W sobotę wieczorem wpadłam na genialny pomysł, aby sprawdzić czy są jakieś ciekawe wydarzenia jeździeckie w Sydney. Okazało się, że w ten weekend odbywają się zawody skokowe z eliminacjami do pucharu świata. Sprawdziłam dojazd, który komunikacją publiczną okazał się okropny ;p Ale decyzja zapadła jedziemy :D !
Oczywiście niedziela zaczęła się hasłem: zaspaliśmy ;p Zamiast o ósmej wyjechaliśmy o dziewiątej. Do portu w Manly dojechaliśmy rowerami, następnie promem dotarliśmy do centrum Sydney, kolejnym etapem była godzinna przejażdżka pociągiem, aby następnie przesiąść się w autobus w którym podróżowaliśmy 30 minut. W końcu udało się -wysiedliśmy! I tu zonk! Brama, którą chcieliśmy wejść do centrum, okazała się być bramą tylną, zamkniętą.... Oficjalne wejście było z drugiej strony. Musieliśmy więc przejść się kolejne 2 km! Po kolejnych 30 minutach w końcu dotarliśmy do celu!
W sumie cała podróż zajęła nam 4 godziny.
Trafiliśmy akurat na przerwę między konkursami, więc postanowiliśmy wybrać się na krótkie zwiedzanie.
Centrum ma powierzchnię 96 hektarów, zostało wybudowane na Olimpiadę w Sydney w 2000r. Znajduję się tutaj min. kryta ujeżdżalnia, 14 maneży, cross, tor wyścigowy.
'
Jednocześnie odbywały się tutaj tego dnia trzy konkursy skokowe. Oczywiście my byliśmy zainteresowani głównym wydarzeniem, na którym wysokość przeszkód wynosiła do 1,60m.
Pierwszy raz słyszeliśmy hymn Australii, który został odśpiewany na otwarcie konkursu eliminacji do pucharu świata.
Zawody były bardzo emocjonujące, panowała totalna cisza, z publiczności co chwila dochodziły odgłosy jak w amerykańskich programach "uuu, ohhh". Najtrudniejszymi przeszkodami dla koni okazały się oczywiście mur, który kilka koni odmówiło przejechać oraz bardzo szeroki rów, z którym było podobnie. Poza tym oczywiście było kilka bardzo wysokich jak i szerokich przeszkód zarazem.
Poniżej filmik z przejazdu w całości:
Runda honorowa:
Po emocjonującym dniu okazało się, że nie ma już autobusów powrotnych!! Postanowiliśmy złapać stopa. Na nasze szczęście pan ochroniarz podwiózł nas przez cały kompleks do tylnej bramy, oszczędzając nam 40 minutowego spaceru. Stamtąd musieliśmy podejść 2,5 km na autobus. I znowu autobusem, pociągiem, promem i rowerem wracaliśmy do Manly. Dotarliśmy na miejsce o 21, po 12 godzinach, zmęczeni ale zadowoleni:) (przynajmniej ja, nie jestem pewna czy Mordka też ;p)