Tropikalne Darwin- węże i cyklony

W końcu dojechaliśmy do Darwin, najdalej wysuniętego na północ miasta Australii o populacji ok. 140 tysięcy. Leży ono w tzw. rejonie Top End, czyli górnym krańcu Australii.

Tropikalny klimat w tym rejonie dzieli się na sezon suchy i deszczowy. Podczas pory deszczowej (listopad-kwiecień) występują tu potężne opady deszczu, cyklony i spektakularne pokazy piorunów.

Cyklon jest to masa powietrza, która obraca się wokół centrum z powietrzem o niskim ciśnieniu. Charakterystyczną cechą jest dośrodkowo skręcający się wiatr o prędkości minimum 70 km/h. Kiedy prędkość wiatru przekracza 120 km/h nazywa je się tropikalnymi cyklonami, a w innych częściach świata huraganami albo tajfunami. Najmniejszy cyklon miał promień 20 km (Cyklon Marco), największy 11100 km. (Tajfun Tip).

Dzisiaj Darwin jest dosyć nowoczesnym miastem i różni się od innych miast Australii. Przypomina bardziej miasta europejskie z wieżowcami i apartamentowcami. Przyczynił się do tego Cyklon Tracy, który w święta Bożego Narodzenia w 1974 roku zniszczył 70% budynków. 41 tysięcy z 47 tysięcy mieszkańców zostało bez dachu nad głową. Populacja zmniejszyła się wtedy do 10 tys. , ponieważ ludzi ewakuowano do innych miast. Historia ta ma wpływ na to, jak miasto to wygląda dzisiaj.

To nowoczesne miasto zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie, bogata infrastruktura na wybrzeżu, blisko plaż i piękna pogoda. Jednak nie jest tak kolorowo, jak by się wydawało. W wodzie oczywiście są meduzy i krokodyle.... więc z pływania nici.

Co ciekawe, kiedy wyjeżdżaliśmy w dalszą trasę i kierowaliśmy się do wschodniego wybrzeża, zauważyliśmy ostrzeżenia o nadchodzącym cyklonie Debbie, który miał uderzyć w miasto Townsville za trzy dni. Musieliśmy, więc zmienić plan naszej trasy tak, aby go ominąć.

W okolicy Darwin znajduje się bardzo turystyczny Park Narodowy Kakadu do którego planowaliśmy pojechać. W końcu każdy przewodnik go poleca. Jednak po zapoznaniu się z kilkoma opiniami stwierdziliśmy, że nie ma sensu odwiedzać go w sezonie deszczowym, ponieważ najfajniejsze miejsca w nim są wtedy zamknięte. Odwiedziliśmy za to park, który podobno uwielbiają lokalni mieszkańcy.

Park Narodowy Litchfield

Wjazd do Parku jest darmowy w porównaniu z opłatą $25 od osoby w Kakadu w niskim sezonie, $40 w porze suchej. Znajduje się tu kilka fajnych wodospadów oraz oczek wodnych, w których w porze suchej można pływać. W porze deszczowej niestety jest zakaz wchodzenia do wody ze względu na możliwość przebywania w niej krokodyli. Z powodu intensywnych opadów deszczu i wylewania rzek, mają one dobre warunki do migracji. Przed sezonem woda jest sprawdzana i odwiedzający mogą w niej pływać.

W parku występują bardzo duże kopce termitów. Właściwie od północnej części Australii Zachodniej po Terytorium Północne wszędzie jest ich mnóstwo. Budowane są one przez armię termitów, które żyją w ściśle określonej hierarchii. Na dnie kopca królowa ma swoją komnatę, wyżej żyją nimfy, larwy i zwykli pracownicy. Ich współpraca powoduje, że takie małe stworzonka potrafią zbudować nawet kilkumetrową wieżę.

A tutaj filmik, na którym widać jak małe termity pracują:

I więcej wodospadów w parku:

Katherine i okolice

Katherine jest ostatnim większym miasteczkiem w drodze na południe, czy wschód. W jego okolicy zatrzymaliśmy się w kilku pięknych miejscach. Niestety ponownie, większość z nich była całkowicie, tudzież częściowo, zamknięta. Pomimo że było pochmurno, to bardzo upalnie i wilgotno. Marzyliśmy o wejściu do wody i tylko w jednym miejscu udało nam się to zrobić- w miejscowości Mataranka, gdzie był mały naturalny basenik z bardzo czystą wodą i widzieliśmy, że nie ma tam krokodyli. Poza tym, kiedy tam dojechaliśmy, to jakaś grupka ludzi siedziała w wodzie, więc mieliśmy pewność, że miejsce jest sprawdzone;p

Zajechaliśmy również na wodospady Edith, niestety tylko jeden z nich był otwarty, czym byliśmy bardzo zawiedzeni. Jest to ciekawe miejsce ze względu na fakt, że wodospady mają kilka pięter. Szlak był jednak zamknięty, więc widzieliśmy tylko wodospad na dole. Na górze podobno znajdują się dwa kolejne i oczka do pływania. W porze suchej musi to być bardzo piękne miejsce.

Zajeżdżając na jeden z noclegów, spotkaliśmy węża, który nie przejmował się naszą obecnością. Co mnie zdziwiło, to fakt, że poruszał się bardzo wolno, ale chyba był najedzony, bo taki był grubiutki. Jechaliśmy na nocleg kilka metrów od niego, więc później bałam się wychodzić z samochodu;p


Filmik z wężem:

Pora deszczowa zdecydowanie nie jest dobrym czasem na odwiedzenie Terytorium Północnego. Wilgotność powietrza jest bardzo wysoka i nawet 30 stopni wydaje się nieznośne. Przez wzmożone opady deszczu i powodzie większość miejsc jest niedostępnych. Po ponad tygodniu spędzonym w tropikalnej północy, zmęczeni upałami jechaliśmy na wschodnie wybrzeże, gdzie liczyliśmy na bardziej znośną pogodę i chcieliśmy trochę odpocząć.