Ostatnie kilka dni wydawały się mega długie. Już od ponad dwóch tygodni jeździliśmy po odludziach. Naszym celem było dostać się z zachodniego wybrzeża na wschodnie. Za nami (od Exmouth) było już 4000km a przed nami jeszcze około 2500 km (od Darwin do Cairns). Nasze dnie składały się głównie z siedzenia w samochodzie. Nikt już nie chciał kierować ani ja, ani Mordka;p Osiągnęliśmy stadium samochodowej awersji;p
Dodatkowo męczyły nas codzienne upały, które nie dawały odetchnąć nawet w nocy. Po drodze praktycznie nie było miasteczek, ewentualnie stacje benzynowe. Ok. 600 km przed Cairns skończyły nam się zapasy jedzenia. Jednego dnia mieliśmy nawet sytuacje, że nie mieliśmy już absolutnie nic! Na nasze szczęście jedna ze stacji benzynowych miała dosyć dobrze wyposażony sklepik, co prawda z kosmicznymi cenami.
Nasze dialogi stawały się coraz głupsze. W którymś z nich poinformowałam Mordkę, że mam ochotę pooglądać bajki. Na co on odpowiedział: "no zepsułaś się tak 5000 km temu";p Przesłuchaliśmy już 2 audiobooki, mnóstwo nagrań z internetowego radia, właściwie wszystkie, które mieliśmy na telefonie, a także sporo muzyki. Ponad 30 godzin w samochodzie prawie ciągiem, po wcześniejszych kilku tygodniach, zwariować można:D Dopadają człowieka chwilę, kiedy marzy się o najzwyklejszym obiedzie, zwykłym relaksie w ogródku i domu. To chyba nazywa się podróżniczy kryzys:)
No ale w końcu zaczęło się coś dziać ciekawszego. Dojechaliśmy do miejsc, w których ponownie można było zatrzymać się na dłuższą kontemplację natury.
Park wulkaniczny Undara
Park słynie z podziemnych tuneli utworzonych przez lawę. Aby je jednak zobaczyć, trzeba wybrać się na płatną wycieczkę. Uznaliśmy, że nie chcemy płacić za nią ok. $60 od osoby. Jednak w miejscu, skąd wyruszają wycieczki, znajduje się ośrodek wczasowy, który jest bardzo klimatyczny. Składa się ze starych wagonów, które zostały przerobione na domki letniskowe.
Zniesmaczeni kosztem wycieczek pojechaliśmy w inne darmowe miejsce w parku - na spacer wokół krateru wulkanu Kalkani. Na terenie parku 7-8 milionów lat temu nastąpiło kilka erupcji wulkanicznych. Ostatnia erupcja była 20 tys. lat temu. Jednym z uśpionych wulkanów na tym obszarze jest wyżej wymieniony wulkan. Można przejść się wokół jego krateru, jednak dziś przypomina to raczej dół, w którym rosną wielkie drzewa.
Krąg wodospadów w okół miasteczka Millaa Millaa
Konsekwencją wulkanicznej przeszłości są basaltowe kolumny pomiędzy którymi w dolinach płynął rzeki. Erozja w bardziej miękkich skałach spowodowała powstanie wielu pięknych wodospadów.
Poszukiwanie dziobaków w Yungaburra
Do akcji poszukiwania dziobaka australijskiego mieliśmy dwa podejścia. Pojechaliśmy do miejscowości Yungaburra, w której w strumieniu Peterson można zobaczyć te nietypowe ssaki. Dobrą porą jest wschód słońca lub zachód. Pierwsze podejście mieliśmy ok. godziny 14, drugie o 17. Mordce udało się jednego zobaczyć, ale kiedy mnie wołał, dziobak wystraszył się i uciekł.
Oprócz dziobaka znaleźliśmy obleśnego pająka, jaszczurkę i żółwie wodne:
Katedralny figowiec w Danbulla
Jest to drzewo figowe nazwane katedralnym, bo przypomina katedrę. Ma one ponad 500 lat, 50 metrów wysokości i 43 metry obwodu, a jego korona pokrywa ok. 2 hektarów. Wow, drzewo to robi niesamowite wrażenie, jest OGROMNE. Nie mamy dobrych zdjęć, bo było już ciemno, kiedy tam dobraliśmy, ale w rzeczywistości jest ono bardzo ciekawe.
Okolice Cairns
W końcu dotarliśmy na tak długo wyczekiwane wschodnie wybrzeże. I oczywiście od razu zaczęły się problemy z darmowymi noclegami, nagle nigdzie nie można zostawać na noc pod groźbą mandatu. Pojawili się inni podróżujący, cywilizacja! Najbliższy darmowy nocleg w okolicy Cairns znajdował się ok. 30 km od miasta. Był to najbardziej zatłoczony nocleg, na jakim do tej pory byliśmy. Warto zauważyć, że stał tam znak "zakaz kempingu" i podczas dwóch nocy tam spędzonych, dwa razy przyjechała policja, ale jakoś nikt nie dostał mandatu:)
Samo miasto i cały rejon, bardzo nam się spodobały, ale o tym będę opowiadać w kolejnym poście!