Meksyk - hotelowy raj w Cancun i Isla Mujeres

Kiedy człowiek ląduje w Ameryce Środkowej w najbardziej polecanym okresie do odwiedzenia tego rejonu i po wyjściu z lotniska czuje chłód, to nie do końca może uwierzyć, gdzie się znajduje. Przynajmniej mnie spotkała taka sytuacja. Myśląc o Meksyku i Morzu Karaibskim, oczekiwałam gorącej pogody, upalnego słońca i przyjemnie ciepłej wody do kąpieli. Na miejscu sytuacja jednak prezentowała się zupełnie inaczej.
Meksykańskie murale
Meksykańskie murale
Meksykańskie murale

Temperatura w Cancun, czyli mieście na Półwyspie Yucatan, w którym wylądowaliśmy, wynosiła 24-25 stopni w dzień i była bardzo przyjemna, kiedy świeciło słońce. Jednak ze względu na chłodny, nieustanny wiatr, gdy słońce chowało się za chmurami, temperatura znacząco spadała. Trafiliśmy akurat na prawie ciągłe zachmurzenie. Woda w Morzu Karaibskim również nie powaliła mnie swoją temperaturą. Oczywiście nie jest tak zimna, jak w Bałtyku, jednak zdecydowanie zimniejsza od wód w Azji czy Australii Północnej. Dla mnie zdecydowanie poniżej strefy komfortu cieplnego!;p
W styczniu panuje na Yucatanie kalendarzowa zima, co widać nawet po ubraniach psów:p

Półwysep Yucatan

Półwysep Yucatan, na którym wylądowaliśmy, to najbardziej wysunięta na południe część Meksyku. Składa się z trzech stanów: Campeche, Yucatan i Quintana Roo. Półwysep ten jest również najbardziej turystycznym regionem kraju. Przyjeżdża tu mnóstwo turystów głównie ze Stanów Zjednoczonych oraz Kanady, aby wypocząć na plażach. W stanie Quintana Roo znajduje się tzw. Riwiera Maya, czyli wybrzeże majów. Tak naprawdę wybrzeże składa się z bardzo szybko rozwijających się kompleksów hotelowych, które wybudowano dopiero 30-40 lat temu. Przez to również ceny są dużo wyższe niż w innych częściach Meksyku. Dużo więcej historii Majów można doswiadczyć w stanie Yucatan, w którym ok. 80% ludności jest pochodzenia ludności pierwotnej regionu i nadal używa języka majów na pierwszym miejscu, a hiszpański jest dla nich dopiero drugim językiem.
Lokalizacja Półwyspu Yucatan
Stany na Półwyspie Yucatan- Campeche, Yucatan, Quintana Roo

Pierwsze wrażenia

O dziwo wszystko wydało się dużo łatwiejsze niż myślałam, na lotnisku nie było naganiaczy, rezerwacje noclegów były aktualne zgodnie z planem. Ludzie byli mili, pomocni i uśmiechnięci. Pozytywne zaskoczyło mnie także jedzenie. Kiedy w Europie próbowałam kuchni meksykańskiej, nieszczególnie przypadła mi do gustu. Po skosztowaniu oryginalnej lokalnej kuchni, dużo bardziej się do niej przekonałam. Nie zachwyciła mnie tak jak kuchnia tajska, ale jednak posmakowała. O jedzeniu jednak będzie oddzielny artykuł, bo jest to temat wart rozwinięcia:)
Typowe stoisko uliczne sprzedające jedzenie
Stoisko sprzedające kokosy

Cancun

Pierwszą miejscowością, w której się zatrzymaliśmy było Cancun. Nasz nocleg znajdował się w mieście, w hostelu dla backpackersów, za który zapłaciliśmy 295 peso za noc za parę, (1MXN=0,2PLN), czyli 60zł. Spaliśmy w pokoju 4-osobowym z łazienką i zimną wodą. W cenie mieliśmy śniadanie. Hostel był o bardzo niskim standardzie, ale spełniał swoje zadanie - zapewniał miejsce do spania. Za to śniadanie serwowano dosyć dobre np. jajecznicę z kawałkami avocado na wierzchu.
Kolejka do zrobienia sobie zdjęcia z napisem Cancun. Napisy w tym stylu znajdują się we wszystkich bardziej turystycznych miejscowościach na półwyspie, ale do żadnego nie ma tak długiej kolejki

Większość przyjezdnych wynajmuje nocleg w tzw. strefie hotelowej, która biegnie wzdłuż wybrzeża Morza Karaibskiego, ma ponad 9 km i znajdują się tam luksusowe hotele, centra handlowe dla turystów w standardzie naszych europejskich centrów handlowych i wszystko jest kilka razy droższe niż w mieście.
Zona hotelera - strefa hotelowa
Jeden z hoteli na plaży Cancun

W Cancun nie zwiedziliśmy zbyt wiele. Dzień spędziliśmy głównie na plaży w strefie hotelowej, gdzie dojechaliśmy z miasta autobusem (bilet kosztuje 12 peso). Zjedliśmy tam bardzo drogi obiad z doliczonym obowiązkowym napiwkiem 15% i dowiedzieliśmy się w ten sposób, że doliczanie napiwku 10-15% w miejscach turystycznych jest tutaj standardem. Wieczorem skoczyliśmy na lokalny market w centrum miasta, a w ośmiornicy à la diablo trafiła nam się metalowa śrubka:D Danie w tańszym miejscu kosztuje 80-130 peso. W drogiej restauracji potrafi kosztować nawet 300.
Kolejne niesamowite murale
Kolejne niesamowite murale

Isla Mujeres- Wyspa Kobiet

Na wyspę dostaliśmy się promem, który odpływa z Cancun co 30 minut, podróż trwa 15 minut. Ku naszemu zaskoczeniu cena dla meksykanów to 150 pesos w dwie strony, dla turystów natomiast dwa razy tyle, czyli 300 pesos!
Puerto Juarez- port, z którego płynęliśmy na Wyspę Kobiet

Pan muzykant umilający nam podróż, pomimo bardzo silnego wiatru
Wyspa Kobiet mająca 7 km długosci i 12 tysięcy mieszkańców

Wyspa ta jest polecana w każdym przewodniku, na każdym niemal blogu i przez każdą osobę przez nas spotkaną na miejscu. Na promie nasi towarzysze podróży to byli ku naszemu zdziwieniu Latynosi. Dobiliśmy do brzegu.... Pierwsze rozczarowanie - pogoda. Wiatr i chmury, sprawiały, że plaża nie wyglądała, jak na wyspie karaibskiej. Na miejscu spędziliśmy 2 pełne dni, podczas których temperatura była w miarę przyjemna, jednak ciągle nie była to pogoda na satysfakcjonujące plażowanie i wygrzewanie się w słońcu. Natomiast w dzień, kiedy wyjeżdżaliśmy lało i było 20 stopni.
Playa Norte- Plaża Północna, kiedy pierwszy raz ją odwiedziliśmy nie było tam praktycznie nikogo. Z wyjątkiem kite surferów, którzy korzystali z silnego wiatru.
Plaża Północna - zapełniona ludźmi kolejnego dnia, kiedy pogoda była już znacznie lepsza
Ekskluzywny hotel na małej wysepce przylegającej przy plaży północnej do Wyspy Kobiet

Drugim rozczarowaniem był fakt, że na wyspie jest pełno ludzi, jest głośno i wszędzie jeżdżą głównie wózki golfowe, ale też samochody i skutery.
Ruch uliczny w południowej części wyspy

Ulica na północy wyspy, gdzie znajduje się główne centrum życia i centrum turystyczne, większość baz noclegowych, restauracji i sklepów

Główna ulica na północy wyspy
Stragany uliczne
Stragany uliczne

Wyspa jest mała, można ją spokojnie przejść z północy na południe w 2-3 godziny. Północ to główne centrum życia znajduje się tam kilka ulic ze straganami i restauracjami oraz podobno najpiękniejszą plażą wyspy plażą północną. Tam znajdują się również ładne hotele i bary na plażach. W środku wyspy znajdują się głównie osiedla, gdzie mieszka lokalna ludność i nie prezentują się już one tak estetycznie. Po ulicach błąka się mnóstwo psów, które wyglądają na bezpańskie, a jednak mają obrożę tudzież szelki, co powoduje jeszcze gorsze odczucia. Na ulicach leżą śmieci, a z budynków odpada tynk.

Kościół
Jedna z ulic w środkowej częsci wyspy, gdzie mieszkają lokalni mieszkańcy
Jeden z mnóstwa błąkających sie ulicami psów, ten postanowił posiedzieć na dachu
Pomnik iguany, jednego z najbardziej charakterystycznych, najczęściej spotykanych zwierząt w Meksyku
Iguana
Stoisko sprzedające muszle, cena od 6 złotych
Nie brak na wyspie takich widoków, niestety
Budynki maja charakterystyczne intensywne kolory - tutaj hotel
Sprzedawczyni wyrabiająca ręcznie swoje produkty
Cmentarz z kaplicą
Ku naszemu zdziwieniu na wyspie znajduję się lokalny browar, w którym można zaopatrzyć się w całkiem ciekawe piwo.
Piwo z lokalnego browaru
Jedna z restauracji przy plaży
Na południowym wyspy znajduje się Garrafon Natural Reef Park z pięknymi plażami bardzo polecanymi do snorkelingu. Można tam również skorzystać z parku linowego, który znajduje się nad powierzchnią wody.
Garrafon Natural Reef Park na zachodnim wybrzeżu
Garrafon Natural Reef Park na zachodnim wybrzeżu

My jednak, za radą lokalnego mieszkańca, poszliśmy nurkować jedną plażę bliżej( w miejscu Garrafon de Castilla), gdzie nie było tylu ludzi i nie było tak drogo. Zapłaciliśmy tam 70 peso za wejście na plażę i 40 peso za wypożyczenie maski i rurki. Czekało nas jednak wielkie rozczarowanie. Rzeczywiście widzieliśmy kilka ciekawych rybek i płaszczkę, ale nie było to nic niezwykłego w porównaniu z rafą w Tajlandii, Malezji czy Australii. Temperatura powietrza wynosiła ok. 23 stopnie do tego wiatr, który powodował, że wydawało się dużo chłodniej, większość czasu było zachmurzenie i woda według mnie była lodowata. Postanowiłam być twarda i wejść do niej jednak mój 15-20 minutowy snorkeling był walką o przetrwanie. Trzęsłam się z zimna jak małe dziecko.
Garrafon Natural Reef Park na zachodnim wybrzeżu

Na południu wyspy zlokalizowany jest tzw. Punta Sur, czyli najbardziej wysunięty na południe punkt wyspy, na którym zarazem znajduje się najbardziej wysunięty na wschód punkt Meksyku. Wejście na klif kosztuje 30 pesos od osoby i zdecydowanie jest warte swojej ceny, ścieżką w dół można zejść wzdłuż klifów.

Punta Sur
Punta Sur
Punta Sur

Podsumowując Isla Mujeres nie ukradła naszych serc. Szczególnie, że ostatniej nocy była burza, przeciekło nam okno i zmoczyło nam połowę rzeczy. Czy warto ją odwiedzić? Pewne miejsca rzeczywiście są piękne, ale patrząc na całokształt ja nie jestem przekonana, czy bym zdecydowała się jeszcze raz na nią wybrać.

Mordki

Podróże to nasza pasja, którą chcemy dzielić się z innymi. Zaczynaliśmy od zwiedzania Europy, następnie odwiedziliśmy Azję, potem Australię i Nową Zelandię, a ostatnio podbijaliśmy Amerykę Środkową.

Podoba Ci się ten wpis?

Otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach

użyj czytnika RSS!

Polub nas na Facebooku

Zostaw komentarz