W okresie między Świętami Bożego Narodzenia, a Sylwestrem wybraliśmy się na dwie jednodniowe wycieczki. Po spędzeniu kilku tygodni w mieście stęskniliśmy się za dziką naturą i brakiem ludzi. Na pierwszą wycieczkę wybraliśmy się do Parku Narodowego Ku-Ring-Gai Chase, druga była do Gór Błękitnych.
Park Narodowy Ku-Ring-Gai Chase
Nazwa parku pochodzi od plemienia aborygeńskiego, które kiedyś zamieszkiwało te ziemie. Znajduje się on na północ od Sydney, można powiedzieć rzut beretem od nas. Jest w nim kilka szlaków do pieszych wycieczek. Po trudnym wyborze, postanowiliśmy przejść się szlakiem zwanym szlakiem aborygenów, który miał 6 km.
Trasa szlaku zaczyna się punktem widokowym, z którego rozpościera się piękna panorama na zatokę Broken Bay. Są to wody, w których migracja zwierząt przebiega bardzo intensywnie. Z tego powodu trasa ta zwana jest "Autostradą Oceanu Spokojnego". Podobno wieloryby i pingwiny migrują tymi wodami regularnie. Wyprawę rozpoczęliśmy od zjedzenia obiadu na skale z niezapomnianym widokiem. Obiad kupiliśmy po drodze w tajskiej knajpce.
Poniżej filmik z punktu widokowego:
Po chwili spędzonej na punkcie widokowym ruszyliśmy w trasę. Celem wyprawy było zobaczenie węża:D Co ciekawe w jednym momencie na szlaku wyprzedził nas biegnący mężczyzna. Po chwili zatrzymał się i zaczął czegoś wypatrywać w krzakach. Zapytałam go, czy widzi tam coś fajnego. Od razu podekscytowałam się, że zobaczymy jakieś fajne stworzenie. Na co on odpowiedział, że właśnie wąż przeciął mu drogę, ale już uciekł. Powiedział, że często biega tą trasą i nigdy nie widział żadnego węża i że ten był niejadowity. I pomyśleć, że wyprzedził nas tylko chwilkę wcześniej, gdyby nie to, ten wąż byłby nasz!:)
Jedną z aborygeńskich atrakcji na tym szlaku jest skała, na której są "odciski" dłoni aborygenów. Według oficjalnych informacji mogą one mieć do dwóch tysięcy lat. Powstały przy pomocy gliny, motywy ich powstania są nieznane. Oboje nie byliśmy pewni, czy rzeczywiście są to oryginalne malunki. Odcisk, którego zdjęcie wrzuciłam, był bardzo wyraźny. Co wzbudziło nasze podejrzenia, czy rzeczywiście jest on bardzo stary.
Idąc dalej, dotarliśmy do plaży Resolute. Przypomniała mi ona trochę Tajlandię, ponieważ jest to plaża otoczona lasem. Tam też zobaczyliśmy warana!:) Nie był to co prawda waran z komodo, ale też duży. Jak później sprawdziłam był to waran zwany po angielsku Lace Monitor Lizard, który jest drugim co do wielkości największym waranem w Australii i może osiągnąć wielkość dwóch metrów.
Filmik z waranem:
Po plaży musieliśmy wspiąć się na wzgórze, aby wrócić do naszego auta. Kończąc naszą wyprawę ponownie pięknymi widokami.
Blue Mountains - Góry Błękitne
Kolejnym miejscem, które chcieliśmy zobaczyć i które wszyscy nam polecali były Góry Błękitne. Jest to najpopularniejsze miejsce wypadowe z Sydney. Większość turystów przyjeżdżających do Sydney wybiera się tam na jednodniowe wycieczki. Zazwyczaj problem z takimi miejscami jest taki, że bardzo nas odrzucają, bo są zatłoczone. Jednak prawda jest taka, że nie bez przyczyny każdy tam jeździ i pomimo fali turystów często są to bardzo piękne miejsca. Cóż, trzeba było to sprawdzić.
Nazwa Góry Błękitne ma swoje uzasadnienie w tym, że nad górami unosi się błękitna poświata. Jest to spowodowane unoszącymi się olejkami z drzew eukaliptusowych, które po wymieszaniu z wodą i kurzem powodują załamywanie promieni słonecznych w taki sposób, że powstaje błękitny kolor. Góry te jednak, nie należą do zbyt wysokich, najwyższy szczyt ma ok. 1000 metrów.
Nasza pieszą wycieczkę po Górach rozpoczęliśmy od punktu widokowego - The Echo Point. Z tego miejsca jest piękny widok na Góry i na najsłynniejszą skałę zwaną Three Sisters - Trzy Siostry.
Poniżej filmik z tego punktu widokowego. W okół nas było mnóstwo turystów, co słychać na filmiku :)
Później wybraliśmy się jednym ze szlaków na sześciokilometrowy spacer po górach, co chwilę zatrzymując się na różnych punktach widokowych. Widoki były piękne, a ludzi na szlaku już niewiele. W górach tych jest wiele szlaków i najlepiej spędzić tam kilka dni. Będąc tam tylko jeden dzień, mogliśmy zobaczyć tylko namiastkę tego miejsca.
Ta wyprawa przypomniała nam, że dawno nie byliśmy w Polskich górach i musimy się tam niedługo wybrać!
Oba Parki były warte wizyty. Aktualnie jesteśmy pochłonięci akcją "kupno samochodu" i nie mamy czasu na dłuższe wyprawy. Niedługo napiszę, jak skomplikowane było nasze poszukiwanie wymarzonego auta w Australii!