Nowa Zelandia śladami Władcy Pierścieni cz.2- Wyspa Północna

Wellington, stolica Nowej Zelandii, przywitało nas pięknym, słonecznym wieczorem. Prosto z promu udaliśmy się na punkt widokowy zwany Mt. Victoria, z którego rozpościera się panorama na wybrzeże oraz miasto. Dwa, domagające się uwagi kociaki przez chwilę odwróciły naszą uwagę od celu wizyty i zamiast podziwiać widoki zajęliśmy się ich zabawianiem. Po krótkim epizodzie głaskania poszły zaczepiać innych turystów, a my wybraliśmy się na spacer po parku Wiktorii. Chcieliśmy w nim zobaczyć kilka miejsc, w których kręcono Władcę Pierścieni.

Panorama z punktu widokowego:

Północna wyspa zgodnie z naszymi oczekiwaniami okazała się dużo bardziej rozwinięta od południowej. W rejonach stolicy autostrady miały kilka pasów i ruch był dużo większy niż ten, z którym spotkaliśmy się w ciągu poprzednich kilku dni.

Jedno z miasteczek, przez które przejeżdżalismy:

W niedzielę rano pojechaliśmy zobaczyć rzekę Hutt, która w była filmową rzeką Anduin i rzeką Rohan. Odwiedziliśmy również park Harcourt, gdzie kręcone były ujęcia do ogrodów Isengardu. W drodze na północ zajechaliśmy do Parku Kaitoke, w którym nakręcony był filmowy Rivendell. Jest to jedne z niewielu miejsc, gdzie znajdują się informację na temat planu filmowego.

Rivendell siedziba szarych elfów i Elronda, odgrywająca rolę bezpiecznej przystani.

Rivendell w filmie:

Następnym celem naszej podróży był Park Narodowy Tongariro.

Widoki z trasy w drodze do parku:

Po całym dniu w drodze dotarliśmy wieczorem do naszej destynacji. Spędziliśmy tam noc i następnego dnia rano wybraliśmy się na dwugodzinny trekking do wodospadu Tanaraki. Z trasy mogliśmy podziwiać niezwykły krajobraz z wulkanami Ngauruhoe i Ruapehu na czele. Były one głównymi elementami filmowego Mordoru.

Mordor- kraina ciemności w powieści Tolkiena, siedziba Saurona, orków, troli i Nazguli. Tam znajdowała się góra Mt. Doom, w której powstał pierścień i do której Frodo niósł pierścień, aby go zniszczyć.

Mt. Ruapehu jest najwyższym aktywnym wulkanem w nowej Zelandii i najwyższym punktem na północnej wyspie. Ostatnie wybuchy były w 1995 i 1996,2007 roku. Mt. Ngauruhoe również należy do wulkanów aktywnych, ostatni wybuch był w 1974roku, aktualnie znajduje się on w stanie uśpienia. Nowa Zelandia należy do pacyficznego pierścienia ognia, w samym Auckland jest pięćdziesiąt wulkanów!*

Krótki filmik:

Mordor w filmie:

W dalszej części dnia pojechaliśmy na przejażdżkę konno w okolicy parku, która okazała się porażką;p Była to jazda dla emerytów po zdjęcia ( przynajmniej w moim odczuciu:p). Godzina stępa z pięcioma minutami kłusa. Nauczka na przyszłość, że teren dla zaawansowanych to pojęcie bardzo różnie rozumiane na Północnej i Południowej półkuli kuli ziemskiej:p

Wieczorem dotarliśmy do miejscowości Rotorua o BARDZO intensywnym zapachu siarki. W okolicy tego miasteczka zmajdują się wody termalne i gejzery. Niestety nie zdążyliśmy zobaczyć głównego, spektakularnego gejzeru zwanego Te Puia, bo był już zamknięty. Pojechaliśmy więc do parku termalnego Kuirau, który jest otwartym parkiem w centrum miasta z kilkunastoma wulkanicznymi źródłami termalnymi z wrzącą wodą.

Wulkaniczne źródła termalne:

Filmiki:

W mieście tym można także zobaczyć wioskę maorysów, którzy są rdzenną ludnością wyspy. Posługują się oni językiem maoryskim. Nowa Zelandia nazywana przez nich była Krajem Białej Chmury. Liczą oni obecnie ok 600tys. Nie wybraliśmy się do takiej wioski po pierwsze, bo była zamknięta, po drugie ze względu na nasz pogląd, że jest to aktualnie tylko szopka dla turystów.

We wtorek rano, w dzień zwrotu kampera, odwiedziliśmy Hobbiton. Miejsce, w którym powstało The Shire: wioska Bilba, Froda, Sama i reszty. Jest to bardzo turystyczne miejsce, można powiedzieć fabryka pieniędzy, w sezonie trzy tysiące turystów odwiedza je każdego dnia. Najtańszy bilet kosztuje 70NZD za dwugodziną wycieczkę. Na szczęście byliśmy pierwszą grupą tego dnia, więc wioska była pusta i robiła świetne wrażenie:)

Nasz krótki filmik z hobbitonu:

The Shire w filmie:

Po oddaniu naszego domu na kółkach zakotwiczyliśmy się na dwie noce w Auckland. Centrum miasta zrobiło na nas dziwne wrażenie, bo większość osób to byli Azjaci. Prawie nie widzieliśmy kiwi. Nowozelandczycy nazywają siebie kiwi. Jest to nazwa nie tylko znanego nam dobrze owocu, ale też ptaka, który występuje tylko w Nowej Zelandii i jest jej symbolem.

Powłóczyliśmy się trochę po mieście bez większego celu, nie mieliśmy ochoty na większe zwiedzanie zmęczeni po bardzo intensywnym tygodniu. W czwartek rano mieliśmy lot do Sydney. Jak się okazało, taksówka na lotnisko była w cenie biletów na autobus dla naszej dwójki, więc postanowiliśmy wybrać wersję bardziej burżuazyjską;p
Pan taksówkarz w wieku ok. pięćdziesięciu lat o 5.30 rano odebrał nas w wyśmienitym humorze, zabawiając nas całą drogę opowieściami, jaka to Nowa Zelandia jest wspaniała. Dodał, że nigdy nie wybrał się na południową wyspę, bo tam jest zimno; nigdy nie latał samolotem, ani nie wyruszył poza Nową Zelandię, bo po co;p

Lądowanie w Sydney:

Na lotnisku w Sydney zostaliśmy zatrzymani i bardzo dokładnie przepytani przez strażnika granicznego. Pomimo że mamy wizę turystyczną ważną do lipca, wielokrotnego wjazdu, każdy wjazd na maksymalnie trzy miesiące, musieliśmy tłumaczyć się, dlaczego ponownie chcemy wjechać do tego kraju. Wg pani urzędnik trzy miesiące, które tu spędziliśmy, to jest wystarczająco dużo czasu na zwiedzanie. Musieliśmy wyjaśnić,co robiliśmy podczas poprzednich trzech miesięcy spędzonych w tym kraju i co zamierzamy robić w kolejnych. Po pokazaniu naszych oszczędności na koncie i zapewnieniu, że nie pracowaliśmy nigdzie na czarno i nie zamierzamy pracować, zostaliśmy wpuszczeni. Udało się!:). W końcu zaczynała się nasza tak długo wyczekiwana przygoda! W piątek trzeciego lutego wyruszyliśmy na naszego tripa dookoła Australii!!!