Australia Zachodnia cz. 5 - Park Narodowy Karijini, Broome i półwysep Dampier

Znowu kierowaliśmy się w bardziej oddalone, prawie niezaludnione rejony Australii. Przejeżdżając, przez rejony zwane Pilbara i Kimberly, musieliśmy sobie przypomnieć zasady bezpieczeństwa podczas podróżowania w takich miejscach. Dodatkowo na północy Australii panuje pora deszczowa. Zdecydowanie nie jest to najlepszy czas na podróżowanie w te strony. W okresie od listopada do marca występują tu bardzo silne opady deszczu. Drogi mogą być zalane i nieprzejezdne, trzeba uważać na drogach nieasfaltowych, gdyż można się w nich zakopać (co nam udało się zrobić;p).

Opisana trasa

W drodze do Parku Karijini

W drodze do parku Karijini, nocleg

Park Narodowy Karijini

Jest to drugi co do wielkości Park narodowy w stanie Australii Zachodniej o powierzchni ponad 627 ha. Słynie z wysokich wąwozów, wodospadów i oczek wodnych. Skały są bogate w żelazo, przez co mają intensywny ciemnoczerwony - jasnobrązowy kolor. Masywne wzgórza wyrastają z płaskich dolin. Obszar ten był miliony lat temu przykryty przez morze. Poziom wody obniżył się, powodując powstawanie wąwozów rzeźbionych przez płynące między skałami rzeki. To zjawisko razem z erozją spowodowało, że dzisiaj można podziwiać w parku niezwykły krajobraz.

Park Narodowy Karijini, droga

Park jest bardzo rozległy, więc podróżuje się po nim samochodem, zatrzymując się w różnych punktach, w których są łatwiej lub trudniej dostępne atrakcje. Są tutaj szlaki od bardzo łatwych do bardzo wymagających. Ze względu na brak czasu, a także wysokie temperatury zrezygnowaliśmy z bardziej wymagających tras.

Park Narodowy Karijini, wodospad Joffre

Park Narodowy Karijini, wąwóz Hancock

Park Narodowy Karijini, wodospady Fortescue ze świetnym basenem, w którym mieliśmy bardzo przyjemną kąpiel

![Park Narodowy Karijini, jaszczureczka](/content/images/2017/03/P1170476.JPG)

A tutaj kolejne oczko wodne, w którym kąpała się spora grupka ludzi:

Broome

W 11-tysięcznym miasteczku Broome nie zatrzymaliśmy się na długo. Skorzystaliśmy z jego infrastruktury, czyli supermarketu i tańszej stacji benzynowej. Następnie przeszliśmy się po mieście, jak to zwykliśmy robić, żeby poczuć jego atmosferę, po czym udaliśmy się na zachód słońca na plaży Cable Beach. Jest to plaża, z której to miasto słynie, jest bardzo szeroka i są na niej piękne zachody słońca. Główną atrakcją jest również wieczorna przejażdżka pociągiem złożonym z wielbłądów. Za takimi turystycznymi rzeczami niekoniecznie przepadamy, ale zachodzące słońce rzeczywiście dało spektakularny pokaz kolorów.

Cable Beach, dwa wielbłądzie pociągi
Cable Beach, wielbłądzi pociąg
Cable Beach, plaża po której można jeździć
Cable Beach, Cumulonimbus
Cable Beach, zachód słońca ze statkiem w oddali

Półwysep Dampier

I tutaj zaczyna się prawdziwa przygoda;p Tak, więc Mordka wpadł na genialny pomysł, żeby pojechać na przylądek Leveque, który znajduję się na końcu półwyspu. Prowadzi do niego 200-kilometrowa nieasfaltowa droga. Oczywiście odpowiedziałam: ok, dobra jedźmy. Oboje nie bardzo wiedzieliśmy, po co tam jedziemy 200 km w jedną stronę, ale ktoś nam powiedział, że jest tam ładnie...
...No i droga trochę nas przerosła, a raczej przerosła nasze auto w jednym miejscu;p Okazało się, że jest ona bardzo mokra, w wielu miejscach były duże kałuże, nawierzchnia była gliniasta, przez co bardzo się zapadała.

Znak stojący przy wjeździe na półwysep Dampier, informujący, że są to ziemie zamieszkiwane przez słonowodne, agresywne krokodyle

Półwysep Dampier. Nasze obozowisko pierwszej nocy na półwyspie

Półwysep Dampier. Droga na początku, kiedy jeszcze wyglądała bardzo przyzwoicie:)

No i wydarzyło się coś, czego tak bardzo chcieliśmy uniknąć. Dojechaliśmy do wielkiej kałuży z niezłym błotem. Zatrzymałam się przed nią i pytam: jak ją przejechać? Mordka na to: Po lewej po śladach. I ta porada okazała się gwoździem do trumny;p Tak, więc pojechałam po najbardziej miękkiej części, szybko zniosło nas na lewo i utknęliśmy;p

Półwysep Dampier, zakopani w błocie. Stając w tym miejscu zapadało się w błocie po kostki;p

Mieliśmy akurat duże szczęście, że tą drogą jeździło sporo samochodów z ogarniętymi lokalnymi mieszkańcami, którzy szybko nam pomogli i wyciągnęli. Udzielając również rad, jak przejeżdżać takie miejsca. Jak się okazało, pomimo że na środku kałuża jest głęboka, to po bokach jest najbardziej miękko i to boków trzeba unikać. Rzeczywiście rady okazały się słuszne i przejechaliśmy to miejsce. Co ciekawe jak wracaliśmy wieczorem po wielkiej kałuży nie było już śladu;p Jest to dobra nauczka jak w porze deszczowej szybko zmieniają się warunki na drodze.

Półwysep Dampier, uratowani

Wyszliśmy z tej sytuacji prawie bezopresyjne. Gdy na drugi dzień wjechaliśmy na drogę asfaltową, na której można było jechać szybciej, okazało się, że powyżej 80 km/h zaczyna stukać nam kierownica, a jechanie powyżej 90 km/h jest niemożliwe. Miałam teorie, że uszkodziliśmy samochód, jednak Mordka ze stoickim spokojem twierdził, że to tylko przez pełne błota koła. I rzeczywiście na wewnętrznej tronie kół było mnóstwo błota. Po odwiedzeniu myjni i dokładnym ich wyczyszczeniu, wszystko wróciło do normy.

Półwysep Dampier, miejsce w którym utknęliśmy

Przylądek Levenque na Półwyspie Dampier

Wracając do celu naszej wizyty Przylądek Levenque trochę nas rozczarował. Rzeczywiście jest to bardzo dzikie i piękne miejsce. Jednak gdybyśmy mieli decydować jeszcze raz, to nie było warto tam jechać taki szmat drogi. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdybyśmy mieli więcej czasu i mogli zostać tam na kilka dni.

Przylądek Leveque. Domek wczasowy z widokiem na morze

Znajduje się tam ośrodek wczasowy, bardzo klimatyczny oraz plaża, na której można łowić ryby i snorkelować. Ucieszyłam się na wiadomość o nurkowaniu z maską i rurką. Było bardzo gorąco i marzyliśmy o wejściu do wody. Na wszelki wypadek zapytałam panią w informacji, czy są tu krokodyle. Na co ona odpowiedziała, że jednego widziano wczoraj właśnie na tej plaży! I, że jak zobaczymy coś dużego, to żebyśmy wyszli z wody! Co ciekawe, gdybym jej nie zapytała, to byśmy nawet się o tym nie dowiedzieli! Po otrzymaniu tej istotnej informacji odpuściliśmy sobie kąpiel.

Przylądek Leveque, święte skały aborygenów

Przylądek Leveque, święte skały aborygenów

Wracając, zatrzymaliśmy się na jednej z plaż w poszukiwaniu śladów dinozaurów na skałach. Ich nie znaleźliśmy, za to natknęliśmy się na ośmiornicę!

Półwysep Dampier, ośmiornica

Szczęśliwi, że udało nam się wydostać z półwyspu Dampier i mądrzejsi o zdobyte doświadczenie wyruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem na wschód!

Mordki

Podróże to nasza pasja, którą chcemy dzielić się z innymi. Zaczynaliśmy od zwiedzania Europy, następnie odwiedziliśmy Azję, potem Australię i Nową Zelandię, a ostatnio podbijaliśmy Amerykę Środkową.

Podoba Ci się ten wpis?

Otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach

użyj czytnika RSS!

Polub nas na Facebooku

Zostaw komentarz