Pożegnanie z Meksykiem i powitanie Belize

Opuściliśmy Meridę i kierowaliśmy się na południe, gdzie znajduje się szlak Puuc prowadzący przez kilka ruin Majów. Ze względu na fakt, że za każde z nich trzeba płacić, postanowiliśmy odwiedzić tylko ruiny Uxmal, największe i najbardziej znane na szlaku, o których słyszeliśmy bardzo pozytywne opinie.

Uxmal

Jest to kompleks ruin miasta Majów wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Miasto to w przeciwieństwie do Chichen Itza podczas najazdu Hiszpanów było ciągle zamieszkiwane, a dopiero później zostało opuszczone. Zrobiło ono na nas dużo pozytywniejsze wrażenie niż Chichen Itza. Nie było tu prawie turystów, straganów z pamiątkami, przez co mogliśmy poczuć się jak w prawdziwym zaginionym mieście pośród dżungli. Poza tym budynki zlokalizowane były bliżej siebie niż w Chichen Itza, w efekcie czego cały kompleks ruin wydawał się większy i robił ogromne wrażenie. Wejście do kompleksu kosztowało 224 pesos od osoby. (Kulturę Majów opisywałam w poście z Chichen Itza Link)



Jaskinie Loltun

Nazwa jaskiń pochodzi od słów w języku Majów: lol (kwiat) i tun (kamień). Są to największe jaskinie na półwyspie. Mają one 5 km, jednak dla zwiedzających dostępne są aktualnie 2 km. Ślady ludzi w niej znalezione pochodzą sprzed 7 tys. lat, a odkryte w niej pozostałości takie jak narzędzia, czy biżuteria przechowywane są w muzeum w Meridzie.



Za wejście do jaskiń należy zapłacić 130 peso od osoby. Wejść tam jednak można tylko z przewodnikiem o określonych porach. Przewodnik kosztuje 800 peso. Niezwykłe jest to, że kiedy podeszłam do kasy, aby kupić bilet podszedł do mnie przewodnik. Wytłumaczył, że muszę kupić bilet, ale że jeszcze trzeba zapłacić za przewodnika, ale to do uzgodnienia potem. Na co odpowiedziałam „ile?”, bo może nie będziemy wchodzić. On, że 800 peso. Odpowiedziałam, że to dla nas za drogo. A on na to, żebyśmy weszli i potem dogadamy się co do ceny i że możemy zapłacić mniej. Pod koniec wycieczki, kiedy doszło do płacenia, powiedział, że rozumie, że nie mamy pieniędzy, że oni tutaj turystów nie naciskają, więc można płacić mniej albo więcej. Na co zaproponowałam mu 300 peso i zapytałam się, czy cena jest ok? Powiedział, że nie, minimum 500 peso. Ale oni turystów nie naciskają... W teorii przewodnik nic nie kosztuje, ale wypada dać mu napiwek, tylko napiwek ten wg przewodnika powinien być 800 peso, czyli więcej niż sam bilet do jaskiń... Bardzo niesmaczna sytuacja w moim odczuciu.


Nigdy nie zwiedzaliśmy tak dużej jaskini, wiec zrobiła ona na nas niesamowite wrażenie i zdecydowanie warto było ją odwiedzić, pomimo sytuacji z przewodnikiem.

Tulum

Odwiedziliśmy Tulum, aby zobaczyć słynne ruiny Majów z XIII wieku znajdujące się nad samym Morzem Karaibskim. Rzeczywiście robią one genialne wrażenie, gdyż sam park, w którym się znajdują jest czysty, zielony i samo przebywanie w nim sprawia przyjemność.



Dodatkowo obok głównej piramidy znajduje się zejście do plaży, na której można się wykąpać z widokiem na ruiny.


Wzdłuż wybrzeża prowadzącego do ruin linia brzegowa jest pokryta hotelami. Dużo przyjemniejszymi niż te w Cancun, w dużo bardziej karaibskim stylu.

Jednak to co bardziej przykuło moją uwagę w miasteczku Tulum to slumsy przez które przejeżdżaliśmy na obrzeżach miasta. Przejechaliśmy już przez sporą część Półwyspu Yucatan, przez najróżniejsze mniejsze, większe miejscowości, ale takich osiedli całych z drewnianych pali nie widzieliśmy nigdzie. Absolutnie niesamowite jest jak głęboka jest tu przepaść pomiędzy najbiedniejszymi warstwami społecznymi, a tymi bogatymi.


Mahuahual

Pojechaliśmy tam w celu zrelaksowania się na plaży w mniej turystycznej miejscowości. Pierwsze wrażenia były genialne. Jednak prawdziwe oblicze tej mieściny nas zszokowało. Do Mahuahal w ciągu dnia przypływają promy płynące ze Stanów Zjednoczonych. Od godziny 9 do 16 ludzie z promu wydostają się na ląd. W efekcie przy głównej plaży powstała promenada, pełna sprzedawców, restauracji z niesamowicie zawyżonymi cenami. Dla przykładu wypożyczenie maski z rurką do nurkowania kosztowało tam 12 dolarów za godzinę! Gdzie na Isla Mujeres płaciliśmy 2 dolary za cały dzień! Miejscowość ta chyba nie była najlepszym wyborem, w dodatku znowu mieliśmy tam załamanie pogody i opady deszczu.


Jezioro Bacalar

Ostatni nasz przystanek przed opuszczeniem Meksyku. Wiele osób polecało nam Lagunę Bacalar jako niesamowite miejsce, gdyż zwana ona jest jeziorem o 7 kolorach.

Po dojechaniu do miejscowości Bacalar zorientowaliśmy się, że właściwie praktycznie cała linia brzegowa jest pogrodzona i znajdują się przy niej albo restauracje, albo hotele. Kiedy to zobaczyliśmy, mieliśmy mieszane uczucia. Dodatkowo kolor wody nie był tak zachwycający, jak go sobie wyobrażaliśmy ze względu na panujące zachmurzenie. Kiedy jednak zatrzymaliśmy się na kawę w miejscu zwanym La Tortuga, zrozumieliśmy magię tego jeziora. Jest to miejsce, w którym trzeba się zatrzymać na dłużej. Zdecydowanie przystanek na dwie godziny nie jest wystarczający. Trochę żałowaliśmy, że zamiast zatrzymywać się w Mahahual powinniśmy przyjechać od razu do Bacalar.


Chetumal i przeprawa do Belize

W Chetumal oddaliśmy nasze auto i udaliśmy się do portu skąd czekała na nas łódź by popłynąć na wyspę Caye Caulker w Belize.

Podczas opuszczania Meksyku należy zapłacić podatek 533 meksykańskich pesos. Warto jednak wiedzieć, że podczas przybywania do Meksyku samolotem podatek ten jest wliczony w cenę biletu. Także opuszczając kraj, można pokazać potwierdzenie rezerwacji, na której powinien znajdować się wyszczególniony podatek meksykański i wtedy nie musimy go już płacić przy wyjeździe. Rezerwacja musi być wydrukowana, zawierać imię i nazwisko, datę lotu zgodną z datą wjazdu do Meksyku i wyróżniony podatek.

Tuż przed wejściem do łodzi poproszono wszystkich pasażerów o ustawienie bagaży podręcznych na ziemi (bagaż główny trzeba było oddać wcześniej) i zostały one sprawdzone przez policyjnego psa. Nie mam pojęcia, czego on tam szukał. W końcu w Nowej Zelandii szukał owoców. Tutaj podejrzewam narkotyków.


Po tym wszystkim wsiedliśmy do łodzi, na której panował niesamowity ścisk i udaliśmy się w 2-godzinną podróż na wyspę Caye Caulkier w Belize. Podatek wjazdowy do Belize wynosi 2,5 belizyjskiego dolara, czyli 4 złote. Wyspa spodobała się nam od pierwszego momentu, w którym postawiliśmy na niej nasze stopy!