Postanowiliśmy wybrać się na Wyspę Filipa, którą wszyscy nam bardzo polecali i która jest w top 20 miejscach, które trzeba zobaczyć na wschodnim wybrzeżu Australii. Głównie ze względu na paradę pingwinów. Z tego powodu spodziewaliśmy się tłoku turystów i obawialiśmy się trochę tej wyprawy. Parada pingwinów odbywa się każdego wieczoru na Summerland Beach. Codziennie wieczorem tysiące pingwinów wraca z łowów w oceanie do swoich domków na lądzie.
Na szczęście, wbrew naszym obawom wyspa nie była wcale zatłoczona, a w wielu miejscach nie było nikogo oprócz nas.
Wyprawę zaczęliśmy od przystaku w San Remo, gdzie codziennie o godzinie 12 odbywa się karmienie pelikanów.
Nastepnie pojechaliśmy do Koala Conservation Centre, gdzie po raz pierwszy na żywo widzieliśmy koale!!
Przechadzając się po parku natknęliśmy się na kolczatkę australijską, która zupełnie nie przyjmowała się naszą obecnością:p
Usatysfakcjonowani zobaczeniem kilku niezwykłych przedstawicieli fauny australijskiej postanowiliśmy skierować się na południe wyspy, aby zobaczyć słynne piękne wybrzeże.
Pierwszy przystanek zrobiliśmy na Pyramid Rock Lookout, gdzie jest piękny punkt widokowy na klifie.
Jadąc na zachód zatrzymaliśmy się, aby zobaczyć czarne łabędzie na jeziorze łabędzim (Swan Lake). Ze specjalnych budek obserwacyjnych mogliśmy oglądać je z bardzo bliska, bardzo piękne miejsce i ptaki, z niezwykłymi czerwonymi oczami!
Na zachodzie wyspy zupełnie nie przejęte obecnością samochodów w okół dróg i po drogach chodziły gęsi Cape Barren z żółtymi dziobami, i to samochody musiały ustąpić im pierwszeństwa.
Kolejnym punktem do odhaczenia był Nobbies Boardwalk, czyli spacer po kładce na klifach z widokiem na skały, na jednej z nich zwanej seal rock znajdują się dziesiątki fok, które można zobaczyć przez lornetkę.
Do zachodu słońca mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc postanowiliśmy skoczyć w jeszcze jedno miejsce. Kitty Miller Bay ( zatoka Kitty Miller). W której kilka osób surfowało, my w tym czasie wdrapaliśmy się na klif, z którego był widok na sąsiadującą zatokę z wrakiem statku, który w 1906 roku płynął z Peru do Sydney i jakimś cudem znalazł się u wybrzeży Philip Island, gdzie zatonął.
Nadeszła pora zachodu słońca, a tym samym parady pingwinów. Podczas której udało nam się zająć miejsca w pierwszym rzędzie:) I rzeczywiście, tak jak się spodziewaliśmy, na samej paradzie jest mnóstwo turystów. Pomimo, że nie można robić zdjęć, ponieważ flash dezorientuje pingwiny, turyści nie trzymają się reguł, a pracownicy centrum muszą ich upominać. Od centrum pingwinów w kierunku plaży poprowadzone są drewniane kładki, na plaży znajdują się trybuny , z których publiczność może oglądać drogę pingwinów do domu. A w dalszej kolejności można udać się na kładki , w okół których, w zasięgu ręki, kroczą setki małych pingwinów. Nasze uczucia po tym "Szoł" były mieszane. Jednak widok dziesiątek małych pingwinów wychodzących z wody na plażę, a następnie wspinających się po skałach i zmierzających ku swoim norkom piękny i niezapomniany.