - duża

Ubiór

Ze względu na fakt, że kompleks składa się głównie ze świątyń, obowiązują zasady odpowiedniego ubioru. Ramiona oraz kolana powinny być zakryte. Jest to bardzo skrupulatnie sprawdzane i możemy nie zostać wpuszczeni do świątyni, jeżeli nie będziemy tego przestrzegać.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Dresscode w świątyniach Angkor Wat

Jak uniknąć tłumów?

Oczekiwaliśmy strasznych tłumów. Może dzięki temu byliśmy pozytywnie zaskoczeni. Zdecydowaliśmy się zwiedzać Angkor w nietypowych godzinach, czyli w środku dnia. Oczywiście w środku dnia panuje największy upał, nie są więc to godziny polecane na zwiedzanie. Jednak dzięki temu w tym czasie w świątyniach jest trochę luźniej. Dodatkowo darowaliśmy sobie słynne i oblegane wschody i zachody słońca, czego w ogóle nie żałujemy. Trzeba jednak być świadomym, że turyści w świątyniach są zawsze i tego nie da się uniknąć.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Tłumy w świątyni Bajon

Angkor Wat w jeden dzień?

Przy planowaniu podróży każdy zastanawia się jak dużo czasu potrzeba na zwiedzenie Angkor Wat. Odpowiedź zależna jest od tego, jak bardzo jesteśmy zainteresowani historią, świątyniami itp. Postawienie naszych stóp w najsłynniejszych świątyniach, czyli Angkor Wat, Bajon i Ta Phrom jest wykonalne w jeden dzień. Odwiedzenie wszystkich świątyń opisanych w poście zajęło nam dwa dni. I myślę, że nie warto ich upychać na jeden dzień, bo będziemy tym zwiedzaniem znudzeni i zmęczeni. W naszym przypadku dwa dni były zupełnie wystarczające, nie jesteśmy historykami, chcieliśmy zobaczyć to miejsce spróbować zrozumieć i poczuć. Myślę, że nam się to udało. Angkor Wat zwiedzaliśmy bez przewodnika, ale wcześniej odwiedziliśmy Muzeum Narodowe Angkor Wat w Siem Raep, które świetnie wyjaśnia historię i znaczenie Królestwa Khmerskiego i w związku z tym kompleksu Angkor Wat.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne

Czy warto odwiedzić Angkor Wat?

Będąc w Kambodży zdecydowanie warto. Jeżeli nie jesteśmy fanami historii to chociaż na jeden dzień, w końcu to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc na świecie, duma i symbol Kambodży. Należy spodziewać się tłumów jak w każdym takim miejscu, wystarczy się tylko na to psychicznie przygotować. Natomiast magia tego miejsca robi swoje i na długo je zapamiętamy.

Angkor Wat w Kambodży - przewodnik i informacje praktyczne
Flaga Kambodży i widoczny piktogram głównej świątyni Angkor Wat
]]>
<![CDATA[Przewodnik po Koh Mak]]>Koh Mak to wyspa mająca 16 kilometrów kwadratowych leży w Zatoce Tajlandzkiej w sąsiedztwie wysp Koh Chang i Koh Kut. Jest największą prywatną wyspą na terenie Tajlandii, a jej losy leżą w rękach kilku rodzin. W dużej mierze jest nadal pokryta przez plantacje. Poza turystyką, produkcja kauczuku i oleju kokosowego

]]>
http://mordkiwpodrozy.pl/tajlandia-przewodnik-koh-mak-koh-kradat-koh-kham/5c5d0c6ce8ccc321c69f7803Sun, 16 Jun 2019 08:58:49 GMT

Koh Mak to wyspa mająca 16 kilometrów kwadratowych leży w Zatoce Tajlandzkiej w sąsiedztwie wysp Koh Chang i Koh Kut. Jest największą prywatną wyspą na terenie Tajlandii, a jej losy leżą w rękach kilku rodzin. W dużej mierze jest nadal pokryta przez plantacje. Poza turystyką, produkcja kauczuku i oleju kokosowego stanowi główny dochód mieszkańców.

Przewodnik po Koh Mak


Na wyspie znajdują się dwie główne wioski. Baan Ao Nid na południowym wschodzie, zamieszkała przez około 50 rodzin wraz ze szkołą oraz świątynią. Druga wioska Ban Laem Son położona jest na północno-zachodnim krańcu, z dala od turystycznej części wyspy.

Przewodnik po Koh Mak

Dojazd na Koh Mak z Bangkoku

Opcja szybka

  • Lot z Bangkoku do miejscowości Trat (koszt około 2500/3500 baht), następnie taksówka z przystanku do portu (ok. 600 baht) i łodka na wyspę.
  • Prywatna taksówka z Bankoku do portu Laem Ngob, nastepnie łódka na wyspę (ok. 3500 baht)
  • Łączony bilet na minibus i łódkę (ok. 900 baht) www.boonsiriferry.com

Opcja tania

Autobusem do portu Laem Ngob i wzięcie łódki na wyspę. Łódka w jedną stronę to ok. 450 baht a autobus 200 baht za osobę.

  • Minibusy odjeżdżające z placu Victory Monument w Bangkoku. Zajmuje to około 4h
  • Autobus z Morchit (Chatuchak), czyli północnego terminala, albo z Ekkamai czyli        wschodniego terminala. Podróż trwa około 6h. Autobusy odjeżdżają z Ekkamai o 7:45 i 9:00 i zatrzymują się na lotnisku Suvarnabhumi po drodze. Lepiej się stawić wcześniej, bo nasz autobus odjechał 10 minut przed czasem!
Przewodnik po Koh Mak
Plaże Koh Mak z lotu ptaka 

Łodzie na wyspę

Na Koh Mak odpływa z portu Laem Ngob kilka łodzi, które płyną w różne miejsca na wyspie, więc warto zorientować się, na który punkt wyspy płynie nasza łódź, żeby nie wylądować na jej drugim końcu niż nasz nocleg.

Porty na wyspie Koh Mak:

  1. Seatels pier (Ao Nid Pier)
  2. Panan Pier (Koh Mk Resort)
  3. Lilawadee (Makatanee)

Rozkłady często ulegają zmianie, warto zaglądać tutaj: Rozkład łodzi na rok 2018/2019

Gdzie spać na Koh Mak?

Całe wybrzeże usłane jest resortami w różnym przedziale cenowym. Bardzo tanią opcją z bardzo prymitywnymi chatkami na plaży i bardzo smacznym jedzeniem w restauracji jest resort Island Hut. Jednak nie jest to miejsce dla osób szukających luksusu. Przy najpiękniejszej plaży znajduje się Koh Mak Resort, Seavana Resort, czy Happy Days Resort. Miejsca te jednak nie należą do najtańszych. Na wyspie można też znaleźć jeszcze bardziej ekskluzywne, bardzo drogie resorty. My spaliśmy w dżungli, gdzie mieliśmy nocleg za darmo w zamian za wolontariat. Więcej o tym tutaj

Przewodnik po Koh Mak
Nasz nocleg - stara przetwórnia kokosów przerobiona na klinikę dla zwierząt

Najpiękniejsze plaże

Jak to na wyspę przystało, Koh Mak jest otoczona plażami. Kilka z nich przypadło nam szczególnie do gustu. Na plażach trzeba uważać na meszki i meduzy.

Ao Soun Yai Beach

Na północnym zachodzie wyspy, przy Koh Mak Resort.

Przewodnik po Koh Mak

Turtle Beach

Aby się na nią dostać trzeba przejść spacerkiem przez dżunglę ok. 20 minut.

Przewodnik po Koh Mak
Turtle beach

Zachodnie wybrzeże

Całe zachodnie wybrzeże od Big Easy po Ao Kao Resort ma bardzo ładną plażę. Najbardziej turystyczna część wyspy, ale nawet w szczycie sezonu można się cieszyć niemal pustą plażą.

Przewodnik po Koh Mak

Cinnamon Resort

Odosobniony zakątek na wschodnim wybrzeżu. Punkt wypadowy na pobliską wyspę jeleni - Koh Kradat.

Przewodnik po Koh Mak
Cinnamon Resort

Ao Pong

Polski akcent w Tajlandii (http://aopong.pl/) Prowadzony przez Michała malowniczo położony ośrodek na południu wyspy. Najlepsze miejsce do nurkowania na wyspie, ze względu na rafę blisko plaży. Można tu spotkać niebezpieczną rybę motyl (ang. lion fish) i inne egzotyczne zwierzęta morskie.

Przewodnik po Koh Mak
Lion Fish 

Nocleg za darmo?

Najtańsze noclegi najlepiej znajdować na miejscu. Jednak w sezonie większość najlepszych miejsc jest zarezerwowana. Rezerwując przez internet często używamy booking.com, który ostatnio zrobił promocję i można użyć naszego linku polecającego https://www.booking.com/s/34_6/pawe0446 Booking za rezerwację zapłaci wam 75zł, czyli jedna noc na Koh Mak na koszt amerykańskiej firmy ;)

Transport na Koh Mak

Dostępne są taksówki oraz wynajem rowerów. Zdecydowanie najłatwiejszą opcją jest jednak wynajęcie skutera. Koszt to 250/300 bahtów za dobę. Niektóre punkty wypożyczają również kaski, jednak większość osób jeździ bez nich. Ruch na wyspie jest mały, więc nie ma większych problemów z odnalezieniem się na drogach. Wato, jednak być ostrożnym, gdyż poobijani turyści po wywrotkach na skuterze to nierzadki widok.

Przewodnik po Koh Mak
Gdzie kończy się droga gdzieś na północy wyspy.

Internet

Wifi dostępne w wielu miejscach, dobrej jakości. Najlepiej jeszcze w Bangkoku kupić kartę (AIS) z dobrym pakietem internetu. Na wyspie zasięg sieci komórkowej jest bardzo dobry.

Przewodnik po Koh Mak
Drink urodzinowy :)

Gdzie jeść na Koh Mak?

Ceny w miejscach turystycznych potrafią być dużo wyższe niż te w miejscach dla lokalesów. Posiłek można znaleźć w cenie od 40-60 baht do 200-300 baht, koktajle owocowe od 40 baht do 100 baht. Naszymi ulubionymi restauracjami na wyspie ze względu na stosunek jakości do ceny były Island Hut i Q-bar. Dobre jedzenie można zjeść w Happy Days Resort, ale jest dużo droższe. Jedną z bardziej wyrafinowanych restauracji jest Chic&chill. Popularnym miejscem jest również jedyna na wyspie pizzeria - tzw. Pizza Shop. Główna ulica turystyczna jest pełna knajpek, jednak naszym zdaniem było tam bardzo drogo, a jedzenie nie było tak smaczne, jak w wyżej wymienionych miejscach.

Przewodnik po Koh Mak

Co robić na Koh Mak?

Na wyspie można uprawiać jogę, jeździć rowerem, nurkować, uczyć się tajskiej sztuki gotowania czy sztuk walki. Ostatnio otworzył się również lokal Coco bar, w którym można poimprezować. Raz w miesiącu jest tam impreza, z której 50% utargu jest przekazywanych dla fundacji Koh Mak Animal Clinic. Przy Ao Pong jest najlepsze miejsce do nurkowania z maską i rurką z plaży. Na wyspie są dwie szkoły nurkowania. W pobliżu są też małe wyspy Koh Kradat oraz Koh Kham, które warto odwiedzić. Na Koh Mak znajduje się buddyjska świątynia warta odwiedzenia. W soboty rano można udać się na akcje zbierania śmieci Trash Hero, po której jest darmowy lunch w pizza shopie w dodatku jest on bardzo smaczny.

Przewodnik po Koh Mak
Buddyjska świątynia, przy której znajduje się też krematorium

Snorkeling / nurkowanie w Parku Narodowym Koh Rang

Będąc na wyspie warto wybrać się na snorkeling do Parku Narodowego Koh Rang. Dopłynięcie tam na własną rękę jest raczej niemożliwe, gdyż znajduje się on dosyć daleko. Warto jednak skorzystać z jednodniowych wycieczek organizowanych przez jedno z dwóch ośrodków nurkowych na wyspie. W cenę wliczone są sprzęt, napoje, owoce i lunch.

Przewodnik po Koh Mak
Przewodnik po Koh Mak

Kajakami na Koh Kham w poszukiwaniu rajskiej plaży

Wyspa Koh Kham jest oddalona o kilometr od plaży Ao Soun Yai Beach na Ko Mak. Można dostać się tam łódką z Ko Mak Resort albo kajakiem, które można wypożyczyć w wielu miejscach. My wybraliśmy opcję z kajakiem. Jest to prywatna wyspa, na której planowano zbudować bardzo ekskluzywny resort. Plotki głoszą, że piasek przywieziono na nią z Hawajów.

Przewodnik po Koh Mak


Rzeczywiście piasek na głównej plaż jest bardzo drobny i biały. Nie znajdziemy takiego piasku na pobliskiej Koh Mak. Plotki również głoszą, że właściciel wyspy zbankrutował, dlatego ośrodek jest niedokończony. Podobno wyspa jest na sprzedaż za 25 milionów euro. Aktualnie, aby na nią wejść, należy zapłacić 100 bahtów. Poza małym sklepikiem na plaży nie ma tu zbyt wiele. Można zatrzymać na noc w namiocie. W opuszczonych domkach są nawet okna i przewody elektryczne. Ośrodek wykończony był w ok. 70%. Podążając ścieżką wgłąb dżungli można dojść na punkt widokowy. Wokół wyspy również można popływać z maską i rurką.

Przewodnik po Koh Mak

Koh Kradat - wyspa jeleni

Jest to prywatna wyspa na północnym wschodzie Ko Mak. Słynie ona z zamieszkujących ją jeleni, pokryta jest palmami, a zamieszkuje ją podobno tylko ok. 20 osób. Podobno w XIX wieku król Rama V zadecydował o przywiezieniu jeleni na wyspę. Jedyne zabudowania znajdują się na jej południu przy porcie. Podczas odwiedzania wyspy obowiązuje opłata, w którą wliczona jest wycieczka traktorem, albo skuterem wokół wyspy. W tym zatrzymanie się na jednej z najładniejszych plaż. Co ciekawe podczas naszej wycieczki zostawiono nas na plaży i do portu musieliśmy wracać wzdłuż brzegu pieszo. Co okazało się bardzo fajną przygodą. Czuliśmy się jak rozbitkowie na bezludnej wyspie.

Przewodnik po Koh Mak


W teorii na wyspę można by się było dostać kajakiem, gdyż leży niedaleko, jednak nie ma gdzie go wypożyczyć. W związku z tym użyliśmy łódki, która kursuje o określonych godzinach z Cinnamon Resort. Łódkę można również wynająć w Laem Son, czy Little Moon Villa.

Przewodnik po Koh Mak
Plaże na Koh Kradat

Trash Hero

Akcja sprzątania wyspy organizowana jest w każdą sobotę o 9 rano. Nie trzeba się zapisywać, uprzedzać o swojej wizycie, wystarczy się stawić rano w Pizza Shopie skąd odjeżdżają busy na plażę, na której danego dnia będą zbierane śmieci. Zapewnione są dowóz, worki, rękawiczki. Koszulki można kupić za donacją ok. 100 bahtów. Akcja trwa zazwyczaj 2-3 godziny. Po sprzątaniu zapewniony jest darmowy lunch. Do tej pory akcja miała miejsce 67 razy na wyspie i zebrano ponad 20 ton śmieci Link do strony Trash Hero

Przewodnik po Koh Mak

Podsumowując

Koh Mak to jeszcze mało znana wyspa. Większość osób jeździ na wyspę Koh Chang. Pomimo że na Koh Mak znajduje się sporo turystów, to wszyscy gdzieś się rozjeżdżają i nie raz możemy mieć piękną plażę tylko dla siebie. Po spędzeniu tutaj dłuższego czasu można poczuć wspaniały klimat, co jest przyczyną, że wiele osób wraca na nią latami. Koh Mak trzeba poczuć!

Przykładowe ceny na Koh Mak 2019

Cena w BHT
Łódź na wyspę 250
Autubus z Bangkoku do Leam Ngob 240
Wycieczka snorkellingowa 1000
Wynajem skutera 300
Kajak 4 godziny 150
Wejście na wyspe Koh Kham 100
Łódź na Koh Kradat (1os) 200
Wstęp na Koh Kradat 150
Pranie 1kg 60
Ceny obiadu w restauracjach 40-200
Kawa 30
Piwo Chang 60
]]>
<![CDATA[Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!]]>Marzy wam się czasem zamieszkanie przy rajskiej plaży? Od dłuższego czasu chodził mi po głowie pomysł pracy w jakimś egzotycznym kraju. Chciałam połączyć wakacyjny wyjazd z wykorzystaniem mojego zawodu. I tak oto pewnego listopadowego wieczoru zauważyłam na facebookowej grupie o nazwie “veterinary volunteering” post Kevina z Animal Clinic leżącej na

]]>
http://mordkiwpodrozy.pl/koh-mak-animal-clinic-tajlandia/5c53d605e8ccc321c69f75b8Fri, 08 Feb 2019 03:28:32 GMT

Marzy wam się czasem zamieszkanie przy rajskiej plaży? Od dłuższego czasu chodził mi po głowie pomysł pracy w jakimś egzotycznym kraju. Chciałam połączyć wakacyjny wyjazd z wykorzystaniem mojego zawodu. I tak oto pewnego listopadowego wieczoru zauważyłam na facebookowej grupie o nazwie “veterinary volunteering” post Kevina z Animal Clinic leżącej na wyspie Koh Mak w Tajlandii. Poszukiwał on lekarzy weterynarii do pomocy, w zamian oferował darmowy nocleg. Bez dłuższego zastanowienia napisałam do niego wiadomość, szybko ustaliliśmy daty mojego wolontariatu i bez zadawania zbyt wielu pytań zadeklarowałam się na przyjazd! Bilety do Bangkoku kupiłam na drugiego stycznia. Z Bangkoku busem, a następnie łodzią dostaliśmy się na wyspę. Mieliśmy tam spędzić 3 tygodnie. Mordka miał bez zmian pracować zdalnie, a ja miałam pomagać w lecznicy.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Wyspa Koh Mak

Leży na Zatoce Tajskiej w sąsiedztwie słynnej wyspy Koh Chang oraz mniej znanej, za to bardziej luksusowej Koh Kut. Koh Mak jest najmniej turystyczną z tej trójki, za to przez wielu ludzi uwielbianą. Wyspa podobno jest w rękach jednej bogatej rodziny, która bardzo uważnie kontroluje co się na niej dzieje. Jakie nowe lokale się tam otwierają i w którym kierunku idzie jej rozwój. Wyspa jest zdecydowanie warta odwiedzenia i napiszę o niej oddzielny post.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Koh Mak Animal Clinic

Lecznica, której funkcjonowanie opiera się w 100% na donacjach i wolontariuszach, powstała ok. 4 lata temu, jednak pierwszy lekarz weterynarii dotarł tam dopiero w październiku 2018. Jak doszło do jej powstania? Za tym kryje się romantyczna historia.

Pewien Amerykanin o imieniu Kevin przyjechał 6 lat temu na wyspę ze swoją żoną. Kevin ma dom na Hawajach i zajmuje się budową domów. Wyspa Koh Mak spodobała mu się tak bardzo, że postanowił na niej zamieszkać. Jego żona natomiast nie mogła znieść widoku cierpiących na różne choroby psów na wyspie. Wtedy powstał pomysł otworzenia lecznicy. Dzięki jego staraniom, zapałowi oraz przychylności lokalnego, wpływowego człowieka 4 lata później, kiedy dotarłam na wyspę, ujrzałam bardzo dobrze wyposażoną (jak na dostępne możliwości i warunki) lecznicę.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Nasz zespół

Podczas naszego pobytu ekipa wolontariuszy składała się z Kevina, Marisy i Moniki. Krótki epizod miał w niej również Amerykanin Scott. Kevin oczywiście odpowiada za wszystkie relacje kliniki z ludźmi na wyspie i za całą organizację techniczną lecznicy. Od wszystkich kwestii medycznych byłam ja. Marisa (hiszpanka, która postanowiła zrobić sobie rok przerwy w pracy i podróżować) w lecznicy pełniła funkcję menadżerki, a w rzeczywistości robiła wszystko, co było potrzebne. Od zakupów, po karmienie zwierząt i sprzątanie klatek. No i trzecia osoba, moja prawa ręka- Monika - studentka czwartego roku medycyny weterynaryjnej, która pełniła funkcję pielęgniarki. Mordka, jako pół wolontariusz wspierał nas przy drobnych pracach i mnie mentalnie:D
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Warunki mieszkalne

W budynku lecznicy znajdują się aktualnie trzy pokoje - dwa dwuosobowe i jeden jednoosobowy. Do dyspozycji jest również otwarta kuchnia i stół przy którym zazwyczaj przesiadywaliśmy oraz łazienka. W najbliższym czasie Kevin ma zamiar dobudować kolejne pokoje. Warunki nie były luksusowe, ale wystarczające.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Organizacja pracy

Struktura wolontariatu w lecznicy nie jest jeszcze do końca określona. Jak wygląda cała organizacja pracy, zależy to od aktualnie znajdującej się tam grupy, ilości osób oraz weterynarzy. Podobno była grupa, która wstawała bardzo wcześnie i uprawiała jogę na plaży rano. My natomiast z każdym kolejnym tygodniem wstawaliśmy coraz później. W pierwszym tygodniu była to 7 rano, natomiast w trzecim, gdy zmęczenie dawało się we znaki, wstawaliśmy po 8. Nie pomagał fakt, że w pierwszym tygodniu prawie każdego wieczoru była jakaś impreza;p Ilość pracy zależy również od grupy. Pracy w lecznicy nie brakuje, spokojnie można pracować od rana do wieczora, tyle jest rzeczy do zrobienia i zwierząt do leczenia, limitem są tylko nasze chęci. Czasami kończyliśmy pracę o 14, a czasami o 20, w zależności od ilości pacjentów. Jak to w lecznicach bywa, często po kolacji musiałyśmy jeszcze wrócić do naszych szpitalnych pacjentów.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Pierwsze kroki

Wyspa nie jest najmniejsza, a wszyscy się jednak mniej lub bardziej znają. Przez pierwszych kilka dni Kevin przedstawiał mnie wszystkim jako panią doktor. Dzięki temu dość szybko udało mi się poczuć jak u siebie i gdzie nie pojechałam, widziałam znajome twarze. Adresy na wyspie nie funkcjonują, przynajmniej my naszych pacjentów rozróżnialiśmy po lokalizacji np. pies przy pizzerii, czy przy restauracji E-San. Co ciekawe w Tajlandii fakt posiadania zwierzęcia jest bardzo względny. Owszem część zwierząt ma właścicieli, którzy się nimi opiekują i czują się za nie odpowiedzialni. Większość zwierząt jednak jest przez Tajów karmiona, każdego dnia przez lata i zwierzęta te żyją w jednym miejscu np. przy danej restauracji, jednak ta restauracja nie czuje się ich właścicielem. Z drugiej strony, aby takie zwierzę wysterylizować, należy dostać ich zgodę.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Komunikacja z Tajami

Oczywiście jeżdżąc do naszych pacjentów, tudzież przyjmując ich w lecznicy, często musiałyśmy komunikować się z ich opiekunami. Co nie było najłatwiejsze, biorąc pod uwagę, że my po Tajsku znałyśmy 4 słowa "taman" -serylizacja, "burijak" - donacja "kop kun ka" - dziękuje i "saładika"- cześć. Oczywiście lokalni mieszkańcy nie mówili po angielsku. Niesamowitą pomocą okazał się tłumacz Google'a, w którym wpisywałyśmy pytania, czy porady. Tajowie okazali się bardzo wdzięcznymi ludźmi, którzy nieraz dawali nam donację finansową, czy też w postaci smacznego jedzenia.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Jak więc wyglądał typowy dzień?

Jeżeli była szansa próbowaliśmy robić zabiegi sterylizacji. Każdego dnia natomiast jeździliśmy po wyspie, lecząc naszych pacjentów, których liczba wahała się od zera do dziesięciu. Dodatkowo w lecznicy znajdowali się pacjenci szpitalni np. kociaki z kocim katarem czy panleukopenią (parwowiroza kociąt), które nie rzadko wymagały intensywnej opieki. Co więcej, mieszkała z nami nasza mała ferajna, którą trzeba było nakarmić oraz ogarnąć - Tin Tin (kot), Dori (pies) oraz 4 szczeniaki. Miałyśmy ręce pełne roboty!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Nasi pacjenci - wybrane przypadki

Guu
Mieszkanka naszej ulubionej restauracji na wyspie (Island Hut). Dzięki temu nasza relacja z nią rozwinęła się w stronę bardzo głębokiej przyjaźni. Za każdym razem witała nas z merdającym ogonkiem, przychodziła do naszego stolika i nierzadko odprowadzała nas do skutera. Pojawiła się ona w lecznicy drugiego dnia po naszym przyjeździe. Przyczyną było ropne zapalenie skóry wtórne do alergii na pchły. Kilka dni chodziła w plastikowej obroży. Po kilku dniach skóra Guu wyglądała dużo lepiej! Na zdjęciu poniżej wygląda na smutną, jednak w rzeczywistości obroża jej nie przeszkadzała, nadal chodziła po restauracji, merdając ogonem, a na plaży wykopywała kraby, co spowodowało, że wydawała się jeszcze bardziej rozkoszna!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Pies z Restauracji E-San
Do lecznicy przyjechał na kastracje. Po premedykacji, podczas wyciągania z klatki wymsknął się nam i uciekł do dżungli!! Wystraszony uciekał od nas zboczem dżungli i dopiero w połowie zbocza udało nam się go złapać. Był tak przerażony, że zrobił się agresywny, w związku z tym, aby bezpieczniej go przetransportować, umieściliśmy go w klatce, którą musieliśmy wciągnąć z nim na pokładzie na górę zbocza. Co więcej, następnego dnia po kastracji sam siebie wypisał ze szpitala, jakimś sposobem udało mu się otworzyć klatkę i samodzielnie dobiegł do swojego domu, który na szczęście był w pobliżu. Takich przygód w Europie nie miewałam!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Sunia z restauracji na głównej ulicy
Kilku turystów zgłosiło nam jej poważne problemy skórne, które okazały się zapaleniem ropnym skóry, wymagającym dłuższego leczenia i codziennych wizyt przez ponad tydzień. Dzięki temu nawiązałyśmy z nią świetną relację ( za każdym razem przywoziłyśmy jej smacznego kurczaczka). Przez pierwsze kilka dni była nieufna i chowała się od nas, ale po kilku dniach sama do nas wybiegała:)
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Drinky Drunky
Został do nas przywieziony przez parę turystów, którzy znaleźli go na ulicy wyjącego z bólu i niemogącego się podnieść. Kiedy go zobaczyłam, nie był w stanie stać, miał przeprost szyi w kierunku dogrzbietowym i przewracał się na prawą stronę. Oczywiście w naszych warunkach zaawansowana diagnostyka nie była możliwa. Wydawało się, że ma uszkodzenie w odcinku szyjnym kręgosłupa. Nie dawałam mu praktycznie szans na polepszenie. Po 24 godzinach leków przeciwbólowych, przeciwzapalnych i kroplówce poczuł się dużo lepiej, a po 48 godzinach zaczął już biegać z innymi szczeniakami! Co prawda dalej miał zawahania równowagi, stąd geneza jego imienia Drinky Drunky, czyli pijany (został tak nazwany przez Marisę).
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Kociaki z kocim katarem
Jedna z najczęstszych chorób kociaków, czyli koci katar. Zmora w środowiskach kotów nieszczepionych. Ta piękna para- sól i pieprz, chłopak i dziewczyna, ma się na szczęście już dobrze. W dodatku mieli też kokcydiozę ( pasożyt, prawdopodobnie zaraziły się od kur mieszkających na tym samym podwórku).
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Kociaki z panleukopenią
Kolejna choroba, której łatwo zapobiec szczepieniami. Niestety na Koh Mak szczepienia zwierząt to jeszcze abstrakcja. Dwóch z kociaków niestety nie udało nam się uratować, trzecią czarną kotkę po bardzo intensywnej terapii odzyskałyśmy z drugiej strony tęczowego mostu. Jej też nie dawałam dużych szans, na szczęście udało się i zwyciężyła tę walkę po bardzo intensywnym leczeniu! Jak wyjeżdżałyśmy miała koński apetyt!:)
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Jak dowiadywaliśmy się o zwierzętach w potrzebie?

Co prawda lecznica zaczęła funkcjonować tylko kilka miesięcy wcześniej, ale mieszkańcy na wyspie wiedzieli o możliwości przywiezienia do niej zwierząt w potrzebie. Często też przyjeżdżali i prosili nas o wizytę w ich domu w najbliższym możliwym czasie. Czasami jadąc ulicą, zauważaliśmy zwierzę z problemami np. skórnymi itp. Większość zgłoszeń pochodziła jednak od turystów, którzy zazwyczaj pisali wiadomości na facebooku do lecznicy.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Magia wolontariatu

Mając swoich pacjentów na wyspie, do których wracałyśmy regularnie, nawiązałyśmy z nimi niesamowitą więź. Za każdym razem, aby nam bardziej zaufały przywoziłyśmy im kawałki gotowanego kurczaka, który działał jak magiczne zaklęcie. W związku z tym nawet zastrzyki były kojarzone pozytywnie. Miałyśmy pacjentów, którzy już z drugiego końca ulicy słysząc nasz skuter biegli nas przywitać, nawet gdy przejeżdżałyśmy obok nich tylko przypadkiem. Wydawało mi się, że na wyspie życie toczy się na kilku poziomach. Lokalni mieszkańcy żyją swoimi obowiązkami dnia codziennego, turyści żyją eksplorowaniem wyspy, my natomiast żyłyśmy ze zwierzętami. Coś pięknego!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!
W dodatku udało nam się doświadczyć cudownego uzdrowienia dwóch bardzo krytycznych przypadków medycznych, co dało nam ogromną satysfakcję. Co więcej, w poszukiwaniu chorych zwierząt zawitałyśmy w takie miejsca na wyspie, o których istnieniu nie miałybyśmy pojęcia. Poznałyśmy dużo przesympatycznych Tajów oraz znałyśmy większość ekspatów mieszkających na wyspie. Podczas tych trzech tygodni czułyśmy się jak u siebie. Bardzo zgraliśmy się jako nasz wolontaryjny zespół i nawet po wielu trudnych, bardzo wyczerpujących dniach nadal mieliśmy ochotę razem spędzać wieczory w naszych ulubionych tajskich knajpkach.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Czym różni się praca w tropikach od pracy w Europie?

Oczywiście jest gorąco, co nie każdemu może służyć, szczególnie przy operacjach. W dodatku lecznica na Koh Mak nie funkcjonuje jako oficjalna jednostka medyczna, więc ma ograniczony dostęp do leków, szczególnie leków anestezjologicznych i opiatów. Nie posiada ona oddzielnej sali operacyjnej, wszystko odbywało się w jednym pokoju: konsultacje i operacje. Organizacja pracy odbiega od pracy w europejskiej lecznicy z wykwalifikowanym personelem. Oprócz mnie, inni wolontariusze nigdy nie pracowali w lecznicy, więc uczyli się związanych z taką pracą obowiązków w trakcie. Kolejną różnicą jest fakt, że zawsze operowałam w towarzystwie doświadczonej pielęgniarki monitorującej znieczulenie. Operowanie i czuwanie nad monitorowaniem znieczulenia w tym samym czasie okazało się dla mnie bardzo dużym wyzwaniem. Ze względu pewnie również na fakt, że nigdy wcześniej nie używałam dostępnych na wyspie leków do znieczulenia, które okazały się nie do końca tak stabilne, jak oczekiwałam.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Trudne aspekty wolontariatu

Oczywiście jadąc na wolontariat do Tajlandii, nastawiałam się, że różnice będą ogromne. Pierwsze dni okazały się, jednak dużo trudniejsze, niż myślałam. Z wiadomości Kevina przed przyjazdem zrozumiałam, że będę pracować około 20 godzin tygodniowo. Natomiast w rzeczywistości pierwszy tydzień pracowałyśmy dużo więcej. Wszystko było bardzo chaotyczne, wydawało się, że nie ma określonych zasad, jak działa to miejsce i jakie kto ma obowiązki. Zasady wypracowaliśmy sobie dopiero w drugim tygodniu. Dodatkowo godziny pracy nie są określone. Zdarzało się, że po przyjeździe na plażę dostawałyśmy wiadomość, że musimy jechać do jakiegoś potrzebującego zwierzaka. Momentami ciężko więc było znaleźć czas na relaks.
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

Podsumowanie

Czy zrobiłabym to jeszcze raz? Z pewnością. Było to jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu. Kolejne, które wiele mnie nauczyło. Były lepsze i gorsze chwile. Czasami dopadała mnie frustracja i zmęczenie, jednak zdecydowanie częściej było pięknie:) Myślę, że jest to świetny sposób na poznanie pewnej cząstki świata, zrozumienie danego miejsca, ludzi, takie dogłębne podróżowanie. W dodatku można poprzytulać tyle słodkich zwierząt i sprawić, że będą szczęśliwsze! Wiele pięknych wspomnień pozostanie ze mną z wyspy Koh Mak. Poza tym uczucie, kiedy idziesz na plażę po dniu pracy z przekonaniem, że zrobiłeś dzisiaj coś dobrego i zasłużyłeś na dwie godziny plażowania jest bezcenne! W dodatku poznaliśmy dużo wspaniałych ludzi. Zdecydowanie polecam. Lecznica cały czas szuka wolontariuszy (niekoniecznie weterynarzy) i absolutnie nie trzeba mieć żadnego doświadczenia, wystarczy chęć pracy i sympatia do zwierząt!
Jak zostałam doktorem na tajskiej wyspie!

]]>
<![CDATA[Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!]]>Kiedy dni robią się krótsze i szare, rodzi się w człowieku pragnienie, aby tak chociaż przez chwilę wrócić do wakacyjnego klimatu. Tak o to wpadł nam do głowy kolejny pomysł, żeby chociaż na kilka dni wybrać się do kraju, w którym nadal jest ciepło i słonecznie i można naładować baterie.

]]>
http://mordkiwpodrozy.pl/lanzarote-samochodem-w-tydzien-co-zobaczyc-atrakcje-ceny/5be5dadda0302378fe801f71Sat, 24 Nov 2018 13:26:17 GMT

Kiedy dni robią się krótsze i szare, rodzi się w człowieku pragnienie, aby tak chociaż przez chwilę wrócić do wakacyjnego klimatu. Tak o to wpadł nam do głowy kolejny pomysł, żeby chociaż na kilka dni wybrać się do kraju, w którym nadal jest ciepło i słonecznie i można naładować baterie.  W związku z tym, aby umilić sobie nasz jesienny pobyt w Anglii, postanowiliśmy na tydzień skoczyć na Wyspy Kanaryjskie! Co ciekawe pierwszy mój lot samolotem w życiu 10 lat temu był właśnie na Wyspy Kanaryjskie! Wtedy odwiedziłam Fuertavenutre, na której wydawało mi się, że nie ma nic poza plażami i suchymi skałami! Tym razem zastanawialiśmy się między Gran Canarią a Teneryfą. No i tak wylądowaliśmy na Lanzarote:D Dlaczego wybraliśmy akurat tę wyspę? Zadecydował przypadek. Nie wiedzieliśmy o niej zbyt wiele, sprawdziłam jeden, czy dwa blogi, spodobały mi się zdjęcia i tak o to zapadła decyzja.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

WYSPY KANARYJSKIE
To archipelag hiszpański leżący na Oceanie Atlantyckim 100 km na zachód od Afryki. Geograficznie należą do Afryki, natomiast politycznie do Hiszpanii. W skład tzw. Wysp Kanaryjskich wchodzi 7 głównych wysp: Teneryfa, Fuerteventura, Gran Canaria, Lanzarote, La Palma, La Gomera i El Hierro. Najczęściej odwiedzane są pierwsze cztery. W skład archipelagu wchodzi również 6 innych mniejszych wysepek. Archipelag odwiedza rocznie ponad 16 milionów turystów!
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Pogoda w listopadzie

Czy podróż na Lanzarote w listopadzie to dobry pomysł? Moim zdaniem zdecydowanie. Co prawda na 7 dni, trzy z nich były pochmurne, jednak kiedy było słonecznie, to odczuwalna temperatura dochodziła do 30 stopni. Ludzie normalnie kąpali się na plażach (oczywiście dla mnie woda była za zimna, jak zawsze) i wszędzie panował wakacyjny klimat. Kiedy jednak było pochmurno i wiał wiatr, trzeba było narzucić cieplejsze ubrania.

LANZAROTE
Jest wyspą położoną najbliżej Europy. Charakteryzuje się wulkanicznym krajobrazem, a jej powierzchnie pokrywa około 300 stożków wulkanicznych! Nie znajdziemy tutaj wielkich kompleksów turystycznych, gdyż dzięki wpływom słynnego architekta (Cesara Manrique) podczas przemiany gospodarki wyspy na opartą na turystyce zwracano uwagę na zachowanie tradycyjnej zabudowy. Znajdują się tutaj tradycyjne białe domy z niebieskimi lub zielonymi drewnianymi okiennicami. Dzięki temu harmonijnemu rozwojowi z zachowaniem piękna krajobrazu cała wyspa została w 1993 roku zakwalifikowana przez UNESCO jako rezerwat biosfery. Po raz pierwszy miano takie otrzymało całe terytorium wraz z miejscowościami.Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Lanzarote pozytywnie zaskoczyła

Obawiałam się, że na wyspie wszystko będzie suche, kamieniste i nudne. Jednak okazało się zupełnie inaczej. Cała wyspa jest niesamowita. Widoki są zapierające dech w piersiach. Jeździliśmy na drugi koniec świata, aby ujrzeć egzotyczne, oryginalne krajobrazy, gdzie taka perełka okazała się w zasięgu kilku godzin samolotem. Bez problemu znajdziemy na wyspie miejsca, gdzie będziemy sami, jednak nie oczekujmy tego, odwiedzając symbole, z których słynie. Tam oczywiście trafimy na turystów nawet w listopadzie. Jednak nam to zupełnie nie przeszkadzało.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Najpopularniejsze atrakcje wyspy:

1. Market w Tequise

W niedzielę od 9 do 14 w centrum miejscowości Teguise, w wąskich uliczkach rozstawiane są stragany z przeróżnymi produktami. Można tu znaleźć mnóstwo ciekawych ręcznie robionych przez lokalnych artystów produktów. Między innymi gadżety ze skóry, czy obrazki z piasku, wazony, miski oraz oczywiście biżuterię. Dodatkowo można tu nabyć kosmetyki z aloesu produkowane na wyspie. Kiedy zmęczy nas zastanawianie się co kupić, warto przysiąść w jednej z ulicznych knajpek i zregenerować siły lokalnym tapas.

  • Wstęp: darmowy
  • Parking: w okolicy zarówno płatne (1.80 EUR), jak i darmowy (za komisariatem)
  • Czas zwiedzania: zależnie od upodobania od jednej do kilku godzin
  • Nasza ocena: Uwielbiamy hiszpański uliczny klimat i można go tutaj poczuć

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

2. Castillo de Santa Barbara - Zamek Świętej Barbary

Zamek znajduje się tuż obok miejscowości Teguise na szczycie wulkanu Guanapay. Wybraliśmy się tam od razu po niedzielnym markecie. Na szczyt wulkanu pod sam zamek prowadzi asfaltowa droga. Zbudowano go na początku XIV wieku w celu obrony przed piratami i najeźdźcami. W 1991 roku powstało w nim muzeum dedykowane emigracji ludności z wysp kanaryjskich do Ameryki, w czasach kiedy panował na Lanzarote brak wody i pożywienia. W 2011 roku w zamku powstało Muzeum Historii Piractwa. Będąc na szczycie, można zwiedzić zamek albo przejść się wokół krateru wulkanu, skąd rozpościera się piękna panorama na okoliczne miasta i ocean.

  • Wstęp: do muzeum 3 EUR, na krater darmowy
  • Parking: darmowy
  • Czas: 1-2 godziny
  • Nasza ocena: Miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

3. Wulkan Korona

Znajduje się w pobliżu miejscowości Ye, z której to kamienistą ścieżką prowadząca przez winnice dostaniemy się na sam krater. To właśnie wybuch tego wulkanu około 4000 lat temu przyczynił się do powstania największych atrakcji na wyspie: Cueva de los Verdes i Jameos del Agua.

  • Wstęp: darmowy
  • Parking: darmowy
  • Czas: 2 godziny
  • Nasza ocena: Krater jest bardzo duży, widoki z niego piękne. Zdecydowanie miejsce warte odwiedzenia.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

4. Muzeum i dom Cesara Manrique

Do muzeum trafiliśmy przez przypadek, jednak uważam, że było warto. Można zobaczyć dom artysty, który wywarł tak ogromny wpływ na wygląd wyspy i jej rozwój. To co najbardziej mi się jednak spodobało to łazienki, które stały się inspiracją do mojego domu marzeń:D Obok domu znajduje się warsztat w którym pracował artysta.

  • Wstęp: 10 euro lub bilet łączony uprawniający również do wstępu do fundacji artysty 15 euro
  • Parking: darmowy
  • Czas: do godziny
  • Nasza ocena: Jeżeli ktoś interesuje się kulturą/sztuką to warto się wybrać.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

5. Cueva de los verdes - Zielona Jaskinia

Jaskinie znajdujące się w tunelu powstałym w wyniku erupcji wulkanu La Corona 3-5 tysięcy lat temu. Tunel ciągnie się od wulkanu w kierunku morza i ma łączną długość 7 km. Dla zwiedzających jest otwarty 1 kilometr tunelu. Nazwa jaskini pochodzi od nazwiska rodziny, do której należały te ziemie i która używała ich jako schronienia dla swoich zwierząt. Jaskinia służyła również mieszkańcom wyspy jako schronienie podczas ataków piratów. Trasa otwarta dla zwiedzających została zaprojektowana przez architekta Jesus'a Solo. Co ciekawe w jaskini znajduje się audytorium, w którym odbywają się koncerty muzyki klasycznej. Jaskinie zwiedza się w grupach z przewodnikiem w języku angielskim i hiszpańskim.
* Wstęp: 9EUR (lub w pakiecie z innymi atrakcjami)
* Parking: darmowy
* Czas: 45 minut
* Nasza ocena: Tutaj zdania były podzielone. Mnie jaskinia bardzo się podobała, natomiast Mordka stwierdził, że to takie miejsce dla turystów. Pewnie dlatego, że zwiedzaliśmy ją w sporej grupie, czego Mordka nie lubi z założenia.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

6. Jameos del agua

Jaskinia będąca częścią tunelu biegnącego od wulkanu korona. Została ona zaadoptowana na restauracje i miejsce, w którym odbywają się koncerty. W jaskini znajduje się jeziorko z endemicznie występującym gatunkiem kraba Munidopsis polymorpha. Kraby te mają ok. 1 cm długości i są białe. Jeziorko to sprawia wrażenie, jakby znajdowały się w nim małe świecące gwiazdki. Dodatkowo znajduje się tam sztuczny basen z wodą w intensywnie błękitnym kolorze, otoczony palmami i skałami. W jego wnętrzu są białe kamienie, które mi przypominały kry lodu. Na górze znajdziemy galerie przedstawiającą procesy sejsmiczne. Z tarasów na górze widać w tle ocean oraz wulkaniczną wyspę.

  • Wstęp: 9 euro (zniżka z karnetem)
  • Parking: bezpłatny
  • Czas: 1-2h, najlepiej odwiedzić wieczorem przed zamknięciem, wtedy nie ma ludzi a kompleks jest jeszcze otwarty przez godzinę po zamknięciu
  • Nasza ocena: Cały kompleks jest świetnie zaprojektowany, klimatyczny i strasznie nam się spodobał. Jest to idealne miejsce na zorganizowanie imprezy! Gdyby tylko znalazł się sponsor:D Gdybym miała wybrać się tam jeszcze raz, to zrobiłabym to podczas trwania koncertu, które podobno odbywają się w soboty i we wtorki (warto sprawdzić).
    Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
    Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

7. Jardin de Cactus - Ogród kaktusów

W ogrodzie znajdują się kaktusy z najróżniejszych części świata. Został on zaprojektowany przez Cesara Manrique. Ponadto w okolicy znajdują się największe na wyspie plantacje kaktusów, na których hoduje się owada z gatunku pluskwiaków (Dactylopius coccus- koszenila, czerwiec kaktusowy). Pozyskuje się z niego czerwony barwnik karmin. Był on używany do barwienia tkanin i kosmetyków. Dzisiaj używany jest głównie w pożywieniu i pomadkach. Produkcja tego naturalnego barwnika uległa zmniejszeniu pod koniec XIX wieku, gdy odkryto sztuczne pigmenty i barwniki. Obawy dotyczące bezpieczeństwa stosowania syntetycznych dodatków do żywności powodują, że rośnie popularność naturalnych barwników koszenilowych, sprawiając, że ich produkcja stała się znowu opłacalna.

  • Wstęp: 6 EUR (zniżka z karnetem)
  • Parking: darmowy
  • Czas: godzina
  • Nasza ocena: Jeżeli ktoś lubi rośliny/kaktusy to zdecydowanie warto. Niektóre z nich były wielkości drzew!

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

8. Fundacja Cesara Manrique

Fundacja jest to miejsce, w którym artysta mieszkał w latach 1968-1988, po jego przeprowadzce z Nowego Jorku na Lanzarote. Jest to budynek umieszczony pośrodku fal lawy pochodzących z wybuchów wulkanów w XVIII wieku. Na górze znajduje się budynek w typowym stylu dla wyspy. Podziemne piętro wplecione jest w 5 wulkaniczych baniek połączonych tunelami.

  • Wstęp: 8 EUR , lub w pakiecie ze zwiedzaniem domu artysty w Haria 15 EUR
  • Parking: darmowy
  • Czas: godzina
  • Nasza ocena: Pomieszczenia wplecione w naturalne środowisko wulkaniczne są absolutnie niepowtarzalne.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

9. Charco Verde - Zielone Jezioro

Jeziorko z zieloną wodą znajdujące się tuż przy samym oceanie. Kolor zawdzięcza ono występującemu tam planktonowi. Występuje ono w pięknej scenerii otaczającego je krateru wulkanu, który jak się bliżej przyjrzeć mieni się różnymi kolorami od czerwieni, pomarańczy, brązu po szary i czarny. Zaiste, cudo natury w rzeczy samej.

  • Wstęp: bezpłatny
  • Parking: darmowy
  • Czas: 30minut
  • Nasza ocena: zdecydowanie warto

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

9. Los Hervideros

Miejsce, gdzie lawa spotkała się z siłą oceanu. Ta część wybrzeża składa się z poszarpanych klifów i uderzających o nie z ogromną siłą fal. W miejscu Los Hervideros przygotowany jest krótki szlak dla zwiedzających, gdzie można zobaczyć różne zakamarki wyżłobione przez wodę.

  • Wstęp: darmowy
  • Parking: darmowy
  • Czas: 30 minut
  • Nasza ocena: Zdecydowanie warto

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

10. Salinas de janubio

Największe saliny na wyspie. Ich budowa rozpoczęła się pod koniec XIX wieku, aby zapewnić zapas soli do konserwowania ryb. Produkuje się tu rocznie około 2000 Ton soli.

  • Wstęp: darmowy
  • Parking: darmowy
  • Czas: 10 minut (punkt widokowy)
  • Nasza ocena: Bardzo nam się podobały, nigdy wcześniej nie widzieliśmy salin i takiej ilości soli.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

11. Punkt widokowy Guinate

Dotarliśmy tam na zachód słońca i okazał się to strzał w dziesiątkę. Rozpościera się z niego panorama na Wyspę La Graciosę, a kolory podczas zachodu były przepiękne.

  • Wstęp: darmowy
  • Parking: darmowy
  • Czas: 10-30 minut
  • Nasza ocena: Warto

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

12. Plaża Famara

Plaża słynąca z wiatru i fal. Otoczona wzgórzami, pokryta piaskowymi wydmami, bardzo, ale to bardzo przyjemny klimat. Na plaży ułożone są z wulkanicznych skał małe murki w kształcie łuku zapewniające ochronę przed wiatrem, za którymi można się położyć i zażywać kąpieli słonecznej:)

  • Wstęp: darmowy
  • Parking: darmowy
  • Nasza ocena: bardzo przyjemna plaża, piękne widoki

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

13. Plaża Papagayo

Plaża jak plaża, ale za to widoki z otaczających ją klifów są przepiękne. Sam dojazd jest już klimatyczną przygodą samą w sobie, bo prowadzi przez piaskową drogą przypominającą tunel otoczony kamieniami po bokach. Plaża słynie z tego, że jest piaskowa, otoczona klifami i panuje na niej bardzo przyjemny bezwietrzny klimat. Obok znajdują się też inne piaszczyste plaże jednak ze względu na fakt, że dotarliśmy tam dosyć późno i jedyne, o czym marzyliśmy to położyć się na piasku i zażyć kąpieli słonecznej, nie udaliśmy się eksplorować innych plaż.

  • Wstęp: darmowy (wjazd samochodem do parku 3EUR, darmowy wieczorem)
  • Parking: darmowy
  • Nasza ocena: koniecznie trzeba odwiedzić to miejsce!

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

14. I wisienka na torcie , czyli Park Timanfaya

Góry ognia Timanfaya to park narodowy na terenie wyspy, który powstał w wyniku licznych wulkanicznych erupcji w latach 1730-1736. Ostatnia erupcja miała miejsce w 1824 roku. Skala tych erupcji była ogromna, tony lawy były przez wiele dni wyrzucane w powietrze. Przypuszcza się, że w ciągu tych 6 lat ok 40% populacji wyspy ją opuściło. Na głębokości 13 metrów temperatura sięga nawet 600 stopni.
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Kilkaset metrów po przejechaniu bramy wjazdowej do parku, gdzie zbierane są opłaty, dojeżdżamy do parkingu wypełnionego samochodami. Na szczycie parkingu znajduje się przeszklona okrągła restauracja (El diablo- diabeł), w której to w określonych porach przyrządzane są dania z grilla (wyglądającego jak studnia, który jest ogrzewany z wnętrza ziemi). Znajduje się tam również sklep z pamiątkami.
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Żeby uświadomić odwiedzającym, że w tym miejscu pod ziemią rzeczywiście panuje ogromna temperatura, we wnękę w ziemi wkładana jest sucha trawa, która w kilka minut zamienia się w płonące ognisko. Przed restauracją znajdują się również otwory w ziemi. Podczas pokazu wlewana jest do nich woda, która po kilku sekundach eksploduje pionowo z ogromną siłą.
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Pod restauracją zostawia się samochód i przesiada w autokar, którym wraz z innymi turystami wyrusza się na wyprawę asfaltową krętą drogą po parku. Informacje na temat parku wygłaszane są w językach hiszpańskim, angielskim i niemieckim. W parku istnieją trzy trasy piesze, które można przejść z przewodnikiem za darmo, ale miejsca trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Jedną z nich można przejść na własną rękę, ma ona 12 km. My jednak żadnej z tych tras nie przeszliśmy, więc nie jestem w stanie podać więcej informacji. Co ważne, Park Timanfaya jest największą atrakcją na wyspie. Oznacza to, że potrafi on być bardzo zatłoczony w godzinach szczytu. My pojechaliśmy tam w godzinach wieczornych i wtedy nie trafiliśmy na żadne kolejki.

  • Wstęp: 9 EUR (zniżka z karnetem)
  • Parking: darmowy
  • Nasza ocena: koniecznie trzeba odwiedzić to miejsce, ale przygotować się na mnóstwo turystów

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Inne atrakcje

Na wyspie można uprawiać przeróżne sporty np. surfing, windsurfing, lotniarstwo. Wiele osób wybiera się na wycieczki rowerowe. Znajduje się tutaj również sporo szlaków pieszych. Ze względu na fakt, że Mordka musiał łączyć moje wakacje ze swoim etatem w pracy, skupiliśmy się na poznawaniu wyspy i odwiedzaniu najsłynniejszych miejsc. Nie mieliśmy zbytnio już czasu na dłuższe piesze szlaki lub rowerową wycieczkę. Na południu wyspy znajduje się również pierwsze w Europie podwodne muzeum rzeźb. Znajduje się tam ponad 300 podwodnych figur.

!!https://www.theguardian.com/travel/gallery/2017/jan/10/europes-first-underwater-museum-opens-lanzarote

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Zdjęcie z internetu-Museo Atlantico

W której miejscowości zarezerwować nocleg?

Najpopularniejsze miejscowości turystyczne to Puerto Carmen, okolice Playa Blanca i Costa Teguise. My zdecydowaliśmy się na nocleg w miejscowości Orzola. Pewnie dlatego, że jest ona najbardziej oddalona od wszystkiego;p Ze względu na to dojazdy zajmowały trochę więcej czasu. Jednak nie żałowaliśmy wyboru. Przejechanie z północy na południe wyspy zajmuje godzinę. W Orzoli jest bardzo spokojnie i czuć w niej lokalny klimat. Stąd również odpływają promy na słynną La Graciosę, której my nie mieliśmy czasu odwiedzić. Co natomiast nie podobało nam się w Orzoli to zapach. Codziennie wieczorem czuć było mocny zapach morza i glonów, a tak naprawdę to zgniłego jaja! Jeżeli chodzi o Puerto del Carmen, to zupełnie nie przypadło nam do gustu. Co prawda plaża była tam piaszczysta i najszersza, najdłuższa, jaką widzieliśmy na wyspie, jednak bardzo turystyczna. I raczej nie panował tam charakterystyczny hiszpański klimat, a raczej znajdowały się tam lokale w stylu angielskim/niemieckim. Bardzo spodobało nam się za to Costa Teguise a konkretnie plaża Las Cucharas, gdzie uprawiano windsurfing i panował bardzo swobodny, relaksujący nastrój. Fajną miejscowością na nocleg jest również plaża Famara, tylko tam jest bardzo wietrznie.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Orzola
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Puerto del Carmen
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Costa Teguise
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Playa Blanca

Winnice

Lanzarote słynie z nietypowych plantacji wina. Ze względu na silne wiatry wyspie lokalni rolnicy wynaleźli oryginalny sposób na zabezpieczanie swoich plantacji winorośli. Każdy krzak rośnie we własnym wgłębieniu, często zabezpieczony otaczającym go murkiem. Czasem jest to i jedno i drugie. Najlepsze jest podobno białe wino Malvasia. Na wyspie znajduje się również najstarsza winiarnia na Wyspach Kanaryjskich - El Grifo.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!
Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Kuchnia

Oboje uwielbiamy hiszpański fuet (rodzaj kiełbasy) i jamon (wędlina suszona w słońcu). Mordka lubi również chorizo i salchichon (kolejne rodzaje kiełbasy), za którymi ja nie przepadam. Tutaj posmakowały nam również sosy - mojo rojo (czerwony) i mojo verde (zielony) podawane jako przystawka z ciepłą bułką. Pierwszy raz spróbowaliśmy lokalnego koziego sera białego, który ma bardzo delikatny smak, bardzo go polubiłam.  W każdej knajpce można znaleźć tapas (przekąski) w menu. Bardzo smaczne okazały się również ryby z grilla, tylko ostrzegamy porcja dla jednej osoby, tak naprawdę nasyci dwie. Najtańsze sklepy to Hiperdino, Marcadona i Lidl znajdujące się w okolicy głównego miasta na wyspie Arrecife.

Lanzarote jesienią? Idealny pomysł!

Wrażenia

Nie wiem dlaczego, ale wszystkie miejsca, które odwiedzaliśmy bardzo mi się podobały. Może to dlatego, że przylecieliśmy na Lanzarote bez żadnych specjalnych oczekiwań i zostaliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Wyspa jest nie tylko bogata w naturalne, oryginalne piękno ale także kulturalne. Ponadto lokalni mieszkańcy są bardzo pozytywni, gościnni i pomocni. Miałam również wrażenie, że wszystkie atrakcje które odwiedziliśmy nie były wymyślone na siłę, ale rzeczywiście charakterystyczne dla tej wyspy, warte ceny biletów. Zdecydowanie możemy polecić Lanzarote na krótki urlop, od którego oczekuje się czegoś więcej niż tylko smażenia się na plaży.

Przykładowe ceny (2018)

Artykuły spożywcze CENA (EUR)
ser z Lanzarote 3
croissant 0,50
mandarynki/kg 1
ziemniaki/kg 0,7
krewetki/kg 7,5
mleko 1l 0,55
oliwa 1l 3
woda 5L 3,4
Ceny w restauracjach
ziemniaczki pieczone 2,5
krewetki w sosie czosnkowym 7,6
ser lanzarote 4,5
talerz wędzonego łososia 7,5
pieczywo czosnkowe 1,2
obiad dla jednej osoby 5-20
]]>
<![CDATA[10 faktów o Ameryce Środkowej]]>
  • Ameryka Środkowa składa się z 7 krajów: Belize, Gwatemali, Salwadoru, Hondurasu, Nikaragui, Kostaryki i Panamy, które zamieszkuje 42 miliony ludzi. Oficjalnie zaliczana jest do Ameryki Północnej.
  • Jest przesmykiem, który łączy dwa duże kontynenty, otoczonym przez Pacyfik i Atlantyk. Kanał Panamski wybudowany w latach 1904-1914 jest jedynym wodnym połączeniem pomiędzy dwoma
  • ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/10-faktow-o-ameryce-srodkowej/5b2e85fb27747a2a5ee42bdaSun, 24 Jun 2018 19:14:04 GMT
  • Ameryka Środkowa składa się z 7 krajów: Belize, Gwatemali, Salwadoru, Hondurasu, Nikaragui, Kostaryki i Panamy, które zamieszkuje 42 miliony ludzi. Oficjalnie zaliczana jest do Ameryki Północnej.
    10 faktów o Ameryce Środkowej
  • Jest przesmykiem, który łączy dwa duże kontynenty, otoczonym przez Pacyfik i Atlantyk. Kanał Panamski wybudowany w latach 1904-1914 jest jedynym wodnym połączeniem pomiędzy dwoma oceanami. Średnia cena
  • Kraje Ameryki Środkowej posiadaję następujące waluty lokalne:
    • Belize – dolar belizyjski (wymienny na pół dolara USD, można wszędzie płacić używając USD)
    • Gwatemala – quetzal
    • Honduras – lempira
    • Nikaragua – cordoba
    • Kostaryka – colon
    • Salwador i Panama – dolar amerykański
    1. Oficjalnym językiem jest hiszpański. Jedynym krajem, w którym używa się języka angielskiego, jest Belize. Pomimo oficjalnego języka hiszpańskiego spotkać można w Ameryce Środkowej mnóstwo lokalnych dialektów majów.
    2. Największym krajem jest Nikaragua, natomiast najmniejszym Salwador.
      10 faktów o Ameryce Środkowej
    3. Największym miastem w Ameryce Środkowej jest stolica Gwatemali, czyli miasto Gwatemala o populacji 3,7 milionów.
    4. Ameryka Środkowa jest częścią pacyficznego pierścienia ognia. Znajduje się tam ponad 70 aktywnych wulkanów.
      10 faktów o Ameryce Środkowej
    5. Katolicy stanowią 80% populacji. Większość pozostałych to protestanci, Majowie i inne mniejszości posiadające lokalne wierzenia (np. Garifuna).
    6. Przez Amerykę Środkową biegnie autostrada Panamerykańska. Jest to najdłuższa trasa świata, ma ona na celu połączenie obu Ameryk, od Alaski po Argentynę. W rzeczywistości na odcinku pomiędzy Panamą a Kolumbią nie ma połączenia lądowego, brakuje około 100 km odcinka.
      10 faktów o Ameryce Środkowej
    7. Na wschodnim wybrzeżu Ameryki Środkowej leżą Wyspy Karaibskie. Większość populacji zginęła w wyniku epidemii, reszta dostała się w niewolę podczas inwazji hiszpańskiej. Najeźdźcy przywieźli tysiące niewolników z Afryki, aby pracowali na plantacjach. Większość mieszkającej tam aktualnie ludności to potomkowie tych właśnie niewolników.
    ]]>
    <![CDATA[Dominikana samochodem w 7 dni]]>Dominikana jest aktualnie bardzo popularnym kierunkiem wakacyjnym. Słysząc tę nazwę wyobrażałam sobie piękne piaszczyste plaże, palmy i błękitne niebo. Nie zawiodłam się ani trochę, a nawet zachwycałam się nimi jeszcze bardziej niż się spodziewałam. Ach, tęsknie za tym słońcem, błękitem nieba i turkusem wody! Jedyne co nie podbiło mojego serca

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/dominikana-samochodem-co-warto-zobaczyc-ceny/5b1300ac27747a2a5ee42baeSat, 16 Jun 2018 17:27:47 GMT

    Dominikana jest aktualnie bardzo popularnym kierunkiem wakacyjnym. Słysząc tę nazwę wyobrażałam sobie piękne piaszczyste plaże, palmy i błękitne niebo. Nie zawiodłam się ani trochę, a nawet zachwycałam się nimi jeszcze bardziej niż się spodziewałam. Ach, tęsknie za tym słońcem, błękitem nieba i turkusem wody! Jedyne co nie podbiło mojego serca to kuchnia. Warto również wiedzieć, że na wyspie nikt nie pije wody z kranu, nawet lokalni mieszkańcy. Pije się tylko i wyłącznie wodę butelkowaną.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Jak to się stało, że znaleźliśmy się w Republice Dominikany?

    Lecąc do Ameryki Środkowej, nie kupiliśmy biletu powrotnego, gdyż nie wiedzieliśmy skąd i kiedy będziemy wracać. Zaczęliśmy szukać biletu tak 3 tygodnie przed powrotem. Planowaliśmy zakończyć naszą wyprawę w Panamie. Ceny lotów nas przeraziły! Bilet w jedną stronę był droższy niż bilety w dwie strony! Szukając alternatywnych opcji, znaleźliśmy bilety w przystępnej cenie na trasie z San Jose w Kostaryce do Santo Domingo na Dominikanie. Oraz kolejny z Punta Cana na Dominikanie do Brukseli. Z Brukseli ostatni odcinek wykupiliśmy Ryanairem do Warszawy. Połączenie to wydało się kompromisem pomiędzy przepłaceniem za bilet powrotny, a przy okazji odwiedzeniem kolejnego ciekawego miejsca.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Republika Dominikany zajmuje 48 tysiące km2 i jest zamieszkiwana przez ok. 10mln ludzi, z czego ok. 3 mln żyje w stolicy. Stolica państwa - Santo Domingo, była pierwszą osadą europejczyków w Nowym Świecie (podczas podboju Ameryk). Większość populacji stanowili niewolnicy z Afryki. Dzisiaj główną część ludności stanowią potomkowie par afrykańsko-europejskich. Wyspa otoczona jest pięknymi plażami, pokryta lasami tropikalnymi i kilkoma pasmami górskimi.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Wyspa Hispaniola

    W związku z tym całkiem niespodziewanie na koniec naszej podróży lecieliśmy na karaibską wyspę Hispaniolę( drugą największą wyspę karaibską, njawiększa jest Kuba), na której znajdują się dwa państwa Republika Haiti i Republika Dominikany. Co więcej, państwa te żyją w niezbyt dobrych relacjach i każdy Dominikańczyk przez nas zapytany, czy warto skoczyć do Haiti, odpowiadał przecząco. Haiti jest dużo biedniejsze od Dominikany, zmagało się z różnymi klęskami żywiołowymi: huraganami, trzęsieniami ziemi czy epidemią cholery w 2010. Napięcie pomiędzy dwoma państwami narasta ze względu na nielegalną imigrację z Haiti do Dominikany. Kraj utrzymuje się głównie z kawy, cukru i tytoniu, turystyka odgrywa również znaczącą role.

    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Przylot i pierwsze spotkanie z krajem

    Po przylocie grzecznie wypełniliśmy naszą kartę imigracyjną , zapłaciliśmy opłatę za kartę turysty i poszliśmy poszukać transportu do miasta. Zostaliśmy oblężeni przez rój taksówkarzy, którzy proponowali nam transport do centrum miasta. Postanowiliśmy być asertywni i stanowczo odmawialiśmy. Mordka wyczytał, że tanią opcją na dostanie się do miasta lokalnym transportem jest skorzystanie z transportu zbiorowego autem tzw. gua-gua. Jest to najtańszy sposób transportu używany na Dominikanie, który jeździ mniej więcej ustalonymi trasami. Popytawszy kilku osób udało się nam znaleźć w kącie parkingu lotniska zdezelowaną Toyotę w pełni załadowaną Dominikańczykami. Ale jak to w takich krajach bywa, wszystko da się zrobić. Wrzuciliśmy plecaki na dach, przywiązaliśmy linką i pomimo, że pięcioosobowy samochód był już pełny to nasza czwórka została jeszcze w nim upchana! Nasz kierowca nie widział w tym żadnego problemu! Używając wcześniej ściągniętej mapy, pokazaliśmy w którym miejscu drogi szybkiego ruchu nas wyrzucić. Stamtąd 10 minut spacerkiem, na obrzeżach stolicy, odnaleźliśmy nasz zarezerwowany dzień wcześniej nocleg.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Krótki pobyt w stolicy - Santo Domingo

    Jako że podróżowaliśmy w czwórkę, zdecydowaliśmy się na wynajęcie mieszkania składającego się z dwóch pokoi, salonu, kuchni i łazienki. Właściciel okazał się Włochem, który 4 lata wcześniej sprowadził się na Dominikanę i ożenił się z lokalną kobietą. W trakcie rozmowy oznajmił nam, że może nam wynająć auto. Wcześniej orientowaliśmy się w cenach wynajmu auta, gdyż wydało nam się, że poruszając samochodem będziemy w stanie jak najwięcej zobaczyć w jak najkrótszym czasie. Ceny za wynajem w internecie były sporo wyższe od tego jaką on nam zaproponował (22USD za dobę). W dodatku obawialiśmy się, że ostatecznie po doliczeniu ubezpieczenia będą one jeszcze wyższe. Uznaliśmy więc że to okazja, a w końcowym rozrachunku pomysł wynajęcia samochodu okazał się być strzałem w dziesiątkę. Pierwszego wieczoru wybraliśmy się do centrum stolicy, aby zobaczyć stare miasto i pomnik Krzysztofa Kolumba. Natomiast następnego dnia wyruszyliśmy na północ w stronę miasteczka Cabarete, gdzie jest jedna z najlepszych plaż na świecie do kite i windsurfingu! A windsufing jest w końcu tym, co Mordka lubi najbardziej!

    Santo Domingo - miasto zostało założone w 1496 roku i jest najstarszą osadą Europejczyków w Amerykach. Było to pierwsze miasteczko i zarazem centrum władzy Hiszpanów w okresie kolonialnym. To tu powstała pierwsza katedra, uczelnia, zamek i twierdza na nowym kontynencie.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Dominikana samochodem w 7 dni

    Jazda samochodem po Dominikanie

    Przejeżdżając przez stolicę, byliśmy zaskoczeni jej rozmiarem. Myśleliśmy, że będzie ona dużo mniejsza. Kilka razy skręciliśmy w złą drogę i musieliśmy zawracać, gdyż zjazdy i rozjazdy na Dominikanie nie są oznaczone i przemyślane jak w Europie. Podobnie jest z zasadami ruchu ulicznego - właściwie to miałam wrażenie, że czasami one nie istnieją. Przy skręcaniu, czy zmianie pasów, kierunkowskazów się za bardzo nie używa. Ale za to, niektórzy używają swojej ręki wystawionej przez okno. Dodatkowo na drogach nie ma znaków. Jedyne, jakie napotkaliśmy to PARE, czyli stop oraz przekreślone E, czyli zakaz parkowania. Znaków z ograniczeniem prędkości nie widziałam. Co więcej samochody nie mają przednich tablic rejestracjnych. Ogólnie rzecz biorąc, zasada jazdy jest taka, że jeździ się tak, jak chce. Byle do celu. Trzeba być czujnym. W rzeczywistości ten system uliczny działa całkiem dobrze, chociaż mieliśmy kilka niebezpiecznych sytuacji, ale o tym za chwilę.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Fula

    Kierując się na północ, trafiliśmy na ciekawe miejsce, czyli nad rzekę Fula. Wylądowaliśmy tam całkiem przypadkiem. Zastaliśmy tam rzekę z małym wodospadem. Wzdłuż znajdowały się rozstawione stoliki oraz bar na jej brzegu. Przy stolikach lokalna młodzież paliła fajki wodne i spijała rum, bawiąc się w tej pięknej scenerii. Dodatkową atrakcją były skoki do wody z jednej ze skał czy zjazd na linie biegnącej nad rzeką. Za użycie stolika trzeba było zapłacić, natomiast większość z przyjezdnych miała swoje przenośne lodówki z jedzeniem i alkoholem. Byliśmy zdziwieni, bo o godzinie 14 wszyscy byli już nieźle podpici i w trakcie bardzo udanej imprezy.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Chicharrón
    Najczęściej spotykana potrawa na stoiskach ulicznych na Dominikanie. Jest to smażona wieprzowina na głębokim tłuszczu. Danie bardzo tłuste, którego ja nawet nie odważyłam się spróbować. Za to chłopaki jedną porcją najedli się po pas.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Cabarete

    Jest to jedno z najbardziej turystycznych miasteczek na Dominikanie. Znajduje się na północy wyspy. Przy głównej drodze nie zabrakło sklepików z pamiątkami, restauracji, czy lokalnych biur podróży i oczywiście hoteli, które niestety wyglądały głównie jak murowane bloki, totalnie bez żadnego klimatu. Plaża była usłana leżakami oraz restauracjami. Postanowiliśmy zrobić sobie tam mały odpoczynek, wynajęliśmy leżaki, natomiast Mordka poszedł rozkoszować się windsurfingiem. Wiać zaczęło głównie po południu i wtedy pojawiło się dosyć mocne zachmurzenie oraz plaga kitów wyleciała nad powierzchnię wody. Był to niesamowity widok, nie widziałam tylu pasjonatów kitesurfingu w jednym miejscu!
    Dominikana samochodem w 7 dni

    27 wodospadów

    Niedaleko Cabarete, półtorej godziny jazdy samochodem, znajduję się miejsce nazywane dwudziestoma siedmioma wodospadami. Jest to lokalna atrakcja turystyczna. Można na nie wejść tylko z przewodnikiem. Dostępne są trzy opcje. Wejście na 7 wodospadów, dwanaście albo wszystkie dwadzieścia siedem.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Wycieczka wygląda w ten sposób, że pierwsze 40-60 minut idzie się pod górę szlakiem przez las tropikalny. Następnie każdy w kasku, kapoku i porządnych butach przedziera się z prądem rzeki wzdłuż wydrążonych w skałach kanionów, pokonując w różny sposób wodospady. Z niektórych się skacze, z niektórych zjeżdża, gdyż wytworzyły się w nich naturalne zjeżdżalnie. Największe emocje wzbudził w nas skok z jednej ze skał, czyli z wysokości ok. 6 -7 metrów. Cała ta wyprawa była pozytywną przygodą, która dostarczyła nam sporo adrenaliny.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Półwysep Samana

    Dominikana okazała się dużo większa, niż sobie wyobrażaliśmy. Punkty, które na mapie wyglądają jakby leżały tuż obok siebie, w rzeczywistości potrafią być oddalone od siebie o dwie godziny jazdy samochodem. I tak zarezerwowaliśmy nocleg w Las Terrenas, jako dobry punkt wypadowy na zwiedzanie półwyspu Samana, później orientując się, że do najpiękniejszych plaż, które leżą w okolicy Las Galeras mamy minimum 1,5 h jazdy samochodem. W związku z tym, nie mogliśmy spędzić na nich dużo czasu.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Niebiańska plaża Las Galeras

    Do plaży Las Galeras dotarliśmy po godzinie 13. Chcieliśmy z niej jechać na podobno najpiękniejszą plażę na Dominikanie – plażę Rincon. Jednym z uroków tej plaży jest jej oddalenie od cywilizacji. Prowadzi tam jakaś droga, ale podobno w kiepskim stanie i nie chcieliśmy wystawiać naszej Micry na próbę. Drugim sposobem jest krótki rejsik łodzią z plaży Las Galeras, do której bardzo łatwo dostać się drogą krajową.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Sztuka targowania się
    W momencie, kiedy podziwialiśmy plażę Las Galeras podszedł do nas pewien Metys w okolicach trzydziestki i zaproponował nam podróż łódką na plażę Rincon za 4000 pesos. My na to, że jest to dla nas za drogo. Za chwilę ten podszedł znowu i zaproponował nam cenę 3000 pesos. Grzecznie mu podziękowałam i powiedziałam, że to dalej dla nas zbyt drogo. Zapytał, ile jesteśmy w stanie mu zapłacić. Zaczęłam zastanawiać się, jaka cena byłaby dla nas akceptowalna, i zaproponowałam 1500 peso, czyli 25zł od osoby. Odpowiedział, że musi pójść, aby to z kimś przedyskutować i zaraz wróci. Po 3 minutach dostaliśmy odpowiedź, że się zgadza, z tym że będziemy musieli wrócić z innymi ludźmi o 16, a nie kiedy chcemy. Zaakceptowaliśmy jego propozycje, w duchu uświadamiając sobie, jak bardzo ceny dla turystów są zawyżane!
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Przepiękna Playa Rincon

    Do plaży dotarliśmy więc motorówką co zajęło 15 minut. Ku mojemu zdziwieniu zastaliśmy tam bar oraz rząd leżaków. Spodziewałam się dziewiczej plaży z grupką turystów przypominających rozbitków. Pomijając ten fakt, plaża była piękna, otoczona palmami, z widokiem na góry porośnięte gęstą dżunglą. Idąc plażą na wschód, oddaliliśmy się od leżaków i ludzi, aż wylądowaliśmy na totalnie pustej egzotycznej plaży takiej, jaką oczekiwałam zobaczyć.
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Dlaczego nie warto jeździć nocą
    Nic podczas naszej podróży po całej Ameryce Środkowej, ani latanie na paralotni, ani rafting, ani skakanie z wodospadów, czy nurkowanie, nic nie podniosło mi tak ciśnienia, czy tętna, jak jazda po ciemku po Dominikanie. Nieoświetleni piesi na drodze. Samochody, czy motory jeżdżące z bardzo mocnymi białymi LEDami, czasem w kolorach tęczy, w dodatku na długich światłach, albo totalnie bez świateł. Chaotyczny ruch uliczny, zero kierunkowskazów, czy studzienki kanalizacyjne bez pokrywy to jeszcze nic. W ciągu pięciu minut o mało nie mieliśmy dwóch wypadków! Pierwszy, kiedy na naszym pasie nie wiadomo skąd wyrósł nieoznakowany obiekt, który okazał się być wsadzonym w wyrwę w jezdni kawałkiem pnia z oponą na szczycie. Ta przeszkoda pojawiła się na drodze dokładnie, wtedy kiedy z naprzeciwka nadjechał samochód oślepiając nas długimi światłami, więc nie mogliśmy użyć drugiego pasa, żeby ją wyminąć! Z zablokowanymi kołami, udało się wyhamować i nie wpaść do dziury w drodze. Nie było tam żadnego odblasku, nic! Wtedy już stwierdziłam, że jest to ostatni raz, kiedy jeździmy w tym kraju po ciemku. Dosłownie 5 minut później na zakręcie pojawił się na naszym pasie jadący z naprzeciwka samochód. Jakiś wariat postanowił zrobić manewr wyprzedzania na zakręcie! Tym razem jechaliśmy wolniej, a i tak ledwo udało nam się uniknąć czołowego zderzenia.

    Plaża Boca Chica

    To miejsce polecił nam pewien pracownik lotniska, którego spotkaliśmy pierwszego dnia w taksówce guagua. Jest to najbliższa plaża od stolicy, osłoniona od morza kawałkiem rafy, przez co tworzy się tam spokojna, naturalna laguna. Odwiedziliśmy ją w weekend i natrafiliśmy na ogromne tłumy Dominikańczyków, którzy cieszyli się swoim dniem wolnym. Skoki do wody, bumboxy, jazda na bananie, śmiechy i chichy. Wszyscy wyglądali, jak by się świetnie bawili.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Niefortunna przygoda z noclegiem w Juan Dolio
    W Juan Dolio chcieliśmy znaleźć nocleg w pobliżu plaży. Znaleźliśmy tani apartament z dwoma pokojami na booking.com, jednak zamiast go zarezerwować to po prostu pojechaliśmy go zobaczyć. NA SZCZĘŚCIE! W momencie, kiedy tam zostaliśmy poinformowani, że apartament jest już niedostępny. Pokazano nam inne pokoje, które okazały się być małe, ciemne, brudne. Zupełnie nie warte swojej ceny. Pod koniec dnia sprawdziliśmy dostępność tego apartamentu jeszcze raz w internecie i był on nadal dostępny na stronie. Wniosek jest jeden: w krajach trzeciego świata trzeba uważać z rezerwacjami przez internet.

    Punta Cana

    Udało nam się znaleźć inny tani apartament w pobliżu, gdzie spędziliśmy 2 relaksujące dni, następnie pojechaliśmy oddać samochód w stolicy. Na koniec naszego pobytu pojechaliśmy do Punta Cana, czyli najbardziej znanej oraz najbardziej hotelowej miejscowości na wyspie. Wbrew panującym tam tłumom, wszędzie obecnym naganiaczom, spędziliśmy tam bardzo przyjemnie i relaksująco ostatnie 2 dni naszej wyprawy!
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Dominikana poza plażami

    Jadąc do jednego z naszych noclegów przy plaży, przez przypadek, trafiliśmy w osiedle faweli, gdzie ludzie mieszkali w malutkich, rozwalających się szopach. Pół kilometra dalej widać było wielkie hotele dla turystów. Tak właśnie prezentuje się Dominikana i ogromna przepaść pomiędzy bogactwem a biedą.
    Dominikana samochodem w 7 dni
    Widoczne jest tutaj również coś, czego nie widzieliśmy w Ameryce Środkowej, za to jest to popularne w Azji w Tajlandii, czyli sex turystyka. Między innymi byliśmy świadkami odpychającego procederu w samym centrum stolicy, gdzie w parku koło dworca autobusowego roiło się od natrętnych prostytutek. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, to Dominikana jest jak cała Ameryka Środkowa. Trzeba uważać. Jak się znajdzie w złym miejscu, w złym czasie to bardzo łatwo jest zostać okradzionym. Jednak przestrzegając zasad, nie chodząc ciemnymi ulicami, biednymi dzielnicami nie powinno się mieć problemów. Chociaż grupka Polaków, których poznaliśmy podczas naszej wycieczki po Dominikanie, miała bardzo nieprzyjemną sytuację. Podczas zwiedzania stolicy zapuścili się w mniej turystyczną dzielnicę Santo Domingo. Tam, w biały dzień, ktoś przejeżdżając skuterem wyrwał torebkę naszej koleżance.

    Dominikana samochodem w 7 dni

    Zauważyliśmy też wiele, niegdyś luksusowych, opuszczonych hoteli przy samej plaży. Zapytaliśmy o to pewnego Dominikańczyka, który odpowiedział, że hotele te służyły mafii do prania pieniędzy. Dominikana leży na szlaku przerzutowym USA - Ameryka Południowa. Narkotyki są tutaj tanie, broń legalna, korupcja powszechna. Wiele Amerykanów trafia tu w pogoni za wesołym trybem życia, uzależnia się od tanich narkotyków i ląduje na ulicach Santo Domingo. Dominikana zmaga się z problemem zwiększonej imigracji z Haiti i okolicznych wysp, co również, aczkolwiek pośrednio, przyczyniło się do wzrostu przestępczości w ostatnich latach. Jak powiedział nowo poznany znajomy - "Dominikana dzisiaj to zupełnie inny kraj niż 20 lat temu".

    Podsumowując

    Dla turystów Dominikana jest dalej świetnym miejscem na wypoczynek i poznanie bogatej kultury karaibskiej. Warto wychylić się zza hotelowych murów i wynająć samochód, żeby zobaczyć na własne oczy jak żyją, bawią się Dominikańczycy, mimo otaczającej biedy i problemów życia codziennego. Dla nas ten intensywny tydzień, był doskonałą wisienką na torcie na zakończenie naszej 3-miesięcznej wyprawy po Ameryce Środkowej!
    Dominikana samochodem w 7 dni

    Krótkie podsumowanie wideo

    Dominikana przykładowe ceny 2018

    Usługa lub produkt Cena (RD$ - pesos) Cena w złotówkach
    Podatek wjazdowy (karta turysty) 10 USD 36 zł
    Taxi z lotniska do centrum miasta 20 USD 72 zł
    Guagua z lotniska do centrum miasta 350 RD$ 26zł
    Mieszkanie na przedmieściach Santo Domingo (za dobę) 22 USD 80zł
    Wynajem małego auta (za dobę) 22 USD 80zł
    Zjazd na linie biegnącej nad rzeką Fula 200 RD$ 15zł
    Opłata za stolik w strumieniu - Fula 400 RD$ 30zł
    Jedzenie w chińczyku w Cabarete (na 2os.) 200-250 RD$ 15-18zł
    Nocleg w 3 gwiazdkowym hotelu Cabarete (50% zniżki) 25USD 91zł
    Porcja chicharones 280 RD$ 21zł
    Leżak w Cabarete (za dzień) 100 RD$ 7zł
    Wejście na 27 wodospadow Cennik tutaj
    ]]>
    <![CDATA[Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?]]>
  • Wysoki sezon jest między połową grudnia a kwietniem, co nie zmienia faktu, że kiedy my dotarliśmy do Meksyku (na Jukatan) pod koniec stycznia, to prawie codziennie było pochmurno i padało.
  • Do żadnego z krajów nie potrzebujemy specjalnej wizy. Pomimo że na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych podana jest informacja o wymaganym
  • ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/co-warto-wiedziec-ameryka-srodkowa/5b05d803ad69146efafff0abTue, 05 Jun 2018 17:38:11 GMT
  • Wysoki sezon jest między połową grudnia a kwietniem, co nie zmienia faktu, że kiedy my dotarliśmy do Meksyku (na Jukatan) pod koniec stycznia, to prawie codziennie było pochmurno i padało.
  • Do żadnego z krajów nie potrzebujemy specjalnej wizy. Pomimo że na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych podana jest informacja o wymaganym przy wjeździe do każdego z krajów bilecie wyjazdowym, jedynym krajem, w którym zostaliśmy o to zapytani była Kostaryka.
    Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?
  • W wielu, nawet turystycznych miejscach, nikt nie mówi po angielsku. Hiszpański jest językiem urzędowym we wszystkich krajach z wyjątkiem Belize, gdzie obowiązuje język angielski.
  • W miejscach turystycznych jest bezpiecznie, w miejscach mniej uczęszczanych trzeba uważać.
  • Najdroższymi krajami są Kostaryka i Panama.
  • Najtańszy jest Honduras i Nikaragua.
    Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?
  • Odległości, które wydają się małe na mapie, w rzeczywistości mogą zająć kilka godzin.
  • Tanie loty można znaleźć do Cancun, ale również do Panamy.
  • Przed podróżą do Ameryki Środkowej warto śledzić grupy na facebooku, anglojęzyczne: backpacking Central America czy backpacking Nicaragua, a także polskojęzyczne: Meksyk i Ameryka Środkowa, Podróże po Ameryce Południowej i Środkowej itp.
    Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?
  • Ceny są zdecydowanie wyższe niż w Azji, zarówno za jedzenie, nocleg, czy transport.
  • Jeżeli spakowałeś leki na biegunkę, spakuj ich drugie tyle;p Problemy żołądkowe są notoryczne i nieuniknione. Każdy z naszej paczki miał je nawracające po kilka razy.
  • Papieru toaletowego nie spuszcza się, ląduje on w koszu obok toalety..
  • Pije się tylko wodę butelkowaną.
  • Turysta, szczególnie ten niemówiący płynnie po hiszpańsku, jest łatwym celem do wyciągnięcia pieniędzy. Warto się nastawić, że co druga osoba będzie chciała nas oszukać, np. w sklepie, w którym ceny nie są podane i o wszystko trzeba pytać. Cena za wodę dla lokalnej osoby może być kilka razy tańsza niż ta, którą usłyszymy.
    Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?
  • Jeżeli zarezerwowałeś nocleg na booking.com to nie znaczy, że w rzeczywistości będzie na Ciebie czekało w nim wolne miejsce.
  • W Meksyku bez problemu można poruszać się wynajętym autem, w Kostaryce również jednak wynajem jest droższy. W Belize, Gwatemali, Nikaragui, czy Hondurasie wynajem aut przez turystów nie jest popularny.
  • Siatka połączeń turystycznych pomiędzy poszczególnymi krajami jest bardzo rozbudowana. Autobus tudzież bus często podjeżdża pod nasz hostel/hotel. Bez problemu można dostać się np. z Meksyku do Tikal w Gwatemali, czy Nikaragui itd. Na trasach operują różne firmy np ADO czy Rooney. Bilet można kupić na miejscu z jedno, dwudniowym wyprzedzeniem. Najtańsze są jednak podróże lokalnymi autobusami tzw. chickenbusami.
  • Warto sprawdzać połączenia w internecie. Czasem w ten sposób można kupić bilety taniej niż na miejscu.
    Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?
  • Przystanki autobusowe chickenbusów są zazwyczaj zupełnie nieoznakowane i najlepiej zapytać lokalną osobę, gdzie się znajdują. Zazwyczaj główy dworzec zlokalizowany jest w pobliżu marketu.
  • Na Jukatanie oczekuje się napiwków i często są one doliczane do rachunku.
  • W Hondurasie często podatek nie jest podany w menu i jest doliczany na koniec. W efekcie czego po doliczeniu podatku i napiwku cena posiłku może być wyższa o 20-30% niż podana w menu.
  • W Ameryce Środkowej istnieje ogromne rozwarstwienie społeczne. Zobaczysz od pięknych willi po skrajną biedę, od luksusowych aut po wozy ciągnięte przez konie.
  • Nie stosowaliśmy żadnego leczenia przeciwko malarii, ale pewne rejony mają wysokie ryzyko jej występowania, więc warto sprawdzić czy są one na trasie waszej podróży.
    Co warto wiedzieć przed podróżą do Ameryki Środkowej?
  • Sytuacja polityczna w Ameryce Środkowej bywa zmienna, kiedy my odwiedziliśmy Nikaraguę, panował tam spokój i porządek. Dwa miesiące później ulice stolicy stały w płomieniach z powodu panujących tam strajków z ofiarami śmiertelnymi- warto więc sprawdzić sytuacje każdego z krajów, zanim go odwiedzimy. Link
  • Ameryka Środkowa to teren wulkaniczny. Będąc w Gwatemali wspinaliśmy się na wulkan Acatenango, aby zobaczyć w nocy spektakularne wybuchy wulkanu Fuego. 3 miesiące później wulkan Fuego wybuchł z taką siłą, że zginęło ok. 30 osób, a 300 zostało rannych.Link
  • Do Nikaragui oficjalnie nie można wwieźć drona, my jednak to zrobiliśmy i nie mieliśmy problemów. Pewnie sprawdzane jest to podczas podróży lotniczej.
  • Warto sprawdzić jakie szczepienia są zalecane, np. do Panamy musieliśmy zaszczepić się przeciwko żółtej febrze co wraz z wizytą u lekarza kosztowało nas 500zł od osoby. Pozostałe szczepienia zrobiliśmy przed podróżą do Azji.
  • ]]>
    <![CDATA[Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury]]>Zielone lasy tropikalne, wulkany, rwące rzeki, kwitnące kolorowe kwiaty, śpiewające ptaki, spieszące się małpy i bezstresowo żyjące leniwce, czyli jak mówią lokalni PURA VIDA - czyste życie, tak prezentuje się Kostaryka. Uznawana jest za jeden z najlepszych krajów do życia na świecie, zwana również bywa Szwajcarią Ameryki Środkowej. Co ciekawe

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/backpacking-kostaryka-manuel-antonio-arenal/5af0badc16ee6750a8b9afdaFri, 25 May 2018 18:18:17 GMT

    Zielone lasy tropikalne, wulkany, rwące rzeki, kwitnące kolorowe kwiaty, śpiewające ptaki, spieszące się małpy i bezstresowo żyjące leniwce, czyli jak mówią lokalni PURA VIDA - czyste życie, tak prezentuje się Kostaryka. Uznawana jest za jeden z najlepszych krajów do życia na świecie, zwana również bywa Szwajcarią Ameryki Środkowej. Co ciekawe jest to kraj, który nie ma armii! Wiele osób podróżujących po Ameryce Środowej ją omija, gdyż jest ona stosunkowo droga jak na tę część świata. Wpływ na to pewnie ma fakt, że posiada ona dużo bardziej rozwiniętą bazę turystyczną, ponieważ jest często wybieranym kierunkiem wakacyjnym Amerykanów czy Kanadyjczyków.Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    Leniwce
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Są zwierzętami nocnymi. Śpią ok. 10 godzin dziennie. Są bardzo wolne na lądzie, za to świetnie poruszają się w wodzie. Wypróżniają się tylko raz w tygodniu (cóż za oszczędność czasu:D) i robią to za każdym razem w tym samym miejscu! Żywią się liśćmi, które zapewniają im bardzo mało wartości energetycznych. Są samotnikami i łączą się w pary tylko w celach prokreacyjnych. Żyją nawet do 40 lat!

    Przeprawa z Nikaragui, czyli przygoda z natrętnymi taksówkarzami

    Podjęliśmy wyzwanie dostania się do Kostaryki z Nikaragui transportem publicznym. Podróż wyszła nas taniej w porównaniu z użyciem turystycznych, bezpośrednich międzymiastowych busów, jednak na pewno zajęła dłużej. Z miasteczka San Juan del Sur autobusem pojechaliśmy do miasta Rivas.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Tam zostaliśmy osaczeni przez mężczyzn informujących nas, że autobus do granicy jest dopiero za godzinę, oraz że jest drogi i że dużo lepiej wziać taksówkę za 5USD od osoby. Jeden z nich zaproponował nam, że zawiezie nas za 3USD od osoby. A ja cały czas próbowałam im wytłumaczyć, że chcemy jechać publicznym autobusem. Jedni mówili, że najbliższy jest za godzinę, inni, że za dwie. W trakcie tego przekrzykiwania się nadjechał autobus i jeden z lokalnych wygadał się, że to autobus, którego szukamy (jadący do granicy). W tym momencie inny mężczyzna zaczął na niego krzyczeć i powiedział do mnie, że ten autobus jedzie w drugą stronę. Okazało się, że był to autobus do Penas Blancas, czyli rzeczywiście do miejscowości na granicy, z tym że bilet kosztował 2 USD.Tak oto doświadczyliśmy po raz kolejny, jak lokalni mieszkańcy walczą o zarobek na turystach.

    Bazyliszek chelmiasty
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Jaszczurka, która biega po wodzie! Żyje w Ameryce Środkowej, od Meksyku po Panamę. Większość czasu spędza na drzewach, ale zawsze żyje w pobliżu wody. Kiedy poczuje, że jest w niebezpieczeństwie, wskakuje na wodę i ucieka, biegnąc po powierzchni! Może przebiec na wodzie 6 metrów. Ze względu na tę umiejętność nazywana jest Jaszczurką Jezusa Chrystusa.

    Granica Nikaragui z Kostaryką

    Przy przekraczaniu granicy Nikaragui musieliśmy zapłacić 3 USD, czyli opłatę wyjazdową. W dodatku nie chciano od nas przyjąć lokalnej waluty, tylko zmuszono do płatności w dolarach. Przeszliśmy granicę Nikaragui, ale nie mogliśmy znaleźć granicy Kostaryki. Okazało się, że trzeba do niej podejść z ponad kilometr. Wjazd do Kostaryki był bez opłat, ale musieliśmy okazać bilet wyjazdowy.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    Początki podróżowania po Kostayce

    Po dostaniu pieczątki wyszliśmy zadowoleni szukać naszego autobusu. I wtedy zaczęły się schody. Aby dostać się do miejscowości La fortuna musieliśmy jechać najpierw do miejscowości El Tanque.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Z granicy tylko dwa autobusy tam jeździły, najbliższy mieliśmy za 3,5 godziny. Po długim oczekiwaniu wsiedliśmy w autobus, który wyglądał jak stary empek i zaczęliśmy podróż kamienistą drogą. Po 2 godzinach na drodze pojawił się asfalt. Tak zaprezentowała się dla nas Szwajcaria Ameryki Środkowej! Do celu dotarliśmy po 5 godzinach. Z El Tanque do La Fortuna mieliśmy wziąć kolejny autobus, ale podjechał do nas jakiś kierowca i zaproponował podwiezienie nas za 1000 colon (6,5zł) od osoby.Zmęczeni nie zastanawialiśmy się długo, wskoczyliśmy do auta. W końcu musieliśmy znaleźć jeszcze nasz nocleg. Kierowca podwiózł nas pod tani hostel, ale nie było w nim wolnych pokoi poszliśmy więc do kolejnego na tej samej ulicy, i znaleźliśmy 4-osobowy pokój w dobrej cenie.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    La Fortuna

    Po pierwszym rzucie okiem na miasto już widać, że jest ono wypadową bazą turystyczną do Parku Arenal. Wszędzie widać restauracje, biura turystyczne, sklepy z pamiątkami. Rzuca się w oczy również różnica w cenach w porównaniu z innymi krajami Ameryki Centralnej. Wszystko wydało się przynajmniej 2 razy droższe.
    Chcieliśmy wynająć rowery, wynajem na cały dzień kosztował 20 USD, czyli tyle, co wynajem skutera w Nikaragui. Skuterów nie widzieliśmy dostępnych w ogóle. Wszędzie były reklamy różnych wycieczek: rafting, zwiedzanie wulkanów z przewodnikiem, nocna wycieczka w poszukiwaniu nocnych zwierząt itd.

    Kapucynki
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Występują w środkowej I południowej Ameryce. Żyją w grupach od 3 do 30 osobników I zawsze znajduje się w niej samiec. W grupie istnieją różne relacje socjalne między poszczególnymi osobnikami. Potrafią być agresywne w stosunku do członków innych grup!

    Park Narodowy Arenal

    Budżetowe dostanie się do Parku Narodowego Arenal, który był przyczyną naszej wizyty w tych stronach, okazało się dosyć wymagające. Najłatwiej tam dojechać ze zorganizowaną całodniową wycieczką. Natomiast transport publiczny nie istnieje. W stronę parku jedzie autobus kierujący się do miejscowości Tilaran, który kursuje może 4 razy dziennie w tym o 8 rano i on wysadza turystów 2 km od wejścia do Parku. Ostatni powrót jest o 15.30.

    Park Narodowy Arenal
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Park ten zasłynął ze względu na fakt, że przez 30 lat można było w nim oglądać czerwoną żarzącą się lawę wydobywającą się z wybuchającego wulkanu Arenal. Jednak od roku 2010 wulkan nie dostarcza już odwiedzającym tych emocji. Arenal jest najmłodszym wulkanem w Kostaryce - ma 7500 lat I wysokość 1633 m.p.p.m. Jest drugim najpopularniejszym aktywnym wulkanem w kraju. Znajdował się na liście 10 najbardziej aktywnych wulkanów na świecie.

    Pojechaliśmy tam więc porannym autobusem. Poszliśmy na trekking szlakiem, gdzie znajdowała się zastygła lawa z wybuchu w 1992roku, planowaliśmy dojść nim na drugi szlak prowadzący wokół wulkanu Cerro Chato, jednak okazał się on zamknięty. Zmuszeni byliśmy wrócić szlakiem La Ceiba w stronę drogi, ostatni odcinek przedzierając się przez dżunglę, aby skrócić sobie trasę. Nie wiem jakim cudem dałam się Mordce namówić na ten szalony pomysł, szczególnie że widziałam tego poranka w Parku węża. W pewnym momencie usłyszeliśmy dziwny dźwięk przypominający ryk świni może małpy. W mojej głowie brzmiało to tylko jak puma (bo pumy tudzież jakiegoś dzikiego kota bałam się najbardziej), zamarłam. Co by było, gdyby był tam jakiś drapieżnik? Nie wiem! Nie było w końcu gdzie uciekać, bo dookoła dżungla. Po kilku minutach udało nam się przedostać przez chaszcze na drogę. Uff przetrwaliśmy. Pumy w tym parku nie ma, ale wyobraźnia i tak robi swoje.

    Wielka Ceiba, czyli drzewo kapokowe
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Drzewa te tracą kolce wraz z wiekiem, a najstarsze mają ponad 500 lat, wysokość 70 metrów i średnicę 3 metry. Są uznawane przez Majów za święte.

    Wulkan Cerro Chato

    Po wydostaniu się na drogę poszliśmy w stronę Aranal Observatory, gdzie znajduje się wejście na szlak prowadzący do jeziora znajdującego się na szczycie wulkanu Cerro Chato. Po rozmowie ze sprzedawcą biletów upewniliśmy się, że rzeczywiście istnieje opcja zejścia z wulkanu po drugiej jego stronie, trasą, która to prowadzi do miasteczka La Fortuna, gdzie mieliśmy nocleg. Co prawda zostaliśmy poinformowani, że oficjalnie szlak ten jest zamknięty, jednak że możemy spokojnie tamtędy iść. Dodatkowo musieliśmy zapewnić, że po dotarciu do noclegu damy znać, że jesteśmy cali, bo inaczej będzie wszczęte poszukiwanie. Zapytaliśmy się jeszcze, ile zajmuje wejście i zejście, bo pozostało już tylko 5 godzin do zachodu słońca, na co dostaliśmy odpowiedź, że 4-4,5 godziny powinno starczyć.

    Wulkan Cerro Chato
    Wygasły wulkan o wysokości 1140 m.n.p.m., którego ostatnia erupcja była 5000 lat temu. W jego kraterze znajduje się małe jezioro. Krater wulkanu znajduje się w parku narodowym jednak ścieżka do niego prowadząca znajduje się na terenie prywatnym Arenal Observatory Lodge.

    Ruszyliśmy więc w trasę, której się zupełnie nie spodziewaliśmy. Okazała się ona bardzo fajną przygodą. Była bardzo wymagająca, szlak z wystającymi korzeniami, prowadzący góra dół, co chwila trzeba skakać i zeskakiwać. Ostatnia część była to stroma wspinaczka. Okazała się ona szczególnie trudna ze względu na fakt, że była to już nasza 6. godzina chodzenia tego dnia. W końcu dotarliśmy na upragniony szczyt, gdzie w kraterze wulkanu było piękne jezioro otoczone zieloną dżunglą.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Był to piękny widok, jednak pogoda nam nie dopisała. Było pochmurno i wiało. Po chwili kiedy cała adrenalina z nas zeszła, tętno wróciło do normy, wydało się bardzo zimno i postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda zakazany szlak po drugiej stronie wulkanu. Ciągle widniała nad nami myśl, że okaże się on nie do przejścia i będziemy musieli wracać tą samą drogą, a zostały nam 2 godziny do zachodu słońca. Zejście po nielegalnej stronie okazało się jednak niewiele gorsze od ścieżki, którą się wspinaliśmy. Co prawda było na niej sporo urwisk, zeskoków, poślizgnięć, ale na czas, tuż przed samym zachodem słońca udało nam się dojść do drogi, gdzie złapaliśmy stopa i zakończyliśmy sukcesywnie nasz całodniowy, prawie 30-kilometrowy treking.

    Tukany
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    W Ameryce Środkowej, Południowej I Karaibach jest pond 40 gatunków tukanów. Żyją w grupach 5-6 ptaków. Odżywiają się głównie owocami. Mają małe skrzydła, co nie pozwala im na dalekie loty. Żyją do 20 lat.

    Rafting

    Podczas pobytu w La Fortuna postanowiliśmy spróbować naszych sił, spływając rwącą rzeką w pontonach. Okazało się, że istnieje kilka klas. Nasz spływ był rzeką klasy 2,3 i 4. Klasa 2 to łagodny spływ z prądem, 3 trochę szybszy, a klasa 4 to już bardziej emocjonująca przygoda, kiedy trzeba unikać zderzeń z kamieniami i wpada się w spienioną wodę. Chwilami trzeba było bardzo uważać, żeby nie wypaść z pontonu, szczególnie że siedzi się na burtach, a nie w środku. W wolniejszych momentach nasz przewodnik pokazywał nam leniwce na drzewach i iguany. W cenę mieliśmy też wliczony bardzo dobry lunch w bazie i krótki pokaz wyrabiania alkoholu z trzciny cukrowej. Uważam, że były to dobrze zainwestowane pieniążki! Adrenalina gwarantowana!
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    Wrażenia po pobycie w La Fortuna

    Będąc w Fortunie, trochę się zniesmaczyliśmy, zdziwiliśmy sie jak bardzo wszystko jest turystyczne. Praktycznie nie byliśmy w stanie nic zrobić sami albo po kosztach. Za wszystko trzeba płacić. Nie ma żadnych udogodnień dla turystów o niskim budżecie. Jest to mekka dla turysty, który lubi wykupywać sobie różne atrakcje, ale nie ma nic za darmo. Nasz nocleg znajdował się 2 kilometry od miasta i ani razu nikt nie zatrzymał się i zapytał, czy nas podwieźć, chociaż było widać, gdzie idziemy i próbowaliśmy łapać stopa. Gdzie w Nikaragui czy Hondurasie kierowcy sami się zatrzymywali. Za rozwojem i pieniędzmi idzie w parze zamknięcie się na innych ludzi. Dostajesz tylko to, za co płacisz.

    Iguany
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Mają mocne szczęki, ostre zęby i ogon długości połowy ciała, który używany jest głównie do obrony. Iguana może go użyć do uderzenia przeciwnika. Tak jak inne jaszczurki w razie niebezpieczeństwa może odrzucić ogon, aby szybciej uciekać. Ogon ten później odrośnie. Iguany są roślinożercami, jedzą liście, owoce oraz kwiaty. Często przebywają w pobliżu wody, gdyż są bardzo dobrymi pływakami. Pod wodą mogą spędzić prawie 30 minut. Żyją nawet 20 lat.

    Budynki, drogi, sklepy, restauracje, wszystko było zupełnie inne niż na północy Ameryki Środkowej. Poczuliśmy się, jak byśmy wrócili do cywilizowanego świata, nowe samochody na ulicach, piękne wille przy drogach, normalne autobusy, nie chicken busy. Oraz dużo bardziej higieniczne jedzenie. Również natura znacząco się zmieniła, otaczała nas piękna zieleń, dużo kwiatów i zrobiło się bardzo wilgotno. Jadąc na południe kraju, mijaliśmy góry, rzeki, wąwozy, a wszystko porośnięte gęstą zielenią.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    Park Narodowy Manuel Antonio

    Okolica Manuel Antonio jest bardzo droga, zdecydowanie droższa niż Fortuna. Plaża, przy której znajdował się nasz hostel, była piękna. Takich plaż oczekiwałam w Ameryce środkowej, a do tej pory ich nie widziałam. Piękna plaża otoczona palmami. Temperatura wody ucieszyła mnie niesamowicie, bo w końcu była bardzo ciepła. W końcu wejście do niej było dla mnie samą przyjemnością. Dużo cieplejsza niż w Meksyku czy Hondurasie, a nawet niż w Nikaragui.
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    Park Narodowy Manuel Antonio
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Znajduje się u wybrzeża Pacyfiku. Pomimo że jest najmniejszym parkiem w Kostaryce, jest on jednym z najczęściej odwiedzanych spośród 161 parków narodowych. Jego powierzchnia to tylko 16 km2. Znajdują się tam jedne z najpiękniejszych plaż na świecie oraz ogromne zróżnicowanie ssaków I ptaków.

    Patrząc na tę plażę, przypomniała mi się Azja i północno-wschodnia Australia. Zobaczyliśmy ludzi latających pod pięknym bezchmurnym niebem, nad tą piękną wodą i stwierdziłam, że ja też tak chce, że muszę to zrobić. I tak spróbowaliśmy parasailingu. Spędziliśmy 20 minut, dryfując na wietrze, z niesamowitym widokiem. Absolutnie niesamowite przeżycie, w dodatku w dzień kobiet!
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury

    Park otwarty jest od 8 do 16, z tym że o 16 strażnicy wypraszają z parku, a my akurat znajdowaliśmy się po drugiej jego stronie, więc efektywnie opuściliśmy go o 16.50. Park jest najmniejszy w Kostaryce i bardzo popularny, w dzień więc znajduje się tam dużo turystów. Pomimo tego, można zobaczyć tam sporo kostarykańskiej fauny. Nam udało się ujrzeć min. drzewołaza złocistego - czarno zieloną małą żabką, która jest trująca i jej trucizna potrafi zatrzymać akcje serca u człowieka!
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Widzieliśmy również dwa rodzaje małp- i słyszeliśmy wyjce. W parku każdy zobaczy leniwce, nam udało się ujrzeć trzy. Dodatkowo zaprezentował się nam bazyliszek chełmiasty oraz aguti. Wszystko to w otoczeniu pięknych plaż. Na jednej z nich zostaliśmy zaatakowani przez gang szopów praczy, który chciał ukraść nasze rzeczy!

    Szopy
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Są bardzo inteligentne I ciekawskie, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze, kiedy gang 4 szopów praczy podbiegł do leżących obok nas rzeczy na plaży i ukradł jedną torbę z jedzeniem! Co ciekawe szopy często umieszczają jedzenie w wodzie, zanim zaczną je jeść. Woda ulepsza ich zmysł dotyku, dzięki czemu mogą jeszcze bardziej poczuć, co będą jadły.

    Pożegnanie z Kostaryką w stolicy, czyli w San Jose

    San Jose w niedzielę okazało się całkowicie wymarłe. Na ulicach były pustki. Następnego dnia, kiedy jechaliśmy na lotnisko o 6 rano, ulice były już zapełnione ludźmi. Mieliśmy ciekawą przygodę. Postanowiliśmy pojechać na lotnisko uberem, gdyż wydawał on się zupełnie niedrogi. Istnieje możliwość dojechania na lotnisko autobusem, ale ze względu na wczesną porę, chcieliśmy zaznać trochę luksusu i dojechać tam bez wysiłku. Wszystko poszło gładko, uber pojawił się w 3 minuty. W 15 minut dostaliśmy się na lotnisko, jak się okazało nie te, co trzeba! Wylądowaliśmy na małym, regionalnym lotnisku, na którym była dostępna tylko jedna taksówka, i za 30-minutową trasę na międzynarodowe lotnisko kierowca zażądał 30 USD. Nie dało się zbić ceny, w końcu widział, że jesteśmy zdesperowani i przyparci do muru. Nie było tam wifi, żeby zamówić kolejnego ubera. Po krótkim czasie lżejsi o trochę więcej pieniędzy niż planowaliśmy, dotarliśmy na lotnisko Santa Maria i 2 godziny później siedzieliśmy w samolocie na Dominikanę!
    Kostaryka, czyli kumulacja piękna natury
    Kostaryka zdobyła nasze serca, chociaż dużo bardziej podczas pobytu przy Parku Manuel Antonio niż w La Fortuna. Jest to kraj, który warto zobaczyć, co więcej warto go przeżyć, bo jest w nim tyle aktywności do spróbowania. Trzeba tylko odpowiednio dobrać miejsca odwiedzin.

    Na koniec krótkie podsumowanie w postaci filmiku

    Przykładowe ceny - Kostaryka 2018

    Ceny za osobę Cena (₡ - kolony) Cena (zł)
    Transport
    autobus z granicy Penas Blancas - El Tanque 3600 23
    taxi z El Tanque - La Fortuna 1000 7
    autobus z San Jose - Manuel Antonio 4630 30
    autobus do Fortuna - San Jose 2500 16
    autobus do parku Arenal z Fortuny 1150 8
    Wejścia do parków
    wejście do parku Arenal Volcano 8550 56
    wejśćie do Arenal Observatory 5700 37
    wejście do parku Manuel Antonio 9000 60
    Noclegi
    pokój 4-osobowy w Fortunie 20000 131
    nocleg przy plaży w Manuel Antonio (2 os.) 17200 112
    pokój 4-osobowy w San Jose 21600 140
    Atrakcje
    rafting (za 2 os. po zniżce grupowej) 55000 359
    parasailing (za 2 os. po zniżce grupowej) 57000 372
    Spożywcze
    kolacja w tanim barze w Fortunie (2 os.) 7000 45
    kolacja w restauracji w San Jose (2 os.) 9000 59
    zakupy na spaghetti (2 os.) 6000 39
    woda 5l w sklepie 800 5
    woda 1,5l w sklepie na granicy 1200 8
    ]]>
    <![CDATA[Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe]]>Postanowiliśmy ponownie skorzystać z lokalnego transportu, aby dostać się na wyspę Ometepe. Musieliśmy najpierw z Masaji dostać się do miejscowości Rivas. Znalezienie odpowiedniego przystanku zajęło nam ponad godzinę. Kiedy w końcu zobaczyliśmy nadjeżdżający nasz autobus, zadowoleni zerwaliśmy się, aby wsiąść na pokład. W środku okazało się, że jest on wypchany

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/nikaragua-ometemepe/5ad9a2bdedca0364a9cffd0dMon, 30 Apr 2018 13:50:49 GMT

    Postanowiliśmy ponownie skorzystać z lokalnego transportu, aby dostać się na wyspę Ometepe. Musieliśmy najpierw z Masaji dostać się do miejscowości Rivas. Znalezienie odpowiedniego przystanku zajęło nam ponad godzinę. Kiedy w końcu zobaczyliśmy nadjeżdżający nasz autobus, zadowoleni zerwaliśmy się, aby wsiąść na pokład. W środku okazało się, że jest on wypchany ludźmi, ledwo mieliśmy miejsce, żeby tam stać. I tak minęła nasza 2-godzinna podróż! W ścisku i niewygodach. Pomyślałam wtedy nigdy więcej ekspresowych dalekobieżnych chicken busów!
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Po dojechaniu do celu oblegli nas taksówkarze, proponując podwózkę na prom za 20zł, bo podobno żaden autobus nie jeździ do portu i mówili, że najlepiej dojechać tam taksówką. Nauczeni doświadczeniem odmówiliśmy. Przeszliśmy skrzyżowanie i stanęliśmy na kolejnym przystanku autobusowym, z którego autobus dowiózł nas do portu za złotówkę od osoby.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Po dotarciu na Ometepe znowu wsiedliśmy w kolektiwo (bilet kosztował 1,50zł od osoby w porównaniu z transportem dla turystów w cenie 15 złotych od osoby). Pojechaliśmy do miejscowości El quino, w której wysiedliśmy i złapaliśmy stopa do Santa Cruz, gdzie to znajdował się nasz nocleg.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Każde kolektwio, którym podróżowaliśmy tego dnia, było zapchane po sufit. Trafiliśmy również na kobietę wiozącą w torebce dwa podrosłe kurczaki. Co ciekawe, gdy do autobusu wsiadały kobiety z dziećmi, nie ustępowano im miejsca, za to pani z kurczakami już tak. Natomiast matki przekazywały swoje dzieci osobom siedzącym. Tylko jeden chłopiec odmówił siedzenia na kolanach nieznajomej i zaczął płakać.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Dlaczego wyspa Ometepe jest wyjątkowa?
    Składa się ona z dwóch wulkanów: aktywnego wulkanu Conception na północy i wygasłego wulkanu Maderas na południu. Leży na największym jeziorze kraju. Można znaleźć na niej prekolumbijskie petroglify. Dla dawnych mieszkańców miała ona szczególne znaczenie i traktowali ją jako ziemie obiecaną. Popioły wulkaniczne sprawiły, że ziemia jest niezwykle płodna i można tutaj zobaczyć piękną roślinność. Wyspa ma ok. 30 tysięcy mieszkańców, więc wbrew pozorom nie jest taka mała, jak by się wydawało, ale znajduje się na niej tylko kilka miasteczek.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Santa Cruz

    Byłam zaskoczona, że miejscowość, w której wysiedliśmy to właściwie kilka budynków na krzyż. Jak się później okazało, większość wsi na wyspie tak wygląda. Wyspa jest dużo mniej rozwinięta, niż się spodziewałam. Na drogach oprócz skuterów, kładów, ciężarówek, samochodów i rowerów można było spotkać wolno chodzące konie, krowy, kury, ale też świnie! Ku naszemu zaskoczenniu, można tu spotkać lokalnych mieszkańców jeżdżących nie tylko konno, ale nawet na krowach. A bawoły zaprzęgnięte do wozu to normalny tutaj widok.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Objechać dookoła wulkan Maderas

    Wynajęliśmy skuter i postanowiliśmy objechać wulkan Maderas dookoła. Był to najgłupszy pomysł, jaki mógł nam wpaść do głowy, ponieważ droga była usiana kamieniami i dziurami. Co chwilę musieliśmy zwalniać do zera w obawie, że rozwalimy podwozie. Z drugiej strony zobaczyliśmy, jak wyglądają najbardziej oddalone wioski na wyspie. Co chwilę na drodze pojawiały się luzem chodzące świnie, co wzbudzało moją ekscytację, gdyż wydawały mi się one bardzo szczęśliwe. I o ile konie i krowy chodzące luzem widziałam wcześniej, to świń nigdy.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    W pewnym momencie tuż przed nami pojawił się mały kurczaczek, którego zaczęliśmy gonić na bardzo kolistej drodze i w pewnym momencie nie wiadomo jak, nie wiadomo dlaczego, jadąc 15km/h mieliśmy swój pierwszy wypadek i wywróciliśmy się skuterem na bok. Na szczęście mieliśmy miękkie lądowanie, bo upadliśmy na krzaki, jednak nasz nowo wyglądający skuter został ochrzczony i pozyskał rysy na całym prawym boku! Nigdy nie mieliśmy stłuczki, czy wypadku, a teraz porysowaliśmy cały bok skutera. Przyjemność ta kosztowała nas 100 dolarów.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Wodospad San Ramon

    Po kilku godzinach walki z dziurami na drodze dojechaliśmy do wejścia do parku, w którym znajdował się wodospad. Po przekroczeniu bramy pod górę prowadzi kilkukilometrowa droga, którą większość ludzi pokonuje pieszo lub skuterami, a na jej końcu jest parking. Kolejny odcinek, czyli szlak przez dżunglę, można pokonać już tylko pieszo, zajmuje to ok. 40 minut w jedną stronę. Przy bramie do parku, spotkaliśmy parkę turystów, która nam powiedziała, że spokojnie do parkingu dojedziemy skuterem. Pomimo, że obsługa parku tego nie zaleca, to udało się im wjechać i zjechać. Podążając za ich radą, zaczęliśmy wjeżdżać na górę. Okazało się, że wjazd skuterem nie jest najlepszym pomysłem i co chwila musiałam z niego schodzić, bo nie dawaliśmy rady podjechać pod górę. W tym czasie pewna para spaliła sprzęgło i musieli zostawić swój skuter, bo nie chciał im w ogóle odpalić. Wspinaczka do wodospadu była bardziej wymagająca, niż się spodziewaliśmy, ale widoki wynagrodziły wysiłek. Sama trasa do wodospadu wąwozem skalnym wyrytym przez biegnącą kiedyś tamtędy rzekę była bardzo piękna, a wodospad był tylko wisienką na torcie.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Charco Verde

    Kolejnym miejscem wartym odwiedzenia na wyspie jest park Charco Verde, w którym można zobaczyć wiele gatunków drzew, małpy wyjce oraz różne gatunki ptaków . Do przechadzek dostępne są trzy trasy, które w sumie zajmują tylko półtorej godziny. Przy wejściu do praku znajduje się motylarnia i basen z żółwiami w cenie biletu.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Oczko wodne - Ojo de Agua

    Wiele osób poznanych na wyspie polecało nam odwiedzenie naturalnych źródeł zwanych Ojo de Agua. Kolejny raz przekonaliśmy się, że takie miejsca nie są w naszym stylu. Przynajmniej podczas takiego wyjazdu jak ten, kiedy chcieliśmy jak najbardziej zagłębić się w naturę i lokalną kulturę. Jest to rodzaj małego resortu dla turystów (jak na lokalne standardy). Małe oczko wodne z fotelami rozstawionymi dookoła i duża liczba ludzi na małej powierzchni. To nie dla nas. Poszliśmy na spacer jedną z przylegających do ośrodka tras prowadzącą przez plantację bananów. I na koniec weszliśmy na wzgórze, z którego był świetny widok na wulkan Conception, co uratowało nasze zainwestowane na wejściu pieniądze.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Przygoda z kluczykami od skutera, czyli istny galimatias
    Po wyjściu z ośrodka podeszliśmy do naszego skutera, wyjęliśmy rzeczy z bagażnika pod siedzeniem, po czym wsiedliśmy na niego gotowi wyruszyć w trasę. I ku naszemu zaskoczeniu stacyjka nie chciała działać. Nie mogliśmy przekręcić kluczyka. Zmieszani zaczęliśmy się mu przyglądać, czy to na pewno nasz skuter?Ale przecież wyjęliśmy z niego nasze bluzy i kaski. Po chwili podszedł parkingowy z zapytaniem, czy nam nie pomóc. Podzieliliśmy się problemem. Wziął nasz kluczyk i też nie mógł go przekręcić. W tej chwili podeszła jakaś para i zaczęła z nami rozmawiać chcąc nam pomóc. W międzyczasie parkingowy zaczął do nas krzyczeć stojąc przy jakimś skuterze na końcu parkingu, informując, że nasz skuter jest tam. Podeszłam do niego a on do mnie mówi: "to wasz skuter, kluczyk działa" Osłupiałam! Jakim cudem? Nie mieliśmy białego skutera tylko szary! W tym momencie sprawdziliśmy dokumenty i było w nich napisane, że kolor naszego skutera to blanco, czyli biały. Totalnie straciłam grunt pod nogami. Nic się nie zgadzało, a jednak kluczyk zadziałał. W tym momencie podeszła do białego skutera dziewczyna i powiedziała, że to jej skuter. Ufff mówiłam, że to nie nasz. Jednak zostaliśmy z tym samym problemem. Staliśmy przy szarym skuterze, który nie chciał odpalić. Kiedy już mieliśmy dzwonić do mężczyzny, od którego wypożyczyliśmy skuter, podszedł jakiś chłopak i powiedział, że to jego skuter, że pamięta lusterka. I że kilka metrów dalej stoi identyczny szary skuter tylko z innymi lusterkami. I rzeczywiście okazało się, że nasze kluczyki w nim działają. Przez te całe 10 minut nasz skuter stał sobie grzecznie obok podczas tego całego zamieszania. Ale jakim cudem wyjęliśmy kaski i bluzę z czyjegoś skutera?? Co się wydarzyło?! Do dziś nie wiemy. Istny kogel mogel!

    San Juan del Sur

    Po spędzonych kilku dniach na wyspie wróciliśmy na kontynent i pojechaliśmy do miejscowości San Juan del Sur leżącej nad Pacyfikiem. Trafiliśmy tam głównie dlatego, że Mordka chciał bardzo posurfować. Ja również miałam nadzieję, że wskoczę na falę i trochę się pomęczę. Okazało się to w moim przypadku totalnie nie możliwe, ponieważ woda była mega zimna! Wiadomo ja jestem przypadkiem specjalnym i dla mnie woda jest praktycznie zawsze zimna, ale w tym przypadku było inaczej. Wszyscy stwierdzili, że jest lodowata. W takiej sytuacji mój cały zapał opadł, jednak Mordka z Jackiem i Natalią postanowili wykonać swój plan i skorzystali z pięknej plaży i fal. San Juan jest jednym z najlepszych miejsc w Nikaragui do surfowania.
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe
    Ostatnia część relacji z Nikaragui - wyspa Ometepe

    Pożegnanie z Nikaraguą

    Niestety nadszedł czas, aby opuścić ten tani, piękny i przyjazny kraj. Od pierwszego momentu przypadł on nam do gustu i tak pozostało już do końca. Kolejnym celem naszej podróży była Kostaryka, o której słyszeliśmy kontrowersyjne opinie. Wiele osób podróżujących po Ameryce Środkowej ją opuszcza ze względu na fakt, że jest droga i krążą plotki, że nie ma w niej niczego, czego nie można znaleźć w Nikaragui. Z drugiej strony słyszeliśmy, że jest ona niesamowita i żebyśmy koniecznie ją odwiedzili. Znajdując się tak blisko granicy z Kostaryką, nie widzieliśmy innej opcji, jak pojechać tam i zobaczyć ją na własne oczy!

    Na Deser

    Nasz krótki w filmik z Ometepe :)

    Przykładowe ceny Ometepe i San Juan del Sur

    Ceny za osobę Cena Cena w złotówkach
    Transport
    Chicken bus z Masaji do Rivas (2h) 56 C$ ~6zł
    Chicken bus z Rivas do San Jorge (10min) 10 C$ ~1zł
    Prom na Ometepe (godzina) 45C$ ~5zł
    Wynajęcie skutera za dzień 22USD ~75zł
    Paliwo do skutera na cały dzień 90C$ 10zł
    Wejścia do parków
    Wejscie na wodospad San Ramon 80C$ ~9zł
    Wejscie do Charco verde 300C$ ~32 zł
    Wejście do Ojo de Agua 150C$ ~16zł
    Atrakcje
    Lekcja surfingu z transportem i deską, 1h w wodzie, 30 min na lądzie 30 USD ~102zł
    Wynajęcie deski na dzień 10 USD ~34zł
    Jazda konno na plaży (2 godziny) 70USD ~240 zł
    Noclegi
    Pokój 2-os. z łazienką przy plaży na wyspie Ometepe 42USD ~145zł
    Pokój 2-os. w gorszym standardzie w San Juan del Sur 310C$ ~35zł
    ]]>
    <![CDATA[Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo]]>Po krótkim odpoczynku nad oceanem, który opisywałam w pierwszej części relacji z Nikaragui, postanowiliśmy pojechać do miasta Masaya. Chcieliśmy użyć w tym celu tylko publicznego transportu tzw. camionetas, czyli autobusów zwanych przez turystów chicken busami (kurczak-busami), o których więcej za chwilę.
    Trasa Poneloya - Leon - Managua - Masaya - to tylko 140km, ale zajęła nam cały dzień.

    Podróż do Masaji

    Na samym początku trafiliśmy na drobne

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/nikaragua-chickenbusy-wulkan-masaya-laguna-apoyo/5ac0f24375c10f1f0e017627Sat, 21 Apr 2018 07:04:32 GMT

    Po krótkim odpoczynku nad oceanem, który opisywałam w pierwszej części relacji z Nikaragui, postanowiliśmy pojechać do miasta Masaya. Chcieliśmy użyć w tym celu tylko publicznego transportu tzw. camionetas, czyli autobusów zwanych przez turystów chicken busami (kurczak-busami), o których więcej za chwilę.
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Podróż do Masaji

    Na samym początku trafiliśmy na drobne problemy. Okazało się, że kierowca, z którym jechaliśmy z miasteczka Poneloya wysadził nas w Leonie na złym przystanku autobusowym i że powinniśmy byli jechać na główny terminal. Jak mówią lokalesi „no problema, no te preocupes” - nie ma problemu, nie martw się. Po zapytaniu kilku osób pokazano nam, gdzie powinniśmy stanąć i za chwilę nadjechał autobus jadący na główny terminal. Tam wysiedliśmy, zapytaliśmy kolejnych ludzi o autobus do Managui (stolicy, w której mieliśmy przesiadkę na kolejny autobus do Masaji). Zanim się zorientowaliśmy, już siedzieliśmy w autobusie. A 5 minut później już byliśmy w trasie. A to wszystko bez żadnych rozkładów jazdy, zachodzisz i jedziesz, lepsze niż taksówka!:D
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    W autobusach nie ma klimatyzacji, okna są otwarte na maksa, dzięki czemu jest przewiewnie i przyjemnie. W drodze co chwilę wsiadali i wysiadali jacyś sprzedawcy, którzy przechodząc wzdłuż autobusu, proponowali różne artykuły: wodę, owoce, chipsy, okulary, patyczki do czyszczenia uszu itd. A wszystko to przy dźwiękach latynoskiej muzyki lecącej z odtwarzacza DVD, dzięki czemu mogliśmy podziwiać lokalne teledyski na płaskoekranowym telewizorze. Ah, pokochałam tę przejażdżkę - prawdziwą podróż w kulturalną głębię kraju!
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Kurczakowe autobusy, czyli...
    Camioneta, a przez turystów zwane chicken bus to kolokwialne określenie na ten wszechobecny środek transportu w Ameryce Środkowej. Nazwę zawdzięcza lokalnym podróżnym, którzy nierzadko przewożą żywe zwierzęta komunikacją publiczną (czego i my byliśmy świadkami).
    Są to w dużej mierze sprowadzane z USA emerytowane autobusy szkolne, wyremontowane, przyozdobione i głośne, bo oprócz silnika diesla, dźwięku klaksonu to często można je rozpoznać z daleka po głośnej muzyce lecącej z głośników. Załoga chicken busa składa się z kierowcy i ayudante, czyli pomocnika, który oprócz bagażów i pobierania opłaty za bilety, potrafi upchać do środka nawet 100 osób. Koszt takiej usługi waha się od 20 groszy za krótkę wycieczkę po mieście, do kilku złotych za kilkugodzinną wyprawę między miastami.
    Jest to nasz ulubiony środek transportu w Ameryce Środkowej, bo oprócz tego że jest bardzo tani, pozwala przeniknąć w lokalną kulturę, posłuchać lokalnej muzyki i zwiedzić lokalne targi :-)

    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Dojechaliśmy do Managui, stolicy, w której to mieliśmy przesiadkę. Okazało się, że kolejny raz jesteśmy na złym dworcu. Przystanek, z którego miał jechać autobus do naszego miejsca docelowego, był po drugiej stronie miasta. Do dzisiaj nie mamy pojęcia co to za dworzec, ale lokalesi wymawiali jego nazwę tak, że myśleliśmy, że mówią o stadionie Wembley w Londynie;p łemble, łemblej! Po kilku minutowym krążeniu w jedną i drugą stronę, słuchaniu rad jednej osoby, żeby iść w lewo i kolejnej, żeby iść w prawo, i następnej mówiącej, że totalnie źle idziemy. Ostatecznie udało nam się dowiedzieć, że musimy przejść przez skrzyżowanie na drugą stronę ulicy i tam złapać autobus numer 110 , który to nas zawiezie bezpośrednio na drugi dworzec. Uffff! Sukces! Znaleźliśmy przystanek! Jest autobus! Wsiadamy! I co? Okazuje się, że płacić można tylko lokalną kartą zbliżeniową! Osłupieliśmy! W tym momencie jeden z pasażerów wstał i zapłacił za nas... zaproponowaliśmy mu gotówkę, jednak jej nie przyjął, wystarczyło słowo podziękowania. Niesamowicie pozytywne doświadczenie! Bilet kosztował 2,5 kordoby, czyli 25 groszy.  
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Jechaliśmy! Nagle w autobusie zrobił się niesamowity ścisk, na szczęście, kiedy wsiadaliśmy były jeszcze pustki i zajęliśmy miejsca siedzące. Jednego z pasażerów zapytaliśmy o dworzec, do dziś nie wiem, co nam odpowiedział, ale pokazał nam, kiedy wysiąść:D Musieliśmy przejść na druga stronę ulicy i tym sposobem trafiliśmy na nasz bus do Masaji. Ucieszeni sukcesem dopiero po chwili zauważyliśmy ogromną kolejkę do busa!
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Trafiliśmy akurat na godziny szczytu, kiedy ludzie wracali z pracy do domu. Stanęliśmy wiec grzecznie w kolejce, busy podjeżdżały co 5-7 minut, po godzinie byliśmy znowu w drodze. I tak udało nam się bez żadnych negatywnych przygód dotrzeć do hostelu!

    I tutaj pewnie czytelnikowi rodzi się takie pytanie w głowie: po co rozpisywać się tak na temat podróży autobusem? Już tłumaczę. Podróż ta zajęła nam cały dzień i jak dla niektórych osób byłby on zmarnowany dla nas był on bardzo udany. Był jednym z najciekawszych dni podczas naszej przeprawy przez Amerykę Środkową. Dlaczego? Ponieważ cały dzień spędziliśmy tylko i wyłącznie z lokalnymi ludźmi, zero turystów. Mogliśmy poobserwować ich zachowania, jak podróżują, ale też wracają z pracy. Poczuć jak bardzo są pomocni i otwarci. Wcześniej słyszeliśmy opinie, że będzie nam bardzo trudno dotrzeć do celu, że nawet lokalni z innych rejonów kraju mają problem ze zorientowaniem się, gdzie zatrzymują się chicken busy. Jednak udało się nam dotrzeć po 10 godzinach na miejsce docelowe, znaleźć jakieś tanie miejsce do spania i mieliśmy z tego sporą satysfakcję.
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Niepowtarzalny nocleg w Masaji

    W Masaji trafiliśmy do Hostelu o nazwie HOSTAL CENTRAL, który jak się okazało, jest w mieszkaniu starszego małżeństwa. Od momentu, kiedy przekroczyliśmy jego drzwi, zostaliśmy bardzo życzliwie przywitani przez jego właścicielkę o imieniu Olgita. Był on bardzo tani i raczej w prymitywnych warunkach. Nasz pokój miał łóżko i cztery ściany, a w łazience pierwszego wieczoru nie było wody. Jednak od początku okazał się przygodą samą w sobie. Tego samego wieczoru poszliśmy do bankomatu i zaszliśmy do apteki. Tam spotkaliśmy Olgitę, która postanowiła nam za wszelką cenę pomóc kupić płyn do soczewek. Przedstawiając nas dumnie wszystkim w aptece, że jesteśmy z Polski. Okazało się, że nie było małych butelek, a na takiej nam zależało, więc zaprowadziła nas do innej apteki, gdzie znowu zostaliśmy gwiazdami 5-ciu minut. Następnie zaprowadziła nas do lokalnego supermarketu, poleciła nam dobre quesillo ze stoiska z ulicy oraz zapoznała z doktorem, dyrektorem lokalnego szpitala, który odwiedził Polskę dwa lata wcześniej i był zachwycony naszym krajem. Odwołując się do historii kraju, powiedział, że podziwia nasz naród za odwagę.

    Quesillo czyt. kesijo , po hiszpańsku oznaczające mały ser to typowa przekąska w Nikaragui, którą można znaleźć na stoiskach przy ulicach. Jest to biały ser wyjęty prosto z wody, zawinięty w tortillę, posypany cebulą, octem i polany śmietaną. Brzmi pysznie?;p Niekoniecznie, chociaż Mordce smakowało.

    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Olgita w akcji

    Olgity nie widzieliśmy następnego dnia, gdyż cały dzień spędziliśmy poza hostelem. Natomiast kolejną przygodę z nią związaną mieliśmy w dniu, kiedy opuszczaliśmy Masaję. Dowiedziała się, że porwały mi się klapki i chcemy iść na rynek miejski kupić mi nową parę. Postanowiła skorzystać z okazji i pokazać nam swoją aptekę, a także pomóc znaleźć mi nowe buty. W drodze na rynek zauważyła chicken busa, którego postanowiła złapać machnięciem dłoni. Nie pozwoliła nam zapłacić za bilety, które kosztowały 3 kordoby za osobę (30 groszy). Na markecie pokazała nam swoją aptekę, dała w prezencie buteleczkę czystego alkoholu na odkażanie ran, ugryzienia komarów itp. Dowiedziawszy się, że szukam skórzanych klapek, udała się z nami w szaleńczą pogoń po całym rynku, w celu znalezienia klapek odpowiedniej jakości, upewniając się również, że zapłacę za nie sprawiedliwą cenę. W międzyczasie opowiedziała nam trochę o swojej rodzinie. Między innymi, że jeden z synów jest architektem i mieszka w Bostonie w USA i jest bardzo bogaty, drugi pracuje jako kierowca w browarze Viktorii (jedno z dwóch najbardziej znanych piw w Nikaragui) i zarabia bardzo dobrze, bo 1000 USD na miesiąc. Natomiast córka pracuje w Managui, czyli stolicy i zarabia tylko 7000 cordob na miesiąc (755 PLN), czyli niewiele. Najciekawsze jest to ze Olgita potrafiła mówić do nas powolnym i wyraźnym hiszpańskim, że o dziwo bardzo dużo się od niej dowiedzieliśmy.
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Wulkan Masaya

    Wracając do celu naszej wizytacji w mieście Masaya. Chcieliśmy zobaczyć krater wulkanu u podnóża którego leży miasto. Olgita zaproponowała nam zamówienie taksówki, która dowiezie nas z hostelu na sam wulkan, jednak postanowiliśmy dostać się tam autobusem. Zasady były jasne, nikt nie wchodzi na szczyt pieszo, jak się dowiedzieliśmy od Olgity ze względu na fakt, że w parku występują kojoty i jest niebezpiecznie. Myśleliśmy, że jest to małe kłamstewko dla turystów, jednak później tę samą informację otrzymaliśmy od kilku osób.
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Krater wulkanu robi naprawdę ogromne wrażenie, na jego dnie nie widzieliśmy lawy, jednak mogliśmy słyszeć jej bulgotanie i poczuć unoszące się opary. Jest to prawdopodobnie najłatwiej dostępny krater wulkanu na świecie, pod który podjeżdża się samochodem! No i podobno w nocy można tę lawę zobaczyć, tylko do krateru są wtedy ogromne kolejki. W drodze do wyjścia wysiedliśmy przy muzeum wulkanu, które zdecydowanie każdemu odwiedzającemu polecamy. Kosztowało ono pracowników dużo pracy, jest w nim sporo ręcznie robionych modeli 3De oraz tablic informacyjnych. Więcej informacji o wulkanie i kosztach biletów można znaleźć tutaj.

    Przejażdżka autostopem i Laguna Apoyo

    W drodze z muzeum do wyjścia z parku, którą pokonywaliśmy pieszo, zatrzymał się obok nas samochód, a w nim zobaczyliśmy dwie kobiety pytające nas, czy nas nie podwieźć. Odpowiedzieliśmy ochoczo „czemu nie?”, po czym już byliśmy w aucie. Jedna z nich była z Nikaragui, druga z Meksyku. Okazało się, że jadą dokładnie tam, gdzie był następny punkt naszej wycieczki, czyli na punkt widokowy w miasteczku Catarina, z którego rozpościera się panorama na Lagunę Apoyo.
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo
    Już wjeżdżając na wzgórze z punktem widokowym, zauważyliśmy dużo sklepów z pamiątkami i restauracji. Nie mieliśmy pojęcia, jak on będzie wyglądał, więc tym bardziej byliśmy zaskoczeni ilością turystów, jaką tam ujrzeliśmy. Większość turystów wyglądała na ludność lokalną, tudzież z Ameryki Łacińskiej. Była niedziela, więc podejrzewam, to tłumaczyło tłumy, za to białych turystów było niewielu.
    Przy lagunie znajduje się mały park, który można odwiedzić za dodatkową opłatą. Zobaczyliśmy w nim pierwszy raz małpy wyjce, totalnie się tego nie spodziewając, co spowodowało u nas wyrzut sporej ilości endorfin!

    Laguna Apoyo to kraterowe jeziorom które ma 200 metrów głębokości. Jest najgłębszym i najczystszym jeziorem w kraju.
    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Nikaragua - chickenbusy, wulkan Masaya i laguna Apoyo

    Odczucia

    Nikaragua okazała się krajem, w którym czuliśmy się najswobodniej w porównaniu z odwiedzonymi przez nas Meksykiem, Belize, Gwatemalą i Hondurasem. Poczuliśmy się w niej jak podróżnicy, nie jak turyści. Udało nam się zagłębić w miejsca, gdzie nie dociera większość przyjezdnych. Z Masaji jadąc dalej chicen busem wróciliśmy jednak ponownie na bardziej turystyczne szlaki. Pojechaliśmy na wyspę na jeziorze Nikaragua, która składa się z dwóch wulkanów!

    Przykładowe ceny - Nikaragua 2018

    Cena (za osobę) Cena ($C - Kordoba) Cena w PLN
    Transport
    Bilet Leon - Managua (2h) 54 C$ 6 zł
    Bilet Managua - Masaya (30min) 19 C$ 2zł
    Taksówka z Masaji na wulkan 8 USD 27zł
    Chicken bus z Masaji do podnóża wulkanu 10 C$ 1zł
    Wejście do parku Masaya dla obcokrajowca 100 C$ 11zł
    Wejście do parku Masaya dla lokalnych 30 C$ 3zł
    Transport od wejścia parku do krateru 100 C$ 11zł
    Transport przez rzekę łódką w Poneloya 30 C$ 3zł
    Jedzenie
    Duże quesillo 40 C$ 4zł
    Quesadila na ulicy 30 C$ 3zł
    Woda w sklepie 20 C$ 2,20zł
    Śniadanie w centrum miasta na rynku 130 $C 14zł
    Śniadanie w lokalnej knajpie na obrzeżach 60$C 6,5zł
    Kawa i herbata na punkcie widokowym nad laguną Apoyo 77$C 8zł
    Obiad w lokalnym fast foodzie w Catarina 150$C 16zł
    Inne
    Pokój dla 2 os. w Hostal Central Masaya 300 C$ 32zł
    Pókój dla 4 os. w domku na plaży w Turtle Lodge 60 USD 202zł
    Skórzane kobiece klapki na lokalnym markecie 160$C 17zł
    Małe piwo Sol w barze na plaży 70 $C 8zł
    Wypożyczenie deski surfingowej w Turtle Lodge (cały dzień) 10USD 34zł
    Opłata za korzystanie z bankomatu (ATM fee) 120 $C 13zł
    Dwa miesiące po naszej wizycie w Nikaragui rząd prezydenta Ortegi wprowadził nową ustawę, która zwiększa podatki i obniża emerytury, co wywołało lawinę protestów w całym kraju. Doszło do starć protestujących z policją, wiele osób straciło życie. Protesty trwają do dziś, pomimo że media Nikaragui (kontrolowane przez rząd) przestały je pokazywać. Każdemu, kto wybiera się w najbliższym czasie do Nikaragui, polecamy sprawdzić aktualną sytuację w kraju.

    Czerwiec 2018

    ]]>
    <![CDATA[Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej]]>Mało się słyszy o Nikaragui, a szkoda, gdyż jest tania, bezpieczna, mało turystyczna, ale za to równie piękna, jak np. Gwatemala. Jest to największy kraj w Ameryce Środkowej, w którym znajdziemy góry, wulkany, piękne plaże i lasy tropikalne. Jest tu aż 19 wulkanów. Najbardziej znane turystyczne miasta to Leon i

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/nikaragua-leon-turtle-lodge/5aa740722ff0226822bece6bSun, 08 Apr 2018 21:33:03 GMT

    Mało się słyszy o Nikaragui, a szkoda, gdyż jest tania, bezpieczna, mało turystyczna, ale za to równie piękna, jak np. Gwatemala. Jest to największy kraj w Ameryce Środkowej, w którym znajdziemy góry, wulkany, piękne plaże i lasy tropikalne. Jest tu aż 19 wulkanów. Najbardziej znane turystyczne miasta to Leon i Granada, które zostały założone przez hiszpańskich konkwistadorów w 1524 roku. Miasta te od zawsze rywalizowały ze sobą o miano stolicy. Konflikt został zażegnany, dopiero kiedy stolicą państwa została Managua, leżąca pomiędzy zwaśnionymi miastami. Kompromis ten miał miejsce w latach 50-tych XVIII w. Na wybrzeżu Pacyfiku panowały wpływy hiszpańskie, natomiast na karaibskim - angielskie. Tak jak reszta Ameryki Środkowej, Nikaragua odzyskała niepodległość od Hiszpanii w 1821 roku. Przez krótki czas była częścią Meksyku, później została włączona w Federację Ameryki Środkowej, aż w końcu uzyskała kompletną niepodległość w 1838 roku. Większość populacji, bo aż 69% to Metysi, czyli ludzie pochodzenia natywnego zmieszani z białymi.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    Podróż z Hondurasu do Nikaragui

    Do Nikaragui wyruszyliśmy z wyspy Utila w Hondurasie. Musieliśmy najpierw dostać się na ląd promem, co kosztowało nas 575 lempir (ok. 84 zł, 1 HNL = 0,15PLN). A następnie wzięliśmy tzw. shuttle bus z miasteczka La Ceiba do miasteczka Leon w Nikaragui (700km, koszt 65USD za osobę). Podróż autobusowa była organizowana przez firmę Rooney, która to odebrała nas z promu i dowiozła pod sam hostel w miejscu docelowym. Pokonanie całej trasy trwało w sumie od 7 rano do północy. Byłam pod ogromnym wrażeniem poziomu organizacji tej firmy. Wszystko było tak załatwione, że na granicy z Nikaraguą nie musieliśmy nawet wysiadać z busa (opłata za osobę przy wjeździe do Nikaragui to 14 USD.)
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    Przemyt drona

    Posiadanie drona w Nikaragui jest nielegalne! Przed granicą zapytaliśmy naszego kierowcę, czy będzie jakiś problem przy przewożeniu drona przez granicę. Odpowiedział, że będzie spory, bo skanują bagaże, a czasem nawet skanują samochód! Nie chciało mi się w to wierzyć. Zaproponował, że jak damy mu 20-40 USD to wsadzi drona pod maskę, a jak będzie jakiś problem, to pogada z celnikami. No i tak przemyciliśmy drona pod maską busa przez granicę, zupełnie bez potrzeby, bo na granicy nie widziałam żadnych strażników, czy żołnierzy. W przeciwieństwie do innych przekroczonych przez nas granic w Ameryce Środkowej. Nikt również nie sprawdzał naszych bagaży.... Chociaż od innych podróżujących słyszeliśmy, że główne bagaże są skanowane tak jak na lotnisku, a do samochodu wchodzą celnicy i wyrywkowo mogą sprawdzić leżące tam torby. Pewnie zależy to od pory dnia i od punktu granicznego. Tak czy inaczej, biedniejsi o 20 USD, ale szczęśliwi, wwieźliśmy naszą latającą kamerę do kolejnego kraju!

    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    Leon

    Po przyjeździe dało się od razu odczuć zupełnie inny klimat ( i mam na myśli tutaj pogodę) niż w Hondurasie. Dotarliśmy tam o północy, a ciągle było bardzo ciepło. Następnego dnia rano wybraliśmy się na spacer po centrum miasta. Zaskoczył mnie fakt, że dużo więcej osób zaczepiało nas na ulicy. Panowie chcący, żeby im robić zdjęcia albo po prostu uśmiechający się i witający. Nie spotkałam się z tym w poprzednio odwiedzonych przez nas krajach Ameryki Środkowej. Dodatkowo czuliśmy się dużo bezpieczniej, nie widzieliśmy też na ulicach ochroniarzy z bronią.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    W mieście pojawiły się bryczki i to nie dla turystów, a po prostu jako środek transportu, które w innych krajach widzieliśmy raczej poza miastami, a w miastach stanowiły one tylko atrakcję turystyczną. Leon słynie ze zjazdów na desce pseudo-snowbordowej z pobliskiego wulkanu, koszt takiej przyjemności to 30USD. Wspinaczka na wulkan z deską trwa ok. 2 godzin, natomiast zjazd podobno niecałą minutę! Brzmiało to w sumie ciekawie i intrygująco. Mieliśmy ochotę sprawdzić jak to jest pędzić w dół po czarnych piaskach wulkanu, ale niestety miałam gorączkę, katar i ból gardła, także zmuszeni byliśmy ograniczyć wysiłek do minimum.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Wybraliśmy się za to na dach katedry Leon, która jest największym kościołem w całej Ameryce Środkowej. Z jej dachu można podziwiać panoramę miasta. Koszt to 3 USD.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    Kordoba jest walutą Nikaragui. Jej nazwa pochodzi od nazwiska zalożyciela Nikaragui, Francisco Hernández de Córdoba. W przybliżeniu 1 cordoba to 0.10 złotego.

    Ucieczka nad Pacyfik

    Spragnieni oceanu, którego nie widzieliśmy jeszcze podczas naszej podróży po Ameryce Środkowej, wybraliśmy się na plażę położoną 30 minut na zachód od Leonu, czyli na plażę Roca. Transport collectivo (czyli zbiorową taksówką) kosztował nas 3USD od osoby. A na samej plaży znaleźliśmy zakwaterowanie za niewielkie pieniądze. Panowały tam dobre warunki do surfingu i woda w oceanie okazała się cieplejsza niż oczekiwaliśmy. Wypożyczenie deski do surfowania kosztuje 10USD za 2h, natomiast złamanie jej w pół - 80USD :)
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Następnego dnia pojechaliśmy do miejsca zwanego Turtle Lodge. Jest to odizolowany ośrodek znajdujący się na plaży Los Brasiles. Mają oni różne opcje zakwaterowania. Od dormitoriów po prywatne chatki na plaży, na którą my się zdecydowaliśmy.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Co ciekawe ośrodek wspiera żółwie morskie, poprzez prowadzenie programu wypuszczania ich do oceanu. Skupują oni jaja od okolicznych mieszkańców, trzymają do wyklucia się, następnie wypuszczają żółwie do morza. Mieliśmy spore szczęście i trafiliśmy akurat na noc, kiedy było wypuszczanie żółwi skórzastych. Oprócz tego gatunku mają oni również żółwie oliwkowe i żółwie zielone. Żółwie skórzaste są największym gatunkiem żółwi morskich na świecie! Nie mają one kościstej skorupy, jest to po prostu skóra. Są one czwartym najcięższym gadem po trzech gatunkach krokodyli.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Pomimo pięknej plaży oraz szczytnej misji z żółwiami, ośrodek ten mnie nie zachwycił, chociaż ma on miano najlepszego noclegu w Nikaragui wg. Lonely Planet. Jak dla mnie panował tam zbyt duży natłok backpackersów na bardzo małej powierzchni. Dnie były bardzo gorące i spora ilość osób siedziała w restauracji, gdyż było to jedne z niewielu zacienionych miejsc i jedyne z internetem i kilkoma gniazdkami z prądem. Dodatkowo codzienna organizacja gier i zabaw wieczorem przypominała mi atrakcje z wycieczek szkolnych. Zupełnie nie mój klimat, może jestem już stara, ale dużo preferowałam spacer na plaży i poobserwowanie gwiazd, słuchając szumu morza niż upijanie się przy barze.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej
    Główną atrakcją w Turtle Lodge jest surfing. Mordce udało się popsuć drugą wypożyczoną przez niego deskę w Nikaragui, ale tym razem tylko zgubił jeden ze stateczników. Można tam również jeździć konno po plaży, czy wziąć lekcje yogi. Dostępna była również lina do chodzenia. Spróbowaliśmy na niej naszych sił, ale było nam bardzo ciężko przejść kilka kroków, chociaż po kilku próbach szło nam lepiej.
    Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    Jeżeli chodzi o informacje techniczne, aby dostać się do ośrodka, trzeba dojechać do restauracji Chiapas, z której to odpływa łódka na drugą stronę rzeki (koszt 30 kordob za osobę ~1USD). Tam czeka na nas bryczka z koniem, aby przewieźć nas do hostelu (za drobnym napiwkiem). My jednak grzecznie odmówiliśmy i poszliśmy tam pieszo. Spacer zajął nam 10 minut. Ze względu na problematyczną wyprawę do wioski, je się tylko w hostelu. Ceny są w miarę przystępne, ale oczywiście zawyżone jak na Nikaraguę. Jedzenie było dobre, ale czas oczekiwania kosmiczny. Z resztą jak w większości miejsc w Nikaragui czy Hondurasie.Pierwsze dni w Nikaragui, niedocenianej perełce Ameryki Środkowej

    Plaża była piękna, woda ciepła, niebo bezchmurne czego chcieć więcej:) Po kilku dniach leniuchowania wypoczęci byliśmy gotowi ruszyć w dalszą drogę. Wybraliśmy się do miasta Masaya, aby bardziej zagłębić się w kulturę i atmosferę kraju.

    ]]>
    <![CDATA[Kurs nurkowania w Hondurasie]]>Wyspa Utila leżąca na wschodnim wybrzeżu kraju jest jednym z najtańszych miejsc na świecie pod względem cen kursów nurkowania. Dodatkowo znajduje się tam piękna rafa koralowa, co więcej rekiny wielorybie często odwiedzają jej wody. Aby dostać się na wyspę, musieliśmy dojechać do miasta La Ceiba skąd odpływają promy. Alternatywnie można

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/honduras-utila-nurkownie/5ab1ba162ff0226822bece79Thu, 29 Mar 2018 14:59:29 GMT

    Wyspa Utila leżąca na wschodnim wybrzeżu kraju jest jednym z najtańszych miejsc na świecie pod względem cen kursów nurkowania. Dodatkowo znajduje się tam piękna rafa koralowa, co więcej rekiny wielorybie często odwiedzają jej wody. Aby dostać się na wyspę, musieliśmy dojechać do miasta La Ceiba skąd odpływają promy. Alternatywnie można tam dolecieć samolotem ze stolicy, tudzież z wyspy Roatan.
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Nasz kierowca stawił się punktualnie na czas pod hostelem w Copan o 5 rano. Zachwyceni faktem, że w środku jest dla nas dużo miejsca, rozłożyliśmy się na siedzeniach, gotowi, aby odbyć podróż drzemiąc. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Droga była tak wyboista, a kierowca tak niewzruszony, że nasz bus podskakiwał z taką siłą, że ciężko było siedzieć. Na trasie minęliśmy też kilka dziwnych bramek z żołnierzami tudzież policjantami. Poprosiliśmy naszego kierowcę, aby gdzieś zatrzymać się na śniadanie. W Gwatemali kierowcy zawozili turystów do McDonalda, w Hondurasie przyszedł czas na Burger Kinga! Nie jesteśmy fanami amerykańskich sieci typu fast food i wydało się to dla nas zaskakujące, że możemy spotkać tego typu "restauracje" w krajach Ameryki Środkowej. Co więcej, lokalni mieszkańcy kojarzą gringo z takim rodzajem jedzenia i to w takie miejsca wożą turystów, a nie do knajpek, gdzie można spróbować lokalnej potrawy.
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    W La Ceiba byliśmy punktualnie. Kiedy przyszedł czas na oddanie bagaży, okazało się, że pies policyjny wyczuł coś w moim plecaku i zostałam poproszona o jego otworzenie w celu przeszukania. Przyczyną całego zamieszania były umieszczone w nim dolary!
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Wycieczka promem była istną przygodą. Zajęliśmy miejsca przy rufie na otwartym pokładzie, aby podziwiać piękne widoki. Siedzenia były pokryte kroplami wyglądającymi jak rosa, co skomentowaliśmy słowami „Ale tutaj panuje duża wilgotność”. Kiedy prom wyruszył na otwarte morze, zaczęło nami tak bujać, jak byśmy byli malutką łódeczką, a woda pryskała z obu stron do wnętrza łodzi. Byliśmy cali przemoknięci! Na siedzeniach krople wody nie były jednak pozostałościami rosy! W połowie podróży poddaliśmy się i przesiedliśmy się na przód łodzi, gdzie było znacznie mniej chlapania. Nie dziwne, że przed wejściem rozdawano darmowe tabletki od choroby morskiej!
    Kurs nurkowania w Hondurasie

    Kurs nurkowania na Utili

    Wysiadając z promu, jak to na każdej wyspie, od razu zostaliśmy otoczeni przez chmarę lokalesów proponujących nam kursy nurkowania, noclegi i inne atrakcje. My jednak mieliśmy już wszystko zaklepane. Zarezerwowaliśmy kurs nurkowania Padi Open Water w szkole Utila Dive Centre, w którego cenie mieliśmy zakwaterowanie w czteroosobowych dormitoriach w ośrodku Mango Inn. Czterodniowy kurs wraz z pięcioma noclegami kosztował 350 USD.
    Link do strony Utila Dive Centre z opisem kursu
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Już pierwszego dnia wieczorem udaliśmy się do szkoły po odbiór naszych materiałów i dostaliśmy pracę domową do zrobienia na następny dzień! Mianowicie obejrzenie trzech jednogodzinnych filmów i rozwiązanie do każdego z nich testu. Byliśmy wykończeni ponad 12-godzinną podróżą, a tutaj okazało się, że mamy jeszcze się uczyć. Przyczyną tego całego zamieszania był fakt, że Nora i Liam (nasi znajomi z Hiszpanii) przylecieli do nas tylko na tydzień, i chcieli zrobić ten kurs z nami. Ze względu na to musieliśmy jak najszybciej zacząć kurs. Tak, żeby oni zdążyli go skończyć przed wyjazdem. Dodatkowo ostatnie nurkowanie mogli mieć minimum 18 godzin przed lotem.
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Kurs nurkowania okazał się bardzo intensywny, spędziliśmy w szkole 3 dni od 7-8 rano do 18-19 wieczorem. Nie oczekiwaliśmy, że będzie on aż tak profesjonalny. Oprócz dużej ilości wiedzy teoretycznej, którą musieliśmy przyswoić, mieliśmy też 5 sesji nauki wykonywania różnych zadań w marinie ośrodka tzw. Confined sessions. Zazwyczaj odbywają się one w basenie, ale nasz ośrodek go nie miał, więc mieliśmy je w morzu przy brzegu. W trakcie tych lekcji spędzaliśmy po 2-3 godziny w wodzie i musieliśmy uczyć się różnych ćwiczeń, np: oczyszczać maskę z wody, umieć odzyskać ustnik z tlenem po jego utraceniu, umieć porozumiewać się w parach, zdejmować sprzęt i z powrotem go zakładać, umieć wypłynąć na powierzchnię na jednym oddechu w przypadku braku tlenu czy umieć uratować naszego nurkowego partnera w przypadku gdy on nie ma tlenu. To wszystko oczywiście wykonywaliśmy pod wodą. Uczyliśmy się też jak utrzymywać odpowiednią, horyzontalną pozycję i jak kontrolować swoje podwodne manewry poprzez oddech. Trzeciego dnia pierwszy raz wypłynęliśmy na ocean, gdzie mogliśmy sprawdzić, czego się nauczyliśmy do tej pory. Co więcej, mieliśmy okazję popływać z delfinami, które postanowiły podpłynąć akurat w okolicę wyspy!
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Czwartego dnia mieliśmy kolejne dwie sesje na oceanie, po których uzyskaliśmy nasz certyfikat! Kolejnego dnia popłynęliśmy na nasze fun divy, czyli na nurkowanie, na którym już się od nas niczego nie wymagało i mogliśmy skupić się tylko i wyłącznie na podziwianiu podwodnego świata.
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Podczas kursu nurkowania napotkaliśmy kilka trudności. Po pierwsze, to, co było dla mnie najtrudniejsze, to temperatura wody, która była dla mnie zimna. Szczególnie gdy przebywa się w niej 2-3 godziny. Musiałam zakładać na siebie dwie pianki! Po drugie, wszyscy byliśmy zmęczeni, kurs był bardzo wyczerpujący zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Po trzecie, jednego dnia zjadłam za duży lunch i po wskoczeniu do wody z całym sprzętem naciskającym na mój brzuch i klatkę piersiową miałam odruchy wymiotne i musiałam wyjść z wody, zdjąć cały sprzęt i po chwili mogłam wskoczyć do wody z powrotem. Taka więc rada, nie obżerajcie się przed nurkowaniem:D
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Pomimo drobnych problemów, kurs był świetnym doświadczeniem. Dodatkowo w bardzo krótkim czasie poznaliśmy sporo osób na wyspie. Mieliśmy dwóch instruktorów, jedną stażystkę i trzech divemasterów, i wszyscy byli genialni - otwarci, pomocni i uśmiechnięci. W trakcie naszego krótkiego pobytu wyszliśmy z nimi na kolację, ale też spotykaliśmy się kilka razy w różnych knajpach. Główna osada na wyspie jest mała, więc co chwilę wpada się na jakąś znajoma twarz. Panuje tam bardzo przyjazna, rodzinna atmosfera.
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Po zakończeniu kursu pozostaliśmy na wyspie jeden dzień dłużej, wynajęliśmy wózek golfowy i postanowiliśmy podjąć się jej eksploracji, na tyle na ile było to możliwe. Pojechaliśmy między innymi na najwyższy punkt wyspy, czyli Pumpkin Hill (Dyniowe Wzgórze) i odwiedziliśmy plaże na północnej, niezamieszkanej stronie wyspy.
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Kurs nurkowania w Hondurasie
    Dla ludzi dysponujących większą ilością czasu, warto wybrać się do jaskiń lub zabawić się w odkrywców i odnaleźć zaginiony samolot przemytników, który w 2009 rozbił się w dżungli mając na pokładzie 1,7 tony kokainy.
    Dla bardziej wygodnych, za jedyne $150 USD za noc można wynająć jedną z sąsiednich, bezludnych wysp (Sandy Cay lub Little Cay) i zabawić się w Robinsona Crusoe. Skoro już o tym mowa to, według lokalnych naciągaczy, ta fikcyjna postać z powieści Daniela Defoe, miała spędzić 24 lata właśnie na Utili. Przy drogach znajdują się tablice informacyjne, na których wywieszono fragmenty powieści pasujące opisem do okolicy.
    Kurs nurkowania w Hondurasie

    Utila w 30 sekund:

    Podróż do Nikaragui

    Byliśmy zadowoleni z naszych odwiedzin w Hondurasie, jednak nie żałowaliśmy, że wyjeżdżamy do Nikaragui, gdzie mogliśmy poczuć się dużo swobodniej (o względnych kwestiach bezpieczeństwa w Hondurasie wspominaliśmy w poprzednim poście) W tym celu użyliśmy turystycznego autobusu, który za 65USD od osoby przewiózł nas w jeden dzień z La Ceiba do miasta Leon w Nikaragui (czas podróży to 15h), gdzie czekały na nas kolejne przygody i niezapomniane krajobrazy.
    Kurs nurkowania w Hondurasie

    ]]>
    <![CDATA[Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?]]>Honduras jest drugim co do wielkości krajem w Ameryce Środkowej i jednym z najniebezpieczniejszych krajów świata. Organizacja Narodów Zjednoczonych okrzyknęła go światową stolicą zabójstw. Jest to miejsce, w którym sprzedawcy za możliwość świadczenia swoich usług muszą zapłacić haracz gangom ulicznym, natomiast firmy autobusowe muszą płacić, aby przejechać przez terytorium kontrolowane

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/honduras-ruiny-copan-bezpieczenstwo/5aa352262ff0226822bece60Wed, 21 Mar 2018 14:24:02 GMT

    Honduras jest drugim co do wielkości krajem w Ameryce Środkowej i jednym z najniebezpieczniejszych krajów świata. Organizacja Narodów Zjednoczonych okrzyknęła go światową stolicą zabójstw. Jest to miejsce, w którym sprzedawcy za możliwość świadczenia swoich usług muszą zapłacić haracz gangom ulicznym, natomiast firmy autobusowe muszą płacić, aby przejechać przez terytorium kontrolowane przez gangi. Gdzie na ulicach co chwilę widzi się uzbrojonych strażników. Wg DEA, czyli amerykańskiej agencji rządowej do walki z handlem narkotykami około 80% przemytów kokainy z Ameryki Południowej odbywa się z udziałem Hondurasu. Na takie zachęcające informacje natrafiliśmy podczas naszych przygotowań do odwiedzenia tego kraju.
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Dlaczego, więc postanowiliśmy tam jechać?! Przyczyna była bardzo prozaiczna. Nasi znajomi z Hiszpanii dowiedzieli się, że jedziemy w dłuższą podróż po Ameryce Środkowej i postanowili do nas dołączyć na tydzień. Pasował im termin, w którym to według moich planów powinniśmy być w okolicy Gwatemali. Znaleźli oni tanie loty do Hondurasu i Salwadoru. Powiedziałam im, że dojedziemy do nich tam, gdzie chcą i żeby wybrali to, co im bardziej pasuje. I tak kupili bilety do Hondurasu. Kilka tygodni później, kiedy zaczęliśmy organizować wyjazd, zorientowaliśmy się, gdzie się wybieramy! Ups! I Zaczęliśmy poważnie obawiać się tego kraju. Ale cóż kości zostały rzucone, jedziemy! Prawdopodobnie, gdybyśmy nie musieli tam jechać i dowiedzieli się wszystkich strasznych rzeczy podczas naszej podróży, wtedy byśmy go ominęli. Z drugiej strony pomimo tych wszystkich odstraszających informacji, trafialiśmy też na opinie, że wielu osobom Honduras się podobał i nie natrafili na żadne problemy.
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Z Norą u Liamem uzgodniliśmy, że spotkamy się w Copan, miesteczka w Hondurasie przy granicy z Gwatemalą i stamtąd pojedziemy prosto na wyspę Utila. Wylądowali w stolicy - mieście Tegucigalpa, gdzie podobno nie było żadnych turystów, a kiedy zwiedzali miasto, ludzie patrzyli na nich ze zdziwieniem na ulicy. Natomiast na płotach i dachach wszechobecne druty kolczaste. Z kolei najbardziej znane wyspy Hondurasu, Roatan i Utila są w dużej mierze zamieszkiwane przez ekspatów i są uznawane za dużo bezpieczniejsze niż lądowa część kraju.
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Po przekroczeniu granicy Gwatemali z Hondurasem nie zauważyliśmy żadnej drastycznej zmiany. Krajobraz wzdłuż drogi wydał nam się bardzo podobny. Po 20-minutowej podróży z granicy dotarliśmy do miasta Copan. Było naszym celem ze względu na znajdujące się tam ruiny cywilizacji Majów. Jest to mała wioska składająca się z centralnego placu, kościoła i kilku uliczek wokoło. Oprócz nas widzieliśmy tam kilku turystów maksymalnie pięciu, może dziesięciu, co było kontrastowało z wcześniej odwiedzonymi krajami - Meksykiem, Belize i Gwatemalą. Od razu rzuciła nam się w oczy różnica cen. Za solidny obiad w knajpce można zapłacić było 14 złotych, wraz z sokiem ze świeżych owoców. Walutą Hondurasu jest lempira (1 HNL = 0,15PLN).
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    Ruiny Majów Copan

    Do ruin można dojść w 15 minut z centrum miasta. Przy wejściu nie było żadnych turystów oprócz nas. Koszt to 15 USD lub 345 lempir. Cały kompleks znacznie różnił się od wcześniej odwiedzonych przez nas ruin. Konstrukcje były niższe, za to liczniejsze niż np. w Chichen Itza.

    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Ruiny wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W latach 250-900 miasto dominowało w regionie. Było centrum politycznym, religijnym i cywilnym. Słynie z rzeźb i ogromnych schodów upstrzonymi hieroglifami. Zostało odkryte w 1570 roku.

    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    Istnieje również możliwość wejścia do podziemnych tuneli, które wydrążono podczas prac archeologicznych. Wejście tam kosztowało 15 dolarów ekstra. Mordka wszedł tam za darmo, zrelacjonował je jako warte zobaczenia, ale niekoniecznie za wymaganą cenę. Co ciekawe, piramidy były budowane na istniejących wcześniej więc w tunelach można było zobaczyć rzeźby pochodzące z kilkuset lat wcześniej niż budowle na powierzchni.
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Dodatkowo przy wejściu do ruin można zobaczyć przepiękne papugi Ary i inne zwierzęta. W okolicy kompleksu znajduje się ośrodek zajmujący się wspieraniem Ar i prowadzeniem programu wspomagającego przetrwanie tego gatunku ptaków.

    Ary makao żyją nawet 80 lat. Żyją w parach i małych grupach. Pomimo że to zwierzęta stadne, są monogamiczne. Żerują za dnia, głównie rankami. Pisklęta opuszczają gniazdo po 12 tygodniach, a osiągają wygląd dorosłego ptaka po 20 miesiącach.
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    Aguti to gryzonie, które żyją w norach i magazynują w nich pożywienie. Żywią się głównie trawą i owocami. Można je spotkać w Ameryce Środkowej i PołudniowejCzy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    Piłodziób czarnogardły Występuje w Ameryce Środkowej, co ciekawe gniazda wykopuje w ziemi i tam składa 3-4 jaja, z których po 20 dniach wykluwają się pisklętaCzy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    W Parku znajdowały się też ciekawe drzewa z kolczatymi pniami. Okazało się, że to młode drzewa kapokowe (lokalnie znane jako Ceiba tree, a w Polsce nazwane "Puchowiec pięciopręcikowy"). Tracą one kolce wraz z wiekiem, a najstarsze mają ponad 500 lat, wysokość 70 metrów i średnicę 3 metry. Są uznawane przez Majów za święte. Mają bardzo ciekawe właściwości i zastosowania:

    • Nasiona otoczone są włóknem - kapokiem. Używany był w tapicerstwie i kamizelkach ratunkowych. Współcześnie wykorzystuje się do tego tworzywa sztuczne, ale dalej używamy słowa "kapok" :)
    • Z nasion puchowca tłoczy się olej, w niektórych regionach wykorzystywany do produkcji mydła. Może być również stosowany jako naturalny nawóz.
    • Młode liście, kwiaty i owoce w postaci ugotowanej podawane są z sosem. Liście stanowią również paszę dla kóz, owiec i bydła. Nasiona bogate w olej zapewniają pożywienie dla zwierząt. Prażone nasiona lub mąka są również spożywane przez ludzi, ale są uważane za ciężkostrawne.
    • W różnych częściach świata kora i liście są używane w celach medycznych takich jak: wywołanie moczopędności, zapobieganie wypadaniu włosów, leczenie rzeżączki, gorączki i biegunki.
      Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
      Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    Dwa kilometry od centrum ruin znajduje się dużo mniejszy kompleks z kilkoma budynkami - Las Sepulturas. Najlepiej dostać się tam autostopem lub złapać tuk tuka.

    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    W ruinach poznaliśmy lokalnego przewodnika, który zaproponował nam 2-godzinną przejażdżkę konno na wzgórze, skąd miał być piękny widok na ruiny i miasteczko Copan. Po drodze mieliśmy również zajść do ruin starożytnego szpitala, gdzie kobiety bogatszej klasy społecznej rodziły dzieci. Cenę zbiliśmy do 12 dolarów i postanowiliśmy zaakceptować jego propozycje. Po południu, według umowy, czekał na nas w centrum miasteczka. Skąd postępowaliśmy w kierunku wzgórz skąd był piękny widok na okolicę. W ruinach starożytnej porodówki przewodnik bardzo starał się nam to opisać i odegrywał sceny rodzenia dzieci na specjalnym kamieniu, co było dosyć komiczne.

    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?

    BEZPIECZEŃSTWO

    Pobyt w Hondurasie bardzo nam się podobał. Aczkolwiek poruszaliśmy się tylko transportem prywatnym i tak naprawdę nie byliśmy nigdzie poza dwoma najbardziej turystycznymi miejscami, czyli w ruinach Copan i na wyspie Utili (o której będzie następny post). W tym czasie na ulicach stolicy 30 osób zginęło w protestach przeciwko nowemu prezydentowi. Wyspy u wybrzeży Hondurasu są bardzo turystyczne, natomiast w Copan było bardzo kameralnie i przyjemnie. Ludzie byli przyjaźni i pomocni. Po podwiezieniu nas na stopa nie chcieli przyjąć pieniędzy. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że rzeczywiście jest to kraj, w którym bardzo łatwo można zostać okradzionym. Tak jak w całej Ameryce Centralnej, nie zaleca się chodzić po zmroku poza turystycznymi miejscami. W ciągu podróży z Copan na wybrzeże mijaliśmy punkty kontrolne z żołnierzami. Zdarzyło nam się nawet zobaczyć cywilnie ubranych mężczyzn z długą bronią biegnących przy drodze...
    Czy Honduras rzeczywiście jest niebezpieczny?
    Większość podróżujących nie ma żadnych problemów. Jednak słyszeliśmy różne historie. Jedna z poznanych przez nas hiszpanek miała nieprzyjemną przygodę na wyspie Roatan - najbardziej turystycznej wyspie w Hondurasie zamieszkanej przez wielu ekspatów. Na ulicy o godzinie 16 została napadnięta przez mężczyznę posiadającego maczetę i broń. Oczywiście są to odosobnione przypadki, które rzadko się zdarzają. My w żadnym momencie podczas pobytu w Hondurasie nie czuliśmy się zagrożeni, a ludzie byli nadwzyczaj mili i pomocni.

    ]]>
    <![CDATA[Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan]]>Acatenango jest wulkanem o wysokości 3976 m.n.p.. Wspinaczka na niego jest polecana przez bardzo wiele osób, które odwiedziły Gwatemalę. Mówi się nawet, że jest to jedna z rzeczy, które trzeba koniecznie zrobić, będąc w Gwatemali. Nie jest to jedyny wulkan w kraju, bo w Gwatemalii znajdują się 33

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/acatenango-atitlan-san-pedro/5a8ee9732ff0226822becd6eThu, 08 Mar 2018 18:02:18 GMT

    Acatenango jest wulkanem o wysokości 3976 m.n.p.. Wspinaczka na niego jest polecana przez bardzo wiele osób, które odwiedziły Gwatemalę. Mówi się nawet, że jest to jedna z rzeczy, które trzeba koniecznie zrobić, będąc w Gwatemali. Nie jest to jedyny wulkan w kraju, bo w Gwatemalii znajdują się 33 wulkany, nie jest on również najwyższy. Wspinaczka na Acatenango jest popularna ze względu na fakt, że można na nim spędzić noc i oglądać erupcje bardzo aktywnego wulkanu Fuego, który wyrósł 2 km dalej, ale wydaje się jakby to był tylko rzut kamieniem. Zachęceni wszystkimi niesamowitymi opowieściami postanowiliśmy też się na niego wspiąć.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Zdecydowaliśmy się na wyprawę z przewodnikiem (jak większość osób), chociaż możliwa jest wspinaczka na wulkan samemu, ale żeby spędzić tam noc trzeba mieć swój śpiwór i namiot.

    Organizacja wyprawy

    Jest 8 firm, które zajmują się organizacją wspinaczek, 7 z nich ma biura w Antigua. Firma, z którą my odbyliśmy naszą wyprawę, nazywa się Gilmer Soy i jako jedyna jest firmą lokalną. Nie ma strony internetowej, można się z nimi skontaktować telefonicznie, albo mejlowo. Są oni również najtańsi. Wycieczka z nimi kosztuje 350 quetzali za osobę + 50 quetzali za wejście do parku (1QTZ ~= 0,5PLN). W cenę wliczone są trzy posiłki, przewodnik, transport z hotelu do bazy i z powrotem oraz namiot i śpiwór. Dodatkowym plusem jest fakt, że 10% dochodu chłopaki przeznaczają na inwestycje w swoją społeczność, czyli szkołę dla dzieci, czy budowę boiska do koszykówki. Ze względu na swoją popularność i niższe ceny mają oni grupy 20-25 osób, gdy w innych firmach jest to 10-15 osób. Wyprawy na wulkan wyruszają codziennie. Wspinaczka zorganizowaną grupą jest dużo łatwiejsza, dlatego my nawet nie rozważaliśmy innej opcji. W bazie mogliśmy wypożyczyć za darmo grube kurtki i plecaki. Za 10 quetazli dodatkowo można było wypożyczyć rękawiczki, czapki i szaliki. Na wysokości 3600 metrów był zorganizowany nasz obóz: jeden rząd namiotów i miejsce na ognisko.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan

    Mordercza wspinaczka

    Rozpoczęliśmy wspinanie na wysokości 2400 metrów. Podczas pierwszej godziny pozbyłam się kurtki, polaru oraz długie spodnie zmieniłam na krótkie. Pomimo chłodnego wiatru, miałam ochotę rozebrać się do naga ;p Był to bardzo wyczerpujący odcinek wspinaczki.
    - Czy wziąć od ciebie plecak? - zapytał jeden z przewodników.
    - Nie ma mowy! - stanowczo odpowiedziałam.
    Wspinaczka bez plecaka to jest w końcu trochę takie oszukiwanie. Mój plecak nie był szczególnie ciężki, ale jednak miałam w nim trochę jedzenia, trochę wody i pełno ciuchów na noc. Biedny Mordka niósł nasz zapas 8 litrów wody.
    Kolejne 3 godziny wydały się troszeczkę łatwiejsze, jednak co chwila ktoś zatrzymywał się zasapany i robił sobie dodatkową przerwę. Nasi przewodnicy robili nam przerwy 5-10 minutowe tak co 15-20 minut, jednak większość osób musiała zrobić jeszcze kilka krótszych przystanków na oddech w międzyczasie. Ostatnia godzina była łatwiejsza, bo obchodziliśmy wulkan z jednej jego ściany dookoła na drugą, gdzie ujrzeliśmy nasz obóz. Dotarliśmy tam około godziny 17-stej (wspinaczkę rozpoczęlismy o 11:30).
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    W pewnym momencie, jedna osoba z naszej grupy zaczęła się bardzo źle czuć od wysokości ok. 3000 metrów. Kiedy dotarliśmy do obozu, zbladła, pękała jej głowa i miała mdłości. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście jesteśmy na wysokości, na której występuje już problem choroby wysokościowej. Na szczęście, i przewodnicy i jedna para z Kanady mieli tabletki, które pomagają w takiej sytuacji. Kilka godzin później dowiedziałam się, że jeszcze jedna osoba bardzo źle się czuje. Wg naszych przewodników zazwyczaj 2-3 osoby w grupie mają taki problem. Kiedy one zmagały sie ze swoim zdrowiem, my przy ognisku spędziliśmy bardzo miły wieczór z niesamowitym widokiem na wulkan Fuego.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Następnego dnia czekała nas pobudka o 4:00 i wyruszaliśmy o 4:30 na szczyt wulkanu, aby tam obejrzeć wschód słońca. Jak nas uprzedzono, wspinaczka miała trwać 90 minut - 20 minut w miarę łatwe i reszta bardzo wymagająca. Po całej nieprzespanej nocy, podczas której walczyliśmy o przetrwanie, wstaliśmy o tej 4 rano, aby kontynuować wspinaczkę. Było bardzo zimno (-3 stopnie Celsjusza), pomimo że oboje mieliśmy mnóstwo ciuchów na sobie, rękawiczki i czapki. Kiedy się podniosłam, zakręciło mi się w głowie i miałam mdłości. Powiedziałam Mordce, że nie wiem, czy iść na szczyt, bo słabo się czuję. Stwierdziliśmy, że jak będę miała problem, zawsze mogę zejść do bazy. No i tak to się skończyło. Niestety mój organizm odmówił posłuszeństwa i po kilku minutach wspinaczki poczułam się tak źle, że nie miałam wyboru, zeszłam do naszej bazy. Wzięłam tabletki od naszego przewodnika i udało mi się zasnąć. Kiedy oni wrócili o 7 rano, ja byłam jak nowa, gotowa iść dalej. Niestety trochę za późno. Zejście z wulkanu było dużo łatwiejsze i szybsze, jednak też wymagające.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Podsumowując, uważam, że wyprawa na wulkan Acatenango była świetnym przeżyciem i wybrałabym się tam jeszcze raz. Jednak jest to BARDZO TRUDNA wspinaczka. Jako osoba, która uważa się za dosyć wysportowaną i w dobrej kondycji byłam zdziwiona, jak bardzo trudny był to szlak. W naszej grupie było ponad 20 osób, w czym większość to osoby, które regularnie chodzą po górach i nawet oni mieli trudności ze wspinaniem się na ten wulkan. Nasz przewodnik rozpoczął naszą wyprawę słowami „każdy może wspiąć się na Acatenango - only sky is the limit (jedynym limitem jest niebo)". Tak też myślałam na początku, jednak jak na moim przykładzie widać nie każdy może zdobyć ten wulkan, bo mi się nie udało. I czasem ograniczeniem może być też nasz organizm. Było to dla nas świetne doświadczenie, ale chyba oboje nigdy nie byliśmy w tak trudnych dla nas warunkach. Tym bardziej że nie mieliśmy odpowiednich ubrań ze sobą. Daje to człowiekowi do myślenia, jaką walkę o przetrwanie przechodzą alpiniści.

    Jezioro Atitlan

    Po wyczerpującej wspinaczce postanowiliśmy pozwolić sobie na dwa dni zasłużonego odpoczynku nad jeziorem Atitlan. Jest ono otoczone przez kilka miasteczek. Co ciekawe ludność w pięciu z nich mówi w jednym dialekcie Majów, kolejne w innym. Dwie grupy nie są w stanie siebie wzajemnie zrozumieć, muszą porozumiewać się miedzy sobą po hiszpańsku. W Gwatemali w sumie jest 23 dialektów majów.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Miasteczka wokół jeziora, które były nam polecane to

    • San Pedro - ze względu na backpackerski klimat, niskie ceny i dostępność infrastruktury turystycznej - tanie knajpy, hotele i usługi
    • San Marco - najczystsze ze wszystkich, ale również najdroższe o iście hipisowskim klimacie.
    • Santa Cruz - malownicza położona wioska, zamieszkana przez rodowitych Majów. Oddalenie od turystycznej infrastruktury sprawia, że można poczuć autentyczny klimat tego miejsca.

    Niestety zostały nam już tylko 2 dni na przebywanie nad jeziorem, więc spędziliśmy je w San Pedro i nie udało nam się odwiedzić żadnej innej miejscowości.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Pierwszego dnia, gdy przyjechaliśmy zajęliśmy się zwiedzaniem miasteczka, drugiego pojechaliśmy na 3-godzinną przejażdżkę konno. I trzeciego planowaliśmy wycieczkę pieszą wokół jeziora, i powrót taksówką wodną, która kursowała pomiędzy miasteczkami nad jeziorem w cenie maksymalnie 25quetzali za osobę. Jednak drugiego dnia wieczorem okazało się, że sprzedano nam bilety na autobus, do Hondurasu, którego nie ma. Mieliśmy jechać nim w niedzielę, bezpośrednio o 4 rano.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    W piątek wieczorem kilka godzin po kupieniu biletów pracownica biura turystycznego przyszła do nas do hostelu i oznajmiła, że nie ma takiego połączenia. I że musimy jechać z przesiadką, czyli wrócić do miasta Antigua w sobotę i dopiero następnego dnia skorzystać z połączenia do Hondurasu. W taki sposób nasz pobyt nad jeziorem został skrócony o jeden dzień, a nasze plany zostały pokrzyżowane.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    San Pedro bardzo nam się podobało, panowała tam bardzo relaksująca atmosfera, bez problemu można było znaleźć knajpkę z widokiem na jezioro. Wypożyczenie kajaków okazało się niemożliwe ze względu na dość silny wiatr. Można było opuścić główną turystyczną alejkę i zagłębić się w ulice, gdzie toczyło się normalne życie lokalnej ludności.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan

    Postanowiliśmy również wybrać się na konną przejażdżkę, która była bardzo relaksująca przez 2 godziny i 40 minut, z mocnym zastrzykiem emocji podczas powrotu. Kiedy to nasz przewodnik wszedł w galop na asfalcie, wjeżdżając do miasta, nie patrząc na brak kasków, czy na to, że Jacek pierwszy raz siedział na koniu! Co więcej, w którymś momencie podjechał do Mordki, który to był na końcu, i wziął od niego kamerkę, żeby nakręcić nam filmik, zostawiając tym samym Jacka na prowadzeniu (galopem!). Biedny Jacek nie wiedział nawet jak zatrzymać konia, czy on go ponosi, czy to jest planowane, czy zatrzyma się w stajni. Po skończeniu kręcenia filmiku, nasz przewodnik oddał Mordce kamerkę i pogalopował zatrzymać konia Jacka. Tak wyglądają zasady bezpieczeństwa w Gwatemali!
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan

    Podróż do Hondurasu

    Z miasta Antigua w Gwatemalii do miasta Copan w Hondurasie pojechaliśmy busem, który odebrał nas spod hostelu. Podróż trwała 8 godzin z przystankiem na śniadanie i kosztowała 180 quetzali. Za wjazd do Hondurasu trzeba było zapłacić 30 quetzali(waluta Gwatemali) lub 75 lempir (waluta Hondurasu), lub 4 dolary od osoby. W Hondurasie mieliśmy spotkać się z naszymi znajomymi Norą i Liamem i przez tydzień podróżować w szóstkę! Wizyty w tym kraju baliśmy się najbardziej ze wszystkich planowanych na naszej trasie ze względu na bardzo złą reputację, jaką posiada Honduras. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują, ale o tym już w następnym poście!

    Ciekawostka

    Quetzal jest Gwatemalską walutą. Nazwa pochodzi od bardzo ważnego w kulturze Majów ptaka o tej samej nazwie, który jest ptakiem narodowym kraju. Jego pióra były przez nich używane jako waluta.
    Mordercza wspinaczka na wulkan Acatenango i odpoczynek nad jeziorem Atitlan

    ]]>
    <![CDATA[Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali]]>Szlakiem Gringo określa się trasę, którą odbywają biali turyści przez Amerykę Łacińską. Większość osób odwiedza te same punkty, ponieważ charakteryzują się one istotnym znaczeniem historycznym, albo piękną naturą. Szczególnie widać to zwiedzając Gwatemalę. Podczas naszej podróży spotykaliśmy w różnych miastach te same twarze. Z prostej przyczyny, zazwyczaj każdy spędza w

    ]]>
    http://mordkiwpodrozy.pl/gwatemala-semuc-champey-antigua/5a78f4ac4a0dd1450e26451eMon, 26 Feb 2018 02:21:46 GMT

    Szlakiem Gringo określa się trasę, którą odbywają biali turyści przez Amerykę Łacińską. Większość osób odwiedza te same punkty, ponieważ charakteryzują się one istotnym znaczeniem historycznym, albo piękną naturą. Szczególnie widać to zwiedzając Gwatemalę. Podczas naszej podróży spotykaliśmy w różnych miastach te same twarze. Z prostej przyczyny, zazwyczaj każdy spędza w danym miejscu podobną ilość czasu i jedzie dalej. Po odwiedzeniu ruin miasta Majów Tikal nadszedł czas na wizytę w słynącym z niesamowitych wodospadów parku Semuc Champey. Park ten położony jest w bardzo odizolowanej części kraju. Żeby się tam dostać, jechaliśmy 9 godzin busem z Flores do miejscowości Lanquin, w której to znajdował się nasz nocleg. Bilet kosztował 200 quetzali (jeden quetzal to w przybliżeniu 50 groszy), jak już pisałam w poprzednim poście, trochę za niego przepłaciliśmy. Dowiedzieliśmy się od innych osób, że płacili 100-150 quetzali. Jechaliśmy tam 9 godzin z dwoma przystankami, między innymi w McDonaldzie!
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Sama podróż przez pół kraju do Lanquin była ciekawym przeżyciem. Jechaliśmy z Mordką na miejscach obok kierowcy, więc mieliśmy bardzo dobry widok na drogę. Zauważyliśmy, że w Gwatemali nie istnieją praktycznie żadne znaki drogowe. Jedyny, który pojawił się to znak STOP. Podobnie nie widzieliśmy żadnych znaków informujących o dozwolonym limicie prędkości na danej drodze. Główne drogi są jednopasmowe asfaltowe, jednak czasem nagle pojawiały się odcinki piaskowe, czy nieoznakowane dziury, które nasz kierowca omijał jadąc drugim pasem. W większości ruch był minimaly, czasem zdarzało nam się wyprzedzić jakiś pojazd.
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali

    Semuc Champey

    Większość noclegów znajduje się w okolicy miasta Lanquin oddalonym o 10 km od parku Semuc Champey. Kilka noclegów znajduje się tuż przy samym parku, ale są one droższe. Nasz nocleg Hostal Oasis przypadł nam bardzo do gustu, ponieważ były to domki przy rzece, blisko dżungli.
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Aby dostać się do parku, musieliśmy wskoczyć na pakę pickupa. Przejażdżka ta była sama w sobie fantastyczną atrakcją. Rzucało nas po wertepach na lewo i prawo, a widoki mieliśmy niepowtarzalne. Oprócz gwatemalskiej natury mieliśmy okazję zobaczyć, jak żyją okoliczni wieśniacy. Poobserwować, jak pracują kobiety, a jak mężczyźni, którzy zazwyczaj trzymali się oddzielnie. Kobiety z dziećmi robiące pranie, tudzież sprzedające jedzenie. Mężczyźni robiący meble na ulicy, pracujący w warsztacie tudzież jako kierowcy. Wszędzie błąkające się wychudłe psy, czy okazjonalnie leżące przy drodze świnie.
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Do Semuc Champey dojazd z naszego noclegu w jedną stronę zajął nam godzinę, kosztował 25 quetzali od osoby. Wstęp do parku kosztował 50 quetzali za osobę. W parku tak naprawdę są wyznaczone 3 ścieżki. Jedna na punkt widokowy (mirador), z którego widać główną atrakcję parku, czyli wodospady przypominające baseny wodne z pięknym kolorem wody. Wspinaczka na punkt widokowy zajmuje ok. 30 minut i jest naprawdę wyczerpująca. Interesujące jest to, że na trasie w kilku punktach siedzą kobiety sprzedające wodę, owoce, kokosy.
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali

    Druga ścieżka prowadzi z punktu do basenów i, pomimo że jest dosyć śliska, to nie należy do trudnych. Trzecia zaś ostatnia prowadzi wzdłuż rzeki do wyjścia. Ogólnie rzecz biorąc, park jest raczej miejscem do relaksu, a nie do wyczerpujących górskich trekkingów. Co mnie jednak najbardziej zdziwiło to obecność policjantów, ponownie z krótką bronią na trasie parku. Daje to człowiekowi do myślenia, czy Gwatemala rzeczywiście jest taka bezpieczna? Czy jest bezpieczna tylko w miejscach, które odwiedzają turyści i zapewnia się im ochronę....

    W drodze na południe

    Gdy przejechaliśmy przez góry i zbliżaliśmy się do stolicy kraju, czyli do miasta Gwatemala od razu można było dostrzec zmianę krajobrazu. Ze wzgórz porośniętych dżunglą i wilgotnego powietrza nagle zrobiła się pustynia. Pustynia to zdecydowanie przesadzone określenie, ale drzewa wyglądały na wyschnięte i powietrze stało się dużo suchsze. Przejeżdżając przez stolicę utknęliśmy w korkach. Mijaliśmy dzielnice, które przywiodły mi na myśl fawele brazylijskie, których nigdy nie widziałam, ale tak je sobie wyobrażałam. Na ulicach stało sporo mężczyzn sprzedających dla przejezdnych bukiety pięknych kwiatów, pojawiło się tez dużo szyldów na ulicach i bardzo dobrych samochodów. Co mnie zdziwiło skąd w takim biednym kraju tyle tak dobrych samochodów? Minęliśmy również osiedle, które wyglądało jak typowe osiedle w nowym budownictwie w Polsce, ale od razu rzucało się ono w oczy i wyróżniało z okolicy.
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali

    Antigua

    Miasteczko Antigua jest najbardziej turystycznym miejscem w kraju. Z prostej przyczyny, znajduje się niedaleko stolicy z międzynarodowym lotniskiem, a w której nikt nie chce przebywać, gdyż ma opinię niebezpiecznego miasta. Antigua jest otoczona przez trzy wulkany Fuego, Agua i Acatenango, przez co jest świetnym punktem wypadowym na wspinaczki. Dodatkowo sama w sobie jest bardzo urokliwym, postkolonialnym miasteczkiem, w którym na ulicach i w restauracjach grają muzycy, cos czego oczekiwałam po Meksyku, a czego tam nie znalazłam. Jest tu również wiele marketów z tzw. artesanias, czyli produktami w teorii ręcznie zrobionymi, tudzież oryginalnymi gwatemalskimi. Wiele osób przyjeżdża tutaj również, aby uczyć się języka hiszpańskiego mieszkając z lokalnymi rodzinami.

    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali
    Szlakiem Gringo przez zakątki Gwatemali

    Podczas naszej kilkugodzinnej podróży busem do Antigua Mordka naczytał się na wikitravel o niezwykle częstych zatruciach u przyjezdnych w tym mieście i rzeczywiście okazało się to prawdą. Natalia niestety padła ofiarą miejskiej klątwy. Musieliśmy przełożyć wyprawę na wulkan Acatenango o jeden dzień, żeby biedulka miała szanse dojść do zdrowia przed trudną wspinaczką. Następnego dnia problemy żołądkowe dopadły również Jacka, w efekcie oboje zmuszeni byli odpuścić sobie wyprawę na wulkan, którą planowaliśmy od dłuższego czasu. My natomiast z Mordką postanowiliśmy wykonać nasz plan, wspiąć się na wulkan, spędzić na nim noc i obserwować z niego aktywny wulkan Fuego, który nierzadko wybucha w nocy i dostarcza niesamowitych wrażeń dla świadków tego niezwykłego zjawiska natury! Opis naszej wspinaczki będzie w następnym poście!

    ]]>