Kurs nurkowania w Hondurasie
Wyspa Utila leżąca na wschodnim wybrzeżu kraju jest jednym z najtańszych miejsc na świecie pod względem cen kursów nurkowania. Dodatkowo znajduje się tam piękna rafa koralowa, co więcej rekiny wielorybie często odwiedzają jej wody. Aby dostać się na wyspę, musieliśmy dojechać do miasta La Ceiba skąd odpływają promy. Alternatywnie można tam dolecieć samolotem ze stolicy, tudzież z wyspy Roatan.
Nasz kierowca stawił się punktualnie na czas pod hostelem w Copan o 5 rano. Zachwyceni faktem, że w środku jest dla nas dużo miejsca, rozłożyliśmy się na siedzeniach, gotowi, aby odbyć podróż drzemiąc. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna. Droga była tak wyboista, a kierowca tak niewzruszony, że nasz bus podskakiwał z taką siłą, że ciężko było siedzieć. Na trasie minęliśmy też kilka dziwnych bramek z żołnierzami tudzież policjantami. Poprosiliśmy naszego kierowcę, aby gdzieś zatrzymać się na śniadanie. W Gwatemali kierowcy zawozili turystów do McDonalda, w Hondurasie przyszedł czas na Burger Kinga! Nie jesteśmy fanami amerykańskich sieci typu fast food i wydało się to dla nas zaskakujące, że możemy spotkać tego typu "restauracje" w krajach Ameryki Środkowej. Co więcej, lokalni mieszkańcy kojarzą gringo z takim rodzajem jedzenia i to w takie miejsca wożą turystów, a nie do knajpek, gdzie można spróbować lokalnej potrawy.
W La Ceiba byliśmy punktualnie. Kiedy przyszedł czas na oddanie bagaży, okazało się, że pies policyjny wyczuł coś w moim plecaku i zostałam poproszona o jego otworzenie w celu przeszukania. Przyczyną całego zamieszania były umieszczone w nim dolary!
Wycieczka promem była istną przygodą. Zajęliśmy miejsca przy rufie na otwartym pokładzie, aby podziwiać piękne widoki. Siedzenia były pokryte kroplami wyglądającymi jak rosa, co skomentowaliśmy słowami „Ale tutaj panuje duża wilgotność”. Kiedy prom wyruszył na otwarte morze, zaczęło nami tak bujać, jak byśmy byli malutką łódeczką, a woda pryskała z obu stron do wnętrza łodzi. Byliśmy cali przemoknięci! Na siedzeniach krople wody nie były jednak pozostałościami rosy! W połowie podróży poddaliśmy się i przesiedliśmy się na przód łodzi, gdzie było znacznie mniej chlapania. Nie dziwne, że przed wejściem rozdawano darmowe tabletki od choroby morskiej!
Kurs nurkowania na Utili
Wysiadając z promu, jak to na każdej wyspie, od razu zostaliśmy otoczeni przez chmarę lokalesów proponujących nam kursy nurkowania, noclegi i inne atrakcje. My jednak mieliśmy już wszystko zaklepane. Zarezerwowaliśmy kurs nurkowania Padi Open Water w szkole Utila Dive Centre, w którego cenie mieliśmy zakwaterowanie w czteroosobowych dormitoriach w ośrodku Mango Inn. Czterodniowy kurs wraz z pięcioma noclegami kosztował 350 USD.
Link do strony Utila Dive Centre z opisem kursu
Już pierwszego dnia wieczorem udaliśmy się do szkoły po odbiór naszych materiałów i dostaliśmy pracę domową do zrobienia na następny dzień! Mianowicie obejrzenie trzech jednogodzinnych filmów i rozwiązanie do każdego z nich testu. Byliśmy wykończeni ponad 12-godzinną podróżą, a tutaj okazało się, że mamy jeszcze się uczyć. Przyczyną tego całego zamieszania był fakt, że Nora i Liam (nasi znajomi z Hiszpanii) przylecieli do nas tylko na tydzień, i chcieli zrobić ten kurs z nami. Ze względu na to musieliśmy jak najszybciej zacząć kurs. Tak, żeby oni zdążyli go skończyć przed wyjazdem. Dodatkowo ostatnie nurkowanie mogli mieć minimum 18 godzin przed lotem.
Kurs nurkowania okazał się bardzo intensywny, spędziliśmy w szkole 3 dni od 7-8 rano do 18-19 wieczorem. Nie oczekiwaliśmy, że będzie on aż tak profesjonalny. Oprócz dużej ilości wiedzy teoretycznej, którą musieliśmy przyswoić, mieliśmy też 5 sesji nauki wykonywania różnych zadań w marinie ośrodka tzw. Confined sessions. Zazwyczaj odbywają się one w basenie, ale nasz ośrodek go nie miał, więc mieliśmy je w morzu przy brzegu. W trakcie tych lekcji spędzaliśmy po 2-3 godziny w wodzie i musieliśmy uczyć się różnych ćwiczeń, np: oczyszczać maskę z wody, umieć odzyskać ustnik z tlenem po jego utraceniu, umieć porozumiewać się w parach, zdejmować sprzęt i z powrotem go zakładać, umieć wypłynąć na powierzchnię na jednym oddechu w przypadku braku tlenu czy umieć uratować naszego nurkowego partnera w przypadku gdy on nie ma tlenu. To wszystko oczywiście wykonywaliśmy pod wodą. Uczyliśmy się też jak utrzymywać odpowiednią, horyzontalną pozycję i jak kontrolować swoje podwodne manewry poprzez oddech. Trzeciego dnia pierwszy raz wypłynęliśmy na ocean, gdzie mogliśmy sprawdzić, czego się nauczyliśmy do tej pory. Co więcej, mieliśmy okazję popływać z delfinami, które postanowiły podpłynąć akurat w okolicę wyspy!
Czwartego dnia mieliśmy kolejne dwie sesje na oceanie, po których uzyskaliśmy nasz certyfikat! Kolejnego dnia popłynęliśmy na nasze fun divy, czyli na nurkowanie, na którym już się od nas niczego nie wymagało i mogliśmy skupić się tylko i wyłącznie na podziwianiu podwodnego świata.
Podczas kursu nurkowania napotkaliśmy kilka trudności. Po pierwsze, to, co było dla mnie najtrudniejsze, to temperatura wody, która była dla mnie zimna. Szczególnie gdy przebywa się w niej 2-3 godziny. Musiałam zakładać na siebie dwie pianki! Po drugie, wszyscy byliśmy zmęczeni, kurs był bardzo wyczerpujący zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Po trzecie, jednego dnia zjadłam za duży lunch i po wskoczeniu do wody z całym sprzętem naciskającym na mój brzuch i klatkę piersiową miałam odruchy wymiotne i musiałam wyjść z wody, zdjąć cały sprzęt i po chwili mogłam wskoczyć do wody z powrotem. Taka więc rada, nie obżerajcie się przed nurkowaniem:D
Pomimo drobnych problemów, kurs był świetnym doświadczeniem. Dodatkowo w bardzo krótkim czasie poznaliśmy sporo osób na wyspie. Mieliśmy dwóch instruktorów, jedną stażystkę i trzech divemasterów, i wszyscy byli genialni - otwarci, pomocni i uśmiechnięci. W trakcie naszego krótkiego pobytu wyszliśmy z nimi na kolację, ale też spotykaliśmy się kilka razy w różnych knajpach. Główna osada na wyspie jest mała, więc co chwilę wpada się na jakąś znajoma twarz. Panuje tam bardzo przyjazna, rodzinna atmosfera.
Po zakończeniu kursu pozostaliśmy na wyspie jeden dzień dłużej, wynajęliśmy wózek golfowy i postanowiliśmy podjąć się jej eksploracji, na tyle na ile było to możliwe. Pojechaliśmy między innymi na najwyższy punkt wyspy, czyli Pumpkin Hill (Dyniowe Wzgórze) i odwiedziliśmy plaże na północnej, niezamieszkanej stronie wyspy.
Dla ludzi dysponujących większą ilością czasu, warto wybrać się do jaskiń lub zabawić się w odkrywców i odnaleźć zaginiony samolot przemytników, który w 2009 rozbił się w dżungli mając na pokładzie 1,7 tony kokainy.
Dla bardziej wygodnych, za jedyne $150 USD za noc można wynająć jedną z sąsiednich, bezludnych wysp (Sandy Cay lub Little Cay) i zabawić się w Robinsona Crusoe. Skoro już o tym mowa to, według lokalnych naciągaczy, ta fikcyjna postać z powieści Daniela Defoe, miała spędzić 24 lata właśnie na Utili. Przy drogach znajdują się tablice informacyjne, na których wywieszono fragmenty powieści pasujące opisem do okolicy.
Utila w 30 sekund:
Podróż do Nikaragui
Byliśmy zadowoleni z naszych odwiedzin w Hondurasie, jednak nie żałowaliśmy, że wyjeżdżamy do Nikaragui, gdzie mogliśmy poczuć się dużo swobodniej (o względnych kwestiach bezpieczeństwa w Hondurasie wspominaliśmy w poprzednim poście) W tym celu użyliśmy turystycznego autobusu, który za 65USD od osoby przewiózł nas w jeden dzień z La Ceiba do miasta Leon w Nikaragui (czas podróży to 15h), gdzie czekały na nas kolejne przygody i niezapomniane krajobrazy.